Myślę, że już czas, byśmy zbudowali swój blockchain – mówi Szef do Dilberta. – Czy on w ogóle wie, o czym mówi, czy zobaczył to w jakiejś reklamie w miesięczniku dla handlowców? – myśli Dilbert. A głośno pyta: – A w jakim kolorze chciałby pan tego blockchaina? – Myślę, że te fiołkowe mają najwięcej RAM – odpowiada Szef.
Tę obrazkową historyjkę Scott Adams musiał ułożyć ładnych parę lat temu, skoro w branży nowych technologii stała się już kanoniczna. Znalazła się nawet w wydanej półtora roku temu książce Dona Tapscotta, niestrudzonego entuzjasty cyfrowej zmiany, który już w tytule obwieścił nadejście nowego porządku. „Rewolucja blockchain. O tym, jak technologia bitcoina zmienia pieniądze, biznes i cały świat” – skromnie obwieszczała okładka w maju 2016 r. Tapscott idealnie wpisał się w trend, który zaczął się rok wcześniej – wraz z pojawieniem się wielu przedsięwzięć stawiających sobie za cel rozwój i nowe wykorzystanie technologii stojącej za bitcoinem.
Najpierw, w połowie czerwca 2015 r. Vitalik Butrin stworzył platformę Ethereum, która (wśród wielu innych nowości) dawała każdemu, kto sobie zażyczy, możliwość emisji własnej kryptowaluty. Nim skończyło się lato, na poszukiwanie Świętego Graala innowacji ruszyły banki i rozmaitej maści instytucje technologiczne, które zawiązały projekt R3 (dziś liczy ok. 70 członków), by szukać w nowej technologii nadziei dla przyszłej bankowości. Trzy miesiące później, w grudniu, podobny cel postawiła sobie Fundacja Linux. Jej projekt o kryptonimie Hyperledger w lutym 2016 r. liczył ok. 30 podmiotów, dziś jest ich ponad setka.
Dwa lata i o blockchainie zrobiło się naprawdę głośno.
Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej
Reklama