Rzadko zdarza się, aby najbiedniejszy członek UE był stawiany jako wzór.

Co miała na myśli Angela Merkel mówiąc na początku lipca, że Grecja powinna wziąć przykład z Bułgarii? O czym innym mogłaby mówić niemiecka kanclerz, jeśli nie o „oszczędzaniu” – pisze założyciel i główny dyrektor KBC Securities w Bułgarii, Ilian Scarlatov.

Bułgarzy wbrew pozorom mają wiele wspólnego jeśli chodzi o historię z Grecją. Oba kraje przez wieki znajdowały się pod dominacją otomańską, oba walczyły o niepodległość i oba ostatecznie stały się biednymi zaściankami Europy. Ich ścieżki zaczęły się rozchodzić po II wojnie światowej, kiedy Bułgaria została włączona do bloku sowieckiego a Grecja pozostała częścią Europy Zachodniej. Odkąd Grecja weszła do UE (wtedy Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej) w 1981 roku została zalana pieniędzmi, podczas gdy sąsiedni kraj doświadczał „komunistycznej stagnacji”.

Gdy w 1989 roku upadł Związek Radziecki, narodziła się nowa bułgarska demokracja. Ale skarb państwa nie miał pieniędzy, aby ją finansować. Oszczędności kraju były znikome, sklepy puste, bezrobocie wysokie a infrastruktura przypominała ruinę. Oszczędzanie stało się po prostu częścią życia obywateli.

Reklama

Po siedmiu latach opóźnionych reform, promowania prywatnego biznesu i prawie całkowitego braku regulacji prawnych, w 1996 w Bułgarię uderzyła hiperinflacja roku i „wyczyściła” kraj z oszczędności. Jedna trzecia państwowych banków poszła do likwidacji. W rezultacie lev, waluta Bułgarii, została powiązana sztywnym kursem marką niemiecką a potem z euro. Bank centralny dostał zakaz pożyczania bankom komercyjnym – ten środek ostrożności obowiązuje do dzisiaj. Międzynarodowy Fundusz Monetarny wymaga od Bułgarii, aby ilość waluty będącej w obiegu była ściśle powiązana z poziomem rezerw zagranicznych.

Dekada pomiędzy 1989 i 1999 rokiem była ciężka, ale uczyniła z Bułgarii pod względem oszczędności zdyscyplinowany kraj – nawet po tym, jak dołączył on do UE w 2007 roku. Sektor bankowy jest finansowany z kont oszczędnościowych, które dostarczają zdrowego kapitału na międzynarodowym poziomie Tier 1. Nasycenie rynku kartami kredytowymi jest bardzo niskie – Bułgarzy preferują gotówkę.

Bycie biednym nie jest oczywiście zabawne. Pracownicy sektora publicznego są źle opłacani a emeryci walczą o przeżycie za swoje niskie pensje. Ani jedna autostrada łącząca granice kraju nie została skończona a w stolicy Sofii działają tylko fragmenty metra. Taką cenę płaci się za „nie wydawanie cudzych pieniędzy”.

Mimo to, dzisiaj Bułgaria ma dodatni wzrost gospodarczy i drugi najniższy poziom długu publicznego w UE (po Estonii), wynosi on 16 proc. PKB. Ma również dobrze zarządzany deficyt budżetowy, który wynosi około 2 proc. PKB, pomimo niskich podatków korporacyjnych i dochodowych, które stanowią tylko 10 proc. Zasoby rezerw walutowych sięgają 6 proc. PKB. W skrócie – ten kraj ma przeszłość.

Nie można tego powiedzieć o Grekach, którzy wydają więcej niż zarabiają przez co najmniej 20 lat. W Grecji - jeśli tylko ktoś dostanie etat w sektorze publicznym nie musi się już martwić o zwolnienie z pracy, dostaje 40 dni wakacji w roku i pensję za 14 miesięcy zamiast 12, a także gwarantowane roczne podwyżki. W konsekwencji Grecy są bogatsi, choć ich styl życia jest nie do utrzymania. Stosunek długu do PKB stanowi 165 proc. a deficyt budżetowy jest na trudnym do kontrolowania poziomie 9,1 proc. PKB.

"Tropita" za 30 eurocentów

Po wprowadzeniu euro w 2001 roku grecki rząd nie był w stanie utrzymać kontroli nad cenami detalicznymi, które wzrosły trzykrotnie. Tradycyjne „triopita”, czyli ciasto z serem, w 2001 roku kosztowało w Atenach 30 eurocentów. Do roku 2006 zdrożało do 3 euro. Jak to możliwe? W ilu miejscach na świecie wartość towarów wzrosła 10-krotnie w tamtym okresie? A rząd zamiast zacząć kontrolować ceny skupił się na podnoszeniu pensji – co oznaczało zwiększenie pożyczek.

Zbyt duża dźwignia finansowa została użyta także przy projektach infrastrukturalnych. Greckie autostrady są nieskazitelne, porty i metro w Atenach to dzieła sztuki – lepsze nawet od niemieckich. W 2004 roku Ateny zostały przystosowane do Igrzysk Olimpijskich. Szacunki całkowitych kosztów organizacji tego wydarzenia sięgają od 6 mld do 27 mld euro. Dla każdego makroekonomisty oczywistym jest, że infrastruktura na tak szeroką skalę nie bilansuje się z blisko 300 mld PKB. Większość pieniędzy była pożyczona a dzień spłaty długów zawsze przychodzi na końcu, o czym doskonale wie kanclerz Merkel.

Przykład Bułgarii jest jedyną drogą dla Grecji. Oznacza zubożenie, przynajmniej jak na teraz, ale w przeciwieństwie do Bułgarii w latach 90., Grecja ma infrastrukturę i oszczędności – szacowane na 600 mld euro, schowane na potem za granicą – a to ułatwi cały proces naprawy gospodarki. Oszczędności powinny nauczyć grecki rząd i cały naród bycia przestrzegania dyscypliny w swoich wydatkach.

Może i Europa nie poradziła sobie z kryzysem finansowym, ale przez ostatnie trzy lata to Grecy próbowali obwiniać innych za stan swojej gospodarki. Jeśli nie rozpoznają własnych błędów, ich dalsza droga rozwoju nigdy nie będzie stabilna.

Albo ten smaczny sernik znów będzie sprzedawany po 30 centów na ulicach Aten, albo kraj będzie musiał opuścić strefę euro.