Zaprezentowana latem druga wersja projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) uwzględnia ponad 2 tys. uwag zgłoszonych przez 600 podmiotów do pierwszej wersji projektu.
Miesiące konsultacji i poprawek pozwoliły na wypracowanie projektu, który został z zadowoleniem przyjęty przez reprezentantów branży energetycznej. Radość nie trwała jednak długo. Nie minął miesiąc, odkąd starannie opracowana wersja projektu ujrzała światło dzienne, a już pojawiały się opinie krytyczne i postulaty wprowadzenia dalszych zmian.

Opłata i współczynnik

Przedstawiciele tzw. energetyki zawodowej krytycznie oceniają zapowiedź zniesienia waloryzacji tzw. opłaty zastępczej. Zgodnie z obowiązującym prawem, każdy producent energii musi wprowadzać do sieci dystrybucyjnej określoną część energii pochodzącej z OZE i poświadczyć spełnienie tego obowiązku odpowiednimi dokumentami, tzw. zielonym certyfikatem. W przeciwnym przypadku ma obowiązek wniesienia tzw. opłaty zastępczej, która trafia do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).
Reklama
– Rzeczywista wartość opłaty zastępczej będzie spadać wraz z upływem czasu, choćby z powodu inflacji. Dlatego tak ważny jest ustawowy mechanizm, który pozwala na bieżące korygowanie opłaty zastępczej i dostosowywanie jej do aktualnych warunków rynkowych i sytuacji makroekonomicznej – podkreśla Robert Macias, członek zarządu RWE Renewables.
Podobne wątpliwości ma Izabela Kielichowska, dyrektor ds. polityki energetycznej w Europie, Rosji i krajach WNP w GE Energy.
– Opłata zastępcza to jest to w uproszczeniu górna granica ceny, jaką spółki energetyczne są gotowe zapłacić za zielony certyfikat. Brak indeksacji tej opłaty będzie prowadził do realnego spadku jej wartości, a w konsekwencji do ograniczania realnej wartości rynkowej zielonych certyfikatów. Jeśli dodamy do tego stopniowe obniżanie współczynnika korekcyjnego wsparcia dla OZE, to w efekcie przychody operatorów zielonych instalacji będą się zmniejszać – przekonuje Izabela Kielichowska.
Projekt ustawy o OZE przewiduje zróżnicowanie wsparcia finansowego dla OZE w zależności od rodzaju źródła energii. Takie rozwiązanie umożliwia regulowanie na bieżąco poziomu wsparcia dla danej technologii OZE w zależności od jej aktualnego kosztu oraz przewidywanych zmian kosztów.
– Należy oczekiwać, że ceny technologii OZE będą stopniowo, z roku na rok spadać. Dlatego w dłuższej perspektywie energetyka odnawialna będzie coraz bardziej opłacalna. Z czasem może nawet konkurować z energetyką konwencjonalną. Współczynnik korekcyjny pozwala na uwzględnienie tego trendu we wspieraniu rozwoju OZE ze strony państwa – mówi Robert Macias.

Spór o współspalanie

Istotną częścią projektu są rozwiązania promujące efektywne wykorzystanie biomasy. Chodzi m.in. o preferencje podatkowe na zakup biomasy oraz małych kotłów do jej spalania. Ministerstwo Gospodarki planuje też ograniczenie, a docelowo likwidację do 2020 r. wsparcia dla technologii współspalania. Jedni chwalą ten pomysł, ale drudzy gwałtownie protestują przeciw niemu. GDF Suez zapowiada, że po uchwaleniu ustawy o OZE w obecnym kształcie zażąda od Skarbu Państwa kilkuset milionów złtych odszkodowania. Firma ta wybudowała w Połańcu za ok. 400 mln zł instalację do współspalania. Decydując się na tę inwestycję, zakładała gwarantowany przez obowiązujące wówczas przepisy poziom wsparcia do 2017 r. Wejście w życie ustawy o OZE zburzy plan zwrotu z inwestycji i osiągnięcia przychodów. Z podobnymi roszczeniami mogą wystąpić inni inwestorzy.

Promocja mikroźródeł

– Wejście w życie ustawy oznacza lepsze działanie systemów wsparcia, które dopomogą rozwojowi mikroźródeł oraz nowoczesnych i wysokosprawnych technologii. Ustawa pozwoli też na bardziej efektywne wykorzystanie biomasy. Dzięki tym rozwiązaniom już w 2020 r. ponad 15,5 proc. energii końcowej w Polsce będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych – uważa wiceminister Mieczysław Kasprzak.