Siergiej Amirkhanow mija rząd bankomatów na Dworcu Kurskim w Moskwie. Zatrzymuje się przed pomarańczową maszyną. Zamiast jednak włożyć do niej kartę bankomatową, skanuje swój paszport, pozuje do zdjęcia i wprowadza swój numer telefonu komórkowego. Kilka minut później otrzymuje SMS-a z kolejnymi instrukcjami. Teraz może wrócić do bankomatu i pobrać z niego gotówkę, którą chce pożyczyć.

Te dziwne bankomaty już w maju zeszłego roku zaczęły pojawiać się na moskiewskich dworcach kolejowych i w centrach handlowych. Wyglądają jak zwykle bankomaty, ale ich celem jest przyjmowanie wniosków o pożyczkę, automatyczne podejmowanie decyzji kredytowych i wypłacanie pieniędzy na miejscu.

Udzielające kredytów bankomaty należą do Olega Bojko, rosyjskiego miliardera, który dorobił się majątku na sieci automatów do gier. Kiedy w 2009 roku prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił zakaz prowadzenia kasyn i salonów gier, Bojko przeniósł swój hazardowy biznes za granicę. Wciąż jednak kontrolował kilka rosyjskich spółek finansowych. W czerwcu 2013 roku zainwestował w łotewski holding 4finance i związaną z nim spółkę SMS Finance, która jest operatorem pożyczkowych bankomatów. Jak donosi rosyjski Forbes, Bojko ma w swoich rękach 75 proc. udziałów w 4finance.

W całej Moskwie działa dziś około 20 automatów do udzielania mikrokredytów. Rosjanie mogą pożyczać w nich maksymalnie 15 tys. rubli (241 dol.). Dług musi zostać spłacony najpóźniej w ciągu 20 dni. Oprocentowanie wynosi 2 proc. dziennie. W ujęciu zanualizowanym dochodzi do nawet 730 proc. Choć koszt takich pożyczek wydaje się olbrzymi, Rosjanie są gotowi na takie koszty i chętnie korzystają z nowych rozwiązań technologicznych, żeby związać koniec z końcem.

Reklama

>>> Czytaj też: Tak działa propaganda Putina. Oto sztuczki rosyjskich mediów na popieranie polityki Kremla

Kryzys wymusza zaciąganie długów, banki odsyłają Rosjan z kwitkiem

Siergiej Amirkhanow, pożyczył właśnie z bankomatu 3 tys. rubli. Na zwrot pieniędzy na 15 dni. Wartość odsetek to 900 rubli. Po tym, jak stracił pracę w jednej z moskiewskich elektrowni, musi zaciągać kredyty na utrzymanie swojej rodziny. Dopóki nie znajdzie nowego zatrudnienia, jego bank nie udzieli mu pożyczki. „Mam kartę depozytową, ale stan na rachunku wynosi zero. Jestem zdesperowany” – mówi 37-letni inżynier.

Konflikt na Ukrainie odciska coraz większe piętno na rosyjskiej gospodarce. Wiele inwestycji w kraju zostało wstrzymanych. Do Rosji napływa też coraz więcej uchodźców z prorosyjskich części Ukrainy, którzy stają się rosnącą konkurencją na tutejszym rynku pracy – twierdzi Amirkhanow.

Takie mikropożyczki to dla wielu Rosjan jedyny sposób na zaciągnięcie kredytu. Po tym, jak w zeszłym roku rubel zaczął gwałtownie tracić na wartości, ratingi rosyjskich banków poleciały w dół. Z powodu sankcji instytucje finansowe zostały odcięte od zagranicznych źródeł finansowania. Wszystko to sprawia, że banki mają coraz mniej pieniędzy na kredyty dla swoich klientów i zaostrzają procedury kredytowe, by uniknąć problemów z niespłacanymi pożyczkami. Dają tym samym pole do popisu królowi hazardu, który z powodzeniem korzysta z ryzykownego, ale dochodowego biznesu pozabankowych pożyczek gotówkowych.

Firmy pożyczkowe rosną w siłę

Firmy pożyczkowe, takie jak 4finance czy brytyjska Wonga.com, często określa się mianem sępów żerujących na najbiedniejszych. Statystyczny klient takich instytucji ma bardzo niską zdolność kredytową i problemy z zatrudnieniem. Najczęściej nie ma odpowiedniej wiedzy na temat innych dostępnych na rynku ofert finansowych – uważa Olga Najdenowa, analityk w BCS Financial Group z Moskwy. „Oprocentowanie pożyczek, które tacy klienci spłacają, jest bardzo zawyżone. Choć regulacje dotyczące tradycyjnego systemu bankowego zostały w ostatnim czasie zaostrzone, wobec biznesu mikropożyczkowego obowiązują znacznie łagodniejsze wymogi kapitałowe” – mówi.

Brak regulacji pozwala firmom pożyczkowym oferować usługi klientom, którzy z tradycyjnego banku zostaliby odesłani z kwitkiem – twierdzi Kieran Donnelly, dyrektor wykonawczy firmy 4finance należącej do Olega Bojko. Firma działa już w 12 europejskich krajach, głównie przez internet. Jest obecna także w Polsce - należy do niej Vivus Finance. W zeszłym roku do 4finance napłynęło ponad 11 mln wniosków o pożyczkę. W sumie klientom potrzebującym gotówki wypłacono 831 mln euro. Spółka planuje już nawet debiut na giełdzie w 2016 roku. Niedawno ze struktur 4finance została wydzielona spółka SMS Finance. Krok ten miał na celu uspokojenie inwestorów z większą awersją do ryzyka.

>>> Czytaj też: Firmy pożyczkowe: darmowa pożyczka, czyli lep na naiwnych

Eksperyment udany. Polska i Hiszpania następne w kolejce

Oprogramowanie bankomatów sprawdza, czy zdjęcie z paszportu klienta zgadza się z fotografią zrobioną przez maszynę. Proces podjęcia decyzji kredytowej trwa nie więcej niż 15 minut. Choć sieć pożyczających pieniądze bankomaty jest na razie swego rodzaju eksperymentem, spółka już snuje plany wyjścia z nimi za granicę. Pierwszy w kolejce jest polski rynek, potem Hiszpania.

Pożyczkę można spłacić w lokalnym banku, internetowych sklepach z elektroniką albo za pomocą systemu płatności on-line, takiego jak Qiwi lub YandexMoney. Gdy klient spóźnia się z uregulowaniem długu, może spodziewać się fali SMS-ów, e-maili i telefonów od przedstawicieli spółki, przypominających o spłacie pożyczki. Po 2-3 miesiącach bezskutecznych prób wyegzekwowania spłaty, wzywa się windykatorów. Około 10 proc. klientów ma problem ze spłacą mikropożyczek. 4finance odzyskuje jednak 55 proc. należności. To lepszy wynik, niż odsetek długów odzyskiwanych w kasynach.