Oddychali nim (czytaj googlowali), nawet tego nie zauważając. W takich krajach, jak Niemcy kalifornijskiemu koncernowi coraz trudniej będzie już jednak utrzymać ten szczególny status. Bo tam firma Brina i Page stała się stroną ostrego (i pasjonującego) politycznego sporu.
Chodzi w nim oczywiście o pieniądze. Potężni niemieccy wydawcy prasy już dawno połapali się, że Google wcale nie jest ich biznesowym sojusznikiem. Owszem, wyszukiwarka doprowadzi użytkownika w końcu do strony internetowej danego dziennika czy magazynu. Ale po drodze sama świetnie na tym zarobi, publikując fragmenty artykułów na swoich własnych stronach (takich, jak na przykład agregator Google News). Według wydawców problem polega na tym, że Google zabiera im w ten sposób czytelników, a co za tym idzie również reklamodawców. Po długich zabiegach lobbingowych (pisaliśmy o tym niedawno w DGP) niemieckim wydawcom udało się w końcu zainicjować stworzenie projektu ustawy, która ma zmusić Google’a do dzielenia się zyskami osiąganymi w ten właśnie sposób. Pod koniec ubiegłego tygodnia ustawa trafiła pod obrady Bundestagu i od razu wywołała bardzo ostry spór.
Google nie zamierza bowiem poddać się bez walki i zdecydował się na upolitycznienie sporu. „Broń swojej sieci. Chcemy, byś dalej mógł znaleźć w internecie to, czego szukasz” – takie wezwanie trafiło do wszystkich niemieckich użytkowników popularnej wyszukiwarki oraz należącego do Kalifornijczyków portalu YouTube. Linia argumentacji jest prosta: podłe koncerny prasowe chcą cichaczem ograniczyć prawa internautów. Musimy ich powstrzymać. Na przykład poprzez bombardowanie protestami parlamentarzystów (Google zebrał oczywiście w jedno miejsce wszystkie e-maile i numery telefonów). Wzorem dla kampanii ma być pamiętna fala protestów wobec układu ACTA. Tak jak wówczas, tak i teraz chodzi o to, by parlamentarne zaplecze rządu Angeli Merkel (który ustawę przygotował) pękło i nie było w stanie nowego prawa przeforsować. W końcu kto w roku wyborczym chciałby zadzierać z użytkownikami internetu?
W tej grze Google ma jednak potężnego przeciwnika, który również nie próżnuje. Swoją grę zaczęły już bowiem wielkie opiniotwórcze media. Możne wydawnictwo Axela Springera (wydawca takich tytułów jak „Bild” czy „Welt”) ustawę w praktyce wymyśliło. Dołączył do nich ostatnio wpływowy dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. „W tym sporze Google przedstawia swój ekonomiczny interes jako tożsamy z interesem ogółu. To wielkie nadużycie” – pisał „FAZ” kilka dni temu. I dalej: „od losu tej ustawy zależy wiele. Jej upadek oznacza zwycięstwo brutalnego kapitalizmu z Doliny Krzemowej, który bierze cudze bez płacenia. To zagraża nie tylko fundamentom niemieckich gazet, ale również naszej demokracji. Najwyższy czas, by spojrzeć na Google’a także z tej strony”.
Reklama
ikona lupy />
Rafał Woś, dziennikarz działu życie gospodarcze świat / DGP