Walka ze skutkami uzależnienia to starcie Dawida z Goliatem. Wielkie budżety reklamowe wygrywają ze słabymi programami profilaktycznymi.
To konkluzje ze sprawozdania Ministerstwa Zdrowia, które będzie dziś omawiane w Sejmie. Dokument, który resort przygotował na zlecenie posłów z sejmowej komisji zdrowia, jest przygnębiający. Choć to właśnie dzieci z rodzin alkoholików są grupą szczególnie poszkodowaną, a także zagrożoną przyszłymi uzależnieniami, państwo robi dla nich najmniej. Jedynie około 70 tys. z nich otrzymuje pomoc w ramach świetlic i programów terapeutycznych. Problem w tym, że najmłodszych wychowujących się w rodzinach z problemem alkoholowym może być nawet 1,5 mln. Czyli państwo pomaga niecałym 5 proc. z nich.
Teoretycznie taką opiekę powinny zapewniać samorządy. Zgodnie z przepisami najmłodsi mogą korzystać z pomocy w specjalistycznych placówkach, ze wsparcia dziennego w formie opiekuńczej i pracy podwórkowej, czyli najczęściej świetlic. Tymczasem statystki mówią same za siebie: w 2013 r. liczba placówek zmniejszyła się o 247 w porównaniu z rokiem 2012. To jedna czwarta wszystkich ośrodków. Co gorsze, tylko połowa uczęszczających tam dzieci była z rodzin alkoholowych.
Liczba maluchów, które w ogóle mogły skorzystać z dziennych pomocy, zmniejszyła się rok do roku o 48,3 tys. (z 198,2 tys. do 149,8 tys.). A dzieci z rodzin alkoholowych uczęszczających na te zajęcia stanowiły zaledwie 34 proc. Z form podwórkowych korzystało 5,1 proc. najmłodszych, których rodzice piją. W dodatku taka forma pomocy była prowadzona niemal wyłącznie w jednym mieście – z 80 tys. wychowanków aż 70 tys. mieszkało we Wrocławiu.
Reklama
– Pomoc dla dzieci z rodzin alkoholowych jest bardzo ważna, bo są one grupą podwyższonego ryzyka, jeśli chodzi o uzależnienia wszelkiego rodzaju, nie tylko alkoholizm – nie ma wątpliwości Witold Skrzypczyk, terapeuta i kierownik Profilaktyczno-Rozwojowego Ośrodka Młodzieży i Dzieci „PROM” w Łodzi. – Niestety profilaktyka zawsze jest do tyłu względem rzeczywistości. Dlatego wiele dzieci, nawet dwunastoletnich, już teraz zmaga się z różnymi uzależnieniami. Te dzieci powinny być kierowane do specjalnych placówek, których u nas brakuje. Jedyna szansa to Monar i ośrodki wychowawcze. One natomiast są specyficzne, trudno wysłać do Monaru, gdzie leczą się narkomani, dziecko uzależnione od komputera – dowodzi.
Autorzy sprawozdania MZ wskazują na błędy systemu. Ich zdaniem przede wszystkim brakuje stabilizacji funkcjonowania placówek. Oprócz zamykania miejsc wsparcia niekorzystna dla dzieci jest również rotacja kadry. Wychowawcy nie są zatrudnieni na etat, tylko na umowy-zlecenia. Co, jak piszą autorzy, „powoduje, że większość z nich traktuje tę pracę jako dodatkowe zajęcie i nie angażuje się należycie w pomoc dzieciom”. Ponadto praca z dużymi grupami uniemożliwia „realizację indywidualnych planów pomocy czy wreszcie brak oddziaływań wobec rodziców. Te i inne trudności sprawiają, że chociaż z jednej strony można mówić o istniejącym systemie świetlic, w których dzieci mogą uzyskać pomoc, to z drugiej strony system ten nie jest tak efektywny, a udzielana pomoc tak skuteczna, jak można by oczekiwać”.
Do tego dochodzi fakt, że wychowawcy nie są odpowiednio przeszkoleni. Z danych samorządów wynika, że w grupie 12 tys. zatrudnionych w świetlicach wychowawców tylko 2,2 tys. zostało specjalnie przeszkolonych w tym kierunku. Autorzy sprawozdania mieli też zastrzeżenia do programów profilaktycznych. Ocenili, że choć wydajemy na nie 30 mln zł rocznie, nie przynoszą efektów, a decydenci stosują je, bo mają widowiskowy charakter.
Tymczasem zagrożenie alkoholizmem wśród młodych jest bardzo wysokie. Z badań przeprowadzonych w 2011 r. w ramach międzynarodowego projektu ESPAD chociaż raz w ciągu całego życia piło 87,3 proc. uczniów klas trzecich szkół gimnazjalnych i 95,2 proc. uczniów klas drugich szkół ponadgimnazjalnych. Napoje wyskokowe są tanie i dla młodych łatwo dostępne. W dodatku wspierane wielkimi budżetami reklamowymi. W 2013 r. reklamy alkoholu tylko w telewizji publicznej emitowano przez prawie 15 tys. minut (w stacjach komercyjnych – 67 tys. minut) – czyli aż blisko... 1,4 tys. godzin reklam. Programy zawierające elementy profilaktyki w telewizji publicznej: dwa razy krócej.