Symbolem początku kryzysu finansowego z 2007 r. stały się obligacje zabezpieczone hipoteką sprzedawane jako wysokiej jakości papiery, które ostatecznie okazały się niewiele warte. Czy stuletnie obligacje skarbowe też zostaną symbolem?

Właściwie to prawie bez znaczenia, czy Argentyna sprzedała obligacje stu-, dwustu- czy tysiącletnie. Żaden ze składających podpis pod formularzem zapisu (lub naciskającym enter) nie będzie już żył, gdy obligacje będą zapadały, nikt nie jest też w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądała finansowa sytuacja Argentyny w okresie obsługi tego długu. Nie o to przecież w tej transakcji chodzi, by przewidywać, co wydarzy się w ciągu stu lat. Wszyscy wiedzą, że to niemożliwe.

Emisja obligacji stuletnich przez państwo, które na finansowym ringu leżało już osiem razy na łopatkach przypomina, że w istocie na rynkach finansowych liczy się to, co jest „tu i teraz”, wliczając w to jednak także wszystkie te czynniki, które w danym momencie dadzą się przewidzieć. Skoro dziś Argentyna znalazła się na drodze reform, to inwestorzy potrafili jej zaufać. Jeśli obecny prezydent przegra kolejne wybory albo jeśli zacznie przegrywać je w sondażach, inwestorzy będą te same obligacje starali się sprzedać. Jeśli zaś skutki reform zdążą przełożyć się na portfele Argentyńczyków, szansa na plasowanie kolejnego długu na jeszcze lepszych warunkach wzrośnie. Wówczas ci inwestorzy, którzy dziś wyśmiewają się z kolegów nabitych w obligacje Argentyny, odkupią je i to po wyższej cenie. Zaś ci, którzy kupili je od rządu z rentownością 7,125 proc. zarobią i na odsetkach i na wyższej wycenie, dzięki czemu być może przyciągną kolejnych klientów do zarządzanych przez siebie funduszy.

Obligacje stuletnie, to nie zakład o wykup papierów w 2117 roku. To zakład o wynik wyborów prezydenckich w 2019 r. i o wszystko to, co wydarzy się zanim do nich dojdzie. Oraz oczywiście o wydarzenia w kolejnych latach. Im dłuższy termin do wykupu, tym większa zmiana ceny jest potrzebna, by istotnie przesunąć rentowność obligacji. Jeśli w przyszłym tygodniu stuletnie obligacje Argentyny spadłyby o 50 proc. ich rentowność zmieniłaby się o 0,5 pkt proc… Przez postronnych obserwatorów rzecz byłaby trudna do uchwycenia, co nie zmienia faktu, że czyjaś pozycja straciłaby połowę wartości, a jeśli była lewarowana, to nawet więcej. Z tego powodu stuletnie obligacje prędzej staną się zabawką w rękach spekulantów niż lokatą kapitału, z którą ktoś zwiąże plany utrzymania kolejnych pokoleń swojej dynastii.

W tej historii nie może nam jednak umknąć „głos rozsądku”. Wszak chodzi o obligacje zapadające za 100 lat, których rentowność wycenia każdy kolejny rok zdolności Argentyny do obsługi długu na nieco ponad 7 pkt bazowych, a więc śmiesznie mało jak na kraj, który bankrutuje częściej niż w Watykanie zmienia się papież. Ale 7 proc. to też ponad dwa razy więcej niż można dziś zarobić na dziesięcioletnich obligacjach np. polskiego czy węgierskiego rządu, 12x więcej niż płacić musi rząd Francji i prawie 30x tyle, co oferują dziesięcioletnie bundy. Jeśli chodzi o wycenę papierów porównywalną do wyceny obligacji innych krajów, inwestorzy obejmujący obligacje Argentyny się nie pomylili – w końcu na tym polega ich zawód.

Reklama

Jeśli więc rynki są szalone, to ich wariactwo nie polega wcale na złej wycenie „tu i teraz”, ani na braku wyobraźni. Ostatecznie, gdyby nie wieloletni horyzont, żadne z nas nie dostałoby w banku trzydziestoletniego kredytu hipotecznego, bo prawdopodobieństwo zatrzymania jego spłaty w tym okresie jest dużo większe niż bankructwa kraju, choćby i dziewiątego z kolei. Szaleństwo polega na tym, że największym graczem na rynku obligacji zostały banki centralne, których władze ponoszą wyłącznie historyczną odpowiedzialność za skutki decyzji, których być może nikt nie jest w stanie do końca przewidzieć. Jednym z efektów tych działań jest stworzenie warunków do emisji stuletnich obligacji, które są niczym więcej niż instrumentem spekulacyjnym, przeciwieństwem tego, co z obligacjami zwykło się kojarzyć.

>>> Czytaj też: To koniec silnego dolara? Nadchodzi czas euro