Ale proponowane przez eurodeputowanych zmiany grożą zwiększeniem utrudnień dla pracodawców i ograniczeniem konkurencyjności firm, zwłaszcza z nowych krajów UE.
Dyrektywa o pracownikach delegowanych weszła w życie w 1996 r. Po rozszerzeniu Unii o kolejne kraje automatycznie została w nich implementowana. Reguluje m.in. pojęcie delegacji i to, jakiemu prawu mają podlegać pracownicy. Według obecnego stanu pracownik delegowany powinien otrzymywać co najmniej minimum stawki obowiązującej w danym sektorze w kraju, w którym wykonuje pracę. W praktyce oznacza to często, że będzie zarabiać więcej niż w swoim kraju.
Komisja Europejska zaproponowała, by po kilkunastu latach obowiązywania dyrektywy dokonać jej przeglądu i oceny stopnia egzekwowania przez poszczególne kraje. Teraz zajmuje się tym Parlament Europejski. Prace trwają w komisji rynku wewnętrznego i komisji zatrudnienia. I patrząc na propozycje eurodeputowanych, PE nie zamierza dokonać tylko kosmetycznych poprawek.
Jedną z zasadniczych zmian jest nałożenie na pracodawców obowiązku delegowania za granicę tylko tych pracowników, którzy przepracowali w danej firmie co najmniej trzy miesiące. Pracodawca musi się też zobowiązać, że po powrocie do kraju dany pracownik dalej będzie miał umowę o pracę. Teoretycznie gwarantuje to prawa pracownika, w praktyce oznacza jednak spore utrudnienia dla pracodawców. Bo np. w firmach budowlanych pracownicy są zatrudniani często tylko na czas trwania kontraktu w innym kraju. Dla małych i średnich firm oznacza to znaczne zwiększenie kosztów, ograniczenie mobilności i utrudnienia proceduralne.
Reklama
Inna poprawka zakłada, że kraj przyjmujący mógłby w pełni kontrolować zasady działania firmy – na długiej liście szczegółowych punktów podlegających regulacji jest np. określenie sposobu żywienia pracowników. Kolejny pomysł dotyczy stworzenia czarnej listy firm uznanych za nierzetelne. Ale nie wiadomo, według jakich kryteriów wpisywane byłyby tam firmy i na jakich zasadach miałyby być z niej skreślane.
– Niektóre z pomysłów idą nie tyle w kierunku zabezpieczenia praw pracowniczych, ile w stronę utrudniania działalności firm. To mnożenie zbędnych procedur, których efektem ubocznym będzie zmniejszenie konkurencyjności i swobody przepływu – uważa eurodeputowana Małgorzata Handzlik (PO) z komisji rynku wewnętrznego.
Problem jest istotny dla Polski, bo według statystyk rocznie ponad 230 tys. osób z naszego kraju jest delegowanych na mocy tej właśnie dyrektywy.
Jeszcze w grudniu swoje stanowisko przedstawi komisja rynku wewnętrznego, w lutym komisja zatrudnienia. Ostateczna propozycja trafi pod głosowanie całego Parlamentu podczas kwietniowej sesji plenarnej.