Unia musi wypracować porozumienie z Chinami, ale będzie to trudne.

W przeddzień 15. już szczytu UE-Chiny źródła unijne tonowały oczekiwania dotyczące decyzji, jakie mogą zapaść podczas rozmów prowadzonych w imieniu UE przez szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya i szefa KE Jose Barroso z chińskim premierem Wenem Jiabao.

"Prowadzone będą negocjacje mające pomóc wyartykułować wspólną wolę w sprawie inwestycji. Nie jest tajemnicą, że będą one trudne" - powiedział ostrożnie unijny dyplomata. "Obie strony zdają sobie sprawę, że wzmocnienie partnerstwa ma zasadnicze znaczenie dla przetrwania trudnych czasów" - ocenił, odnosząc się do globalnego spowolnienia gospodarki.

Brytyjski instytut Chatham House w raporcie ocenia, że "najwyższy czas wypracować (w stosunkach) z Chinami spójną politykę w kwestii inwestycji", zarówno tych z Państwa Środka, jak i tych kierowanych do Chin. Wspólne podejście UE posłuży interesom jej firm, które mają trudności z dostępem do rynku w Chinach, oraz pomoże Unii zwiększyć inwestycje Chin w UE, wzmocni jej wewnętrzne więzi i zwiększy siłę w negocjacjach - podkreśla think tank.

Reklama

Inny ośrodek analityczny, amerykańska Rada ds. Stosunków Zagranicznych (CFR), domaga się większego altruizmu Niemiec. Kraj ten w pojedynkę pracował nad rozwijaniem rynków dla swojego eksportu w Azji - zauważa. Niemcy są obecnie jedynym krajem UE, który ma nadwyżkę handlową w obrotach z Pekinem; są też największym europejskim eksporterem do Chin.

Dyrektor generalny w Sekretariacie Generalnym Rady UE Jarosław Pietras w rozmowie z PAP określa wytyczne Chatham jako "myślenie życzeniowe". W kontekście np. porozumień międzyrządowych widać jego zdaniem, że kraje członkowskie UE "mają różne interesy", choćby w kwestii energii. "Wewnętrzne zróżnicowanie UE utrudnia wspólną politykę" - wyjaśnia Pietras, dodając, że pewnych obszarach każde państwo woli samo zawierać ważne umowy. Przyznaje zarazem, że współpraca UE z Chinami jest konieczna.

Globalne inwestycje Pekinu są kolosalne, podczas gdy "gospodarczy wpływ i skala inwestycji Chin w UE są niewielkie (...) mimo że państwa UE czynią usilne starania, by przyciągnąć chińskich inwestorów" - wytyka raport Chatham.

Starania te wyjaśnia po części brytyjski tygodnik "The Economist" - firmom w UE po prostu "desperacko brakuje pieniędzy".

Tak pożądane inwestycje Chin w Europie budzą jednak lęki. Jak ujęła to gazeta "La Libre Belgique", "Chiny ruszają na podbój Europy", prezentując się "jako zbawca finansowy w kryzysie". Unijny dyplomata mówi jednak, że wiele państw UE ma "sentyment do protekcjonizmu" i stara się "chronić niektóre sektory", po prostu nie wpuszczając do nich Chińczyków.

Państwo Środka woli zaś inwestować w UE w trwałe aktywa, np. przedsiębiorstwa i infrastrukturę, a nie np. w obligacje, postrzegane jako niepewna lokata kapitału. Według portalu RealClearPolitics.com Pekin wykorzystuje zadłużenie krajów europejskich, by umocnić swoje wpływy na kontynencie.

Według Chatham kierunki chińskich inwestycji dają podstawy do pytań o motywy Chińczyków. Raport odnosi się tym samym do powszechnie przypisywanych temu krajowi zamiarów: szukania dostępu do najnowszych technologii i know-how, kupowania cenionych marek i pozyskiwania tym samym wpływów w międzynarodowych koncernach. Bardziej rozwinięte kraje UE są więc kierunkiem "lepszych inwestycji".

W interesie nowych państw UE leży wypracowanie spójnego stanowiska wobec Pekinu. W przeciwnym razie pieniądze i kontrakty trafiać będę wedle uznania Chin do upatrzonych partnerów, a słabszym trafią się mniej udane inwestycje. Polscy biznesmeni - wynika z ich deklaracji - chcą bezpieczeństwa, jakie może przynieść wspólna polityka UE wobec Chin.

Jak wskazuje rozmówca PAP, polskie firmy zniechęca w Chinach niepewność co do funkcjonowania systemu prawnego, który może je narazić na straty. Biznesmeni są też przekonani, że kraje UE konkurują o względy Chin.

Unia musi współpracować z Chinami nie tylko ze względu na skalę gospodarczych współzależności, ale też dlatego, że coraz trudniej jej z Państwem Środka konkurować. Według raportu Światowego Forum Ekonomicznego o konkurencyjności (za lata 2011-2012) szacowana stopa realnego wzrostu UE nie powróciła jeszcze do poziomu z roku 2007, podczas gdy dochód Chin wzrósł w tym czasie o 32 proc. Ponadto Chiny są nieodzownym partnerem biznesowym ze względu na wielkie rezerwy walutowe, które mogą ulokować w głodnych kapitału spółkach, oraz rozległy rynek zbytu.

Negocjacje z Chinami są utrudnione przez nieporozumienia handlowe. Na początku września KE wszczęła śledztwo w sprawie stosowania dumpingowych cen chińskich paneli słonecznych importowanych do UE. Źródła unijne uznają jednak ten spór za "jedno z licznych, nieuniknionych nieporozumień, jakie zawsze przytrafiają się przy wielkich obrotach handlowych".

Doroczny szczyt UE-Chiny nie zakończy się w czwartek konferencją prasową przywódców. Komisja Europejska podała w środę, że bardzo chciała takie spotkanie z dziennikarzami zorganizować, ale nie udało się porozumieć z Chińczykami w sprawie warunków. Według rzeczniczki KE Pii Ahrenkilde-Hansen, strona chińska próbowała wymusić dobór dziennikarzy i ograniczyć liczbę i rodzaj zadawanych pytań, na co KE nie chciała się zgodzić.

Na dwóch poprzednich szczytach UE-Chiny również - z tych samych powodów - nie zorganizowano konferencji prasowych, co wzbudziło protesty dziennikarzy akredytowanych w Brukseli.