Przemysław Schmidt nie będzie łączył pracy w radzie nadzorczej windykatora z zasiadaniem w komitecie inwestycyjnym funduszu zarządzanego przez państwową spółkę.
Problemy finansowe, w jakie popadł w ostatnim czasie GetBack, doprowadziły do trzęsienia ziemi w zarządzie i radzie nadzorczej spółki. Nowe twarze, które się w nich pojawiły, mają wyprowadzić spółkę na prostą i przeprowadzić jej restrukturyzację.

Ryzyko konfliktu interesów

Wśród osób powołanych 30 maja do rady nadzorczej GetBacku znalazł się Przemysław Schmidt. To prawnik, menedżer i bankier inwestycyjny z wieloletnim doświadczeniem. Patrząc na jego CV, zrekrutowanie go do pracy w radzie nadzorczej GetBacku nie dziwi. Gdyby nie fakt, że nałożyło się na jego pracę w komitecie inwestycyjnym Funduszu Inwestycji Samorządowych, zarządzanego przez Polski Fundusz Rozwoju. Potencjalny problem został już jednak rozwiązany.
– W związku z niedopełnieniem przez Przemysława Schmidta obowiązku uprzedniego poinformowania PFR o podjęciu funkcji, które mogą powodować potencjalne ryzyko konfliktu interesów, PFR po powzięciu informacji o powołaniu Przemysława Schmidta do rady nadzorczej GetBacku na bazie publicznego komunikatu tej spółki, wystosował do niego pismo wzywające go do usunięcia ryzyka konfliktu interesów zgodnie z obowiązującymi procedurami. W dniu 6 czerwca Przemysław Schmidt poinformował PFR o złożeniu rezygnacji z funkcji w Funduszu Inwestycji Samorządowych – odpowiedziało na nasze pytania biuro prasowe państwowego wehikułu finansowego.
Reklama
Schmidt jako niezależny członek komitetu inwestycyjnego, nie zajmował się inwestowaniem w spółki. Był do niego powołany w sierpniu 2015 r., kiedy jeszcze funkcjonował protoplasta PFR, czyli powołana za rządów poprzedników spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe. Wówczas Schmidt dołączył także do komitetu inwestycyjnego Funduszu Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw (zrezygnował z końcem kwietnia 2017 r.). Zasiadał również w radzie nadzorczej samego PIR.
Zadaniem członków komitetów powoływanych na trzyletnie kadencje jest niezależna ocena projektów inwestycyjnych, aby ich wybór dokonywany był na podstawie rachunku ekonomicznego, a nie motywacji politycznych. Dodatkowo taka konstrukcja pozwala nie zaliczać PFR i będących pod jego skrzydłami funduszy do sektora finansów publicznych. Co za tym idzie, ich działalność biznesowa, chociaż spółkę w 100 proc. kontroluje państwo, nie podbija nam statystyk deficytu i długu publicznego.
– To dmuchanie na zimne ze strony PFR. Przemysław Schmidt to człowiek z wieloletnim doświadczeniem w pracy w wielu radach nadzorczych, profesjonalista, ale postawił państwową spółkę w trudnej wizerunkowo sytuacji, uwzględniając to, co się dzieje wokół GetBacku – mówi nam menedżer jednej ze spółek giełdowych.
W PFR nikt nie był uprzedzony o zamiarze dołączenia Schmidta do rady nadzorczej windykatora. PFR zaś jest stroną w sprawie podejrzenia manipulowania informacją przez byłego prezesa GetBacku Konrada Kąkolewskiego oraz byłą wiceprezes Annę Paczuską. To oni podpisali się pod feralnym komunikatem, w którym spółka przekonywała, że prowadzi rozmowy o finansowaniu z PFR i PKO BP. Państwowe podmioty zdementowały te informacje. Paweł Borys, który szefuje państwowemu funduszowi, zgłosił sprawę do Komisji Nadzoru Finansowego, a ta zawiadomiła o podejrzeniu popełnienia przestępstwa prokuraturę. Kąkolewski dzień po komunikacie stracił stanowisko prezesa. Do dzisiaj jednak podtrzymuje, że rozmowy miały miejsce, a spółka była zobowiązana poinformować o nich akcjonariuszy. Nadzór w tej sprawie wziął jednak stronę PFR i PKO BP. W toku kolejnych ustaleń zaś skierował do prokuratury szereg nowych zawiadomień. Na razie śledztwo toczy się w sprawie i nikt nie ma postawionych zarzutów.

Co najmniej niezręczność

Przemysław Schmidt nie miał nic wspólnego z poprzednimi władzami GetBacku. Do rady nadzorczej spółki trafił 10 dni temu. Jest jej wiceprzewodniczącym, zasiada też w komitecie audytu oraz kieruje komitetem do spraw restrukturyzacji.
PFR nie chce być w żaden sposób kojarzony z borykającym się z problemami windykatorem. Pod koniec maja państwowa spółka przedstawiła kalendarium jej kontaktów z przedstawicielami GetBacku, które ma być dowodem na to, że nie była zainteresowana współpracą i nie deklarowała wsparcia finansowego ani nie prowadziła żadnych negocjacji.Stąd taka reakcja na powołanie członka komitetu inwestycyjnego jednego z funduszy zarządzanych przez PFR. Co ciekawe, Przemysław Schmidt zasiada w innych radach nadzorczych i łączył to przez ostatnie lata z pracą na rzecz państwowego funduszu. Jest od października 2017 r. szefem rady nadzorczej spółki Yawal, w 2013 r. został członkiem rady Rafako, a dwa lata później dołączył do organu nadzoru w Pagedzie.
Dlaczego więc w tym przypadku postąpiono inaczej, chociaż PFR utrzymuje, że konfliktu interesów nie było? – Z uwagi na publikację przez GetBack nieprawdziwego raportu bieżącego na temat rzekomych negocjacji PFR z GetBackiem i powstałym w tym zakresie ryzykiem sporów prawnych, w ocenie PFR taka sytuacja może rodzić potencjalne ryzyko konfliktu interesów w przyszłości – tłumaczy biuro prasowe funduszu.
Z taką argumentacją zgadzają się również eksperci. – Z mojego punktu widzenia to jest sytuacja, która mogła być niezręczna. Potencjalny konflikt interesów mógł występować w związku z komunikatem, jaki wydał GetBack, a który został stanowczo zdementowany przez PFR i PKO BP – podkreśla Mariusz Kanicki, makler i konsultant oraz autor blogu „Mój Giełdowy Punkt Widzenia”.

Z Przemysławem Schmidtem nie udało nam się skontaktować i uzyskać jego komentarza.

>>> Czytaj też: Polska Fundacja Narodowa bezprawnie unika przetargów