Raport NIK w sprawie kredytów frankowych jest nierzetelny i manipuluje faktami - tak opublikowany w czwartek raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie kredytów frankowych komentuje wiceprezes Związku Banków Polskich Jerzy Bańka.

"Uderzające jest to, że NIK, która uważana jest za instytucję rzetelną i wiarygodną, publikuje raport, który grzeszy nierzetelnością" - mówi Bańka PAP.

Zwraca uwagę, że w raporcie NIK pominęła wiele bardzo ważnych aspektów sprawy kredytów frankowych. "Można nawet mówić o swoistej manipulacji faktami w celu obrony z góry postawionej tezy" - ocenia.

>>> Czytaj też: Alarmujący raport NIK. Państwo nadal nie pomaga frankowiczom

W opinii Bańki NIK pomija np. kwestię tzw. Rekomendacji S Komisji Nadzoru Finansowego, która narzuciła bankom obowiązek oferowania najpierw kredytu złotowego, a dopiero na wyraźnie żądanie klienta, kredytu denominowanego lub indeksowanego do obcych walut.

Reklama

Nieprawdziwa jest też teza NIK, dodaje, że banki nierzetelnie badały zdolność kredytową klientów. "Jest akurat odwrotnie, bo banki udzielając tych kredytów stosowały specjalne bufory, aby jakość tego portfela była wysoka. To potwierdziła praktyka, bo ostatni raport KNF pokazuje że tzw. szkodowość na portfelu kredytowym CHF jest bardzo niska, co jednoznacznie potwierdza, że badanie zdolności kredytowej było zrobione bardzo dobrze" - podkreśla rozmówca PAP.

W raporcie NIK, dodaje wiceprezes ZBP, nie ma np. nic na temat przyczyn, dla których w połowie lat dwutysięcznych UOKiK nie chciał się zgodzić na ograniczenie dostępu do kredytów walutowych. Nie ma też "ani jednego słowa" na temat nacisków politycznych ze strony rządu w tamtym okresie, m.in. na NBP i ówczesną Komisję Nadzoru Bankowego, by nie ograniczać dostępu do kredytów walutowych.

"Raport także, wbrew licznym orzeczeniom sądowym, stawia tezę, jakoby banki działały nieuczciwie i uzyskały jakieś nieuprawnione przychody" - zaznacza Bańka. "Trudno się z takim dokumentem zgodzić, ma on charakter populistyczny i nie służy dobrze całej sprawie" - dodaje.

Instytucje odpowiedzialne za ochronę konsumentów w latach 2005-2013 nie zapewniły właściwego egzekwowania praw kredytobiorców oraz zbyt późno przeciwdziałały nieuczciwym praktykom banków - stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli w raporcie opublikowanym w czwartek, a dotyczącym kredytów walutowych.

Według inspektorów NIK słabość systemu ochrony konsumentów m.in. umożliwiła wzrost wolumenu kredytów do skali, przy której obecnie wyeliminowanie ryzyk z nimi związanych wiązałoby się z poniesieniem znaczących kosztów przez banki lub zadłużonych obywateli.

Przy udzielaniu kredytów, jak oceniono, miały miejsce niewłaściwe praktyki banków, w tym zawieranie w umowach kredytowych niedozwolonych postanowień umownych, pozwalających na jednostronne kształtowanie przez banki, na niejasnych zasadach, wysokości oprocentowania lub kursów, po jakich przeliczane były udzielane kredyty lub spłacane raty. "Klauzulami abuzywnymi były także postanowienia przewidujące obowiązkowe ubezpieczenie niskiego wkładu własnego kredytobiorcy, na warunkach które nie były znane kredytobiorcy w momencie zawierania umowy kredytu" - napisano.