Mieszkańcom Dąbrowy Górniczej nic nie grozi - uważa Stanisław Żelichowski z PSL-u. W ten sposób przewodniczący sejmowej komisji środowiska komentuje sprawę przywozu do naszego kraju 70 ton odpadów z Salwadoru, które mają być utylizowane na terenie tego miasta.

Żyjemy w otwartym świecie - mówi Żelichowski. Poseł dodał, że gdy był ministrem środowiska, to większość tzw. mogilników spalił w duńskich spalarniach. Jego zdaniem bardziej niebezpieczne dla mieszkańców Śląska są efekty spalania niskiej jakości węgla w domach niż w tego typu specjalistycznych instalacjach, które podlegają rygorystycznym przepisom za których nieprzestrzeganie grożą gigantyczne kary.

>>> Czytaj też: Radość w Salwadorze, rozpacz na Śląsku. 300 tys. ton toksycznych odpadów trafi do Polski

Żelichowski powiedział, że kwestię utylizacji odpadów reguluje kilka aktów prawa międzynarodowego. W tym kontekście wymienił konwencję bazylejską o przemieszczaniu odpadów niebezpiecznych, która została podjęta przez ONZ; specjalną dyrektywę Unii Europejskiej oraz opracowanie OECD w ramach którego, jak powiedział, możemy do Polski sprowadzać odpady z biednych krajów, których nie stać na wybudowanie specjalnych instalacji, ale nie możemy ich tam wywozić.

Jutro na pytania posłów w tej sprawie będzie odpowiadał przedstawiciel ministerstwa środowiska.

Reklama