Najbardziej obciążające finansowo były dla miast koszty nadgodzin policjantów oraz opłaty dla agencji ochrony, które nadzorowały marsze i eksmitowały demonstrantów z ich obozowisk. Dalsze wydatki wygenerowało usuwanie skutków protestów przez służby miejskie.

Największe koszty poniosły dotychczas Nowy Jork i Oakland, w których kilkakrotnie doszło do starć policjantów z protestującymi.

W kalifornijskim Oakland, gdzie uczestnicy ruchu Occupy doprowadzili do tymczasowego zamknięcia portu, wydano do tej pory 2,4 mln dol. z miejskiej kasy, w której widnieje 58-milionowa dziura budżetowa.

"Koszty związane z obozowiskami rosną nadwerężając nasze wątłe zasoby - policję, roboty publiczne i inne służby miejskie" - przyznaje burmistrz Jean Quan.

Reklama

>>> Zobacz też: Noblista: Ruch Okupacja Wall Street jest demonizowany

W innej sytuacji jest departament policji w Nowym Jorku, który wprawdzie na wynagrodzenia dla funkcjonariuszy za nadgodziny wydał już 7 mln dol., jednak jest to relatywnie niewielkie obciążenie dla całego budżetu wielkości 2,4 mld dol.

"Tak, jest to znaczące i długotrwałe, ale w ogólnej perspektywie nie jest niczym, do czego nie jesteśmy przygotowani" - powiedział o zjawisku Occupy zastępca burmistrza Cas Holloway.

Sami protestujący obwiniają za generowanie kosztów właśnie policję.

"To 7 mln dol. podatników, które wydawane są dla zduszenia naszych praw wynikających z pierwszej poprawki" - oburza się Pete Dutro, demonstrant z Nowego Jorku powołując się na konstytucyjnie gwarantowaną wolność religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń. "Oni jak zwykle przesadnie reagują" - mówi o środkach ostrożności policji.

"Walczymy przeciwko chciwości korporacji a oni martwią się o trawnik?" - pyta retorycznie Clark Davis z Occupy Los Angeles, gdzie zniszczenia parku miejskiego oszacowano na 200 tys. dol.

Ruch Okupuj Wall Street powstał pod hasłami zmniejszenia rosnących nierówności dochodów w USA i ukarania banków za nadużycia, które doprowadziły do kryzysu w 2008 roku i globalnej recesji. OWS twierdzi, że reprezentuje "99 procent" społeczeństwa amerykańskiego, potraktowane nie fair przez najzamożniejsze 1 procent.