Hitem przyszłego roku może być wino. A to za sprawą ogromnego popytu zza Wielkiego Muru. – Bogaci Chińczycy na giełdzie w Hongkongu nawet trzykrotnie przebijają ceny rynkowe, by dostać upatrzoną butelkę. To pokazuje, jak duża jest jeszcze rezerwa wzrostu – mówi Maciej Kossowski, prezes Wealth Solutions, pośrednika specjalizującego się w inwestycjach alternatywnych. – Nasi klienci w ciągu ostatnich dwóch lat zarobili średnio 47 proc. z łącznie zainwestowanych 30 mln zł. To tempo powinno się utrzymać.
Szczególnym zainteresowaniem cieszy się rocznik 2008, bo 8 to dla Chińczyków szczęśliwa liczba. W ciągu roku indeks londyńskiej giełdy wina Live-ex Fine Wine 100 zyskał 38,7 proc. To trzy razy więcej niż indeks WIG20. Niektóre wina zdrożały jeszcze bardziej, np. Carruades de Lafite rocznik 2008 przez rok o 280 proc. Te kierowane na rynek chiński, na przykład ozdobione etykietą z wizerunkiem smoka, dają jeszcze wyższe stopy zwrotu.
Wealth Solutions oferuje wyłącznie francuskie wina z Bordeaux, m.in. dlatego że w tym regionie ustalono limity produkcji i nie ma zagrożenia, że ktoś zaleje rynek milionami butelek, zbijając ceny. Kupione u brokerów lub na giełdzie Liv-ex wino jest przechowywane w specjalnych magazynach. Złe warunki mogłyby mu zaszkodzić.
Reklama
Najlepszy moment na wejście do winnej inwestycji to czas „Au primaire”, czyli marzec i kwiecień. Wtedy oferowane jest wino w beczkach, które dopiero za półtora roku znajdzie się w butelkach i trafi na rynek. – Przypomina to zapisy na akcje przed IPO – mówi Maciej Kossowski. Jego zdaniem największe stopy zwrotu dają wina drugiego i trzeciego wyboru – po kilkaset funtów za butelkę, a nie te najdroższe. Jeśli ktoś nie chce być posiadaczem magazynowanych butelek, może inwestować w rynek wina także za pomocą certyfikatów inwestycyjnych. W Polsce oferuje je fundusz Ipopema Fine Wine FIZAN.

>>> Czytaj też: Butelka whiskey warta 23 tysiące funtów

Za granicą dużym powodzeniem cieszą się też inwestycje w inny trunek – szkocką whisky. – Whisky rekomendujemy klientom, którzy mają dłuższy horyzont inwestycyjny i tylko jako uzupełnienie portfela. W winie po pół roku można już wyjść z inwestycji, a tu trzeba czekać co najmniej 3 do 5 lat. To mniejszy rynek i nie zaczęła się jeszcze na nim hossa – mówi Maciej Kossowski.
Nie na każdej whisky można zarobić. Pośrednicy kupują trunki z niedziałających już szkockich destylarni. Liczba beczek napełnionych w latach 50. i 60. jest już mocno ograniczona, a ich zawartość sukcesywnie wypijana. To whisky typu single Malt z jednego rodzaju słodu jęczmiennego (przypada nań tylko 0,2 proc. światowej produkcji). Inwestycja w whisky powinna przynosić 20 – 30 proc. rocznie, ale np. butelka Black Bowmore z 1964 r. przez ostatnie 14 lat dawała średni zwrot w wysokości 144 proc.
Jeśli ktoś nie chce inwestować w alkohole, ma do wyboru liczne rynki kolekcjonerskie. Duże zyski przynosiły dotąd inwestycje w złote i srebrne monety, np. cena emisyjna złotej monety o nominale 200 zł wybitej w 1995 r. z okazji XIII Konkursu im. Fryderyka Chopina wynosiła 780 zł. W 2009 r. jej cena doszła do 40 tys. zł, dając stopę zwrotu w ciągu 14 lat w wysokości 5 tys. proc. Najwięcej można zarobić na egzemplarzach nietypowych i emitowanych w niskich nakładach. W Polsce po gorączce numizmatycznej w latach 2007 – 2008 i zmianie zasad sprzedaży przez NBP popyt ostatnio spadł, podobnie jak i wartość części monet. Nie można jednak wykluczyć, że w przyszłym roku zacznie znów szybko rosnąć wraz z cenami złota.
Wśród precjozów obok numizmatów i dzieł sztuki popularne są autografy znanych osób. Największy na świecie gracz w tej dziedzinie to firma Stanley Gibbons, szczycąca się 150-letnią historią. Oferuje przechowywanie cennych nabytków, pośredniczy w sprzedaży, a nawet prowadzi fundusz o gwarantowanej stopie zwrotu. W czołówce jego indeksu Fraser’s 100, czyli najpopularniejszych autografów, znalazły się należące do Paula McCartneya, Andy’ego Warhola i Neila Armstronga, których wartość wrosła w ciągu dziesięciu lat o tysiąc procent. Minusem takiej inwestycji jest ryzyko natrafienia na falsyfikat. Nie można też precyzyjnie określić podaży na rynku.
Nie tylko autografy gwiazd mogą okazać się dobrą inwestycją. Wielkim powodzeniem cieszą się aukcje należących do nich przedmiotów. Sukienkę Marylin Monroe, w której występowała w filmie „Mężczyźni wolą blondynki”, sprzedano w czerwcu za 310 tys. dol. Z kolei torebka Margaret Thatcher poszła kilka lat temu za 63 tys. funtów, a okulary Johna Lennona za 40 tys. funtów.
Aż 10 mld dol. jest wart rynek znaczków pocztowych. Uczestniczy w nim blisko 50 mln kolekcjonerów. Marzeniem każdego jest trafienie na okaz o nominale jednego centa z Gujany Brytyjskiej, wydany w tej kolonii w 1856 r. Jego wartość wzrosła od tego czasu do 2 mln dol. To najdroższy znaczek pocztowy świata. W przypadku znaczków stopa zwrotu jest dość skromna i w ciągu mijającej dekady wynosiła średnio 6 – 7 proc. w skali roku.
W podobnym tempie rośnie wartość kolekcjonerskich modeli samochodów liczących sobie od 15 do 25 lat, tzw. youngtimerów. Łatwiej niż w przypadku bardziej leciwych modeli znaleźć odpowiedni egzemplarz i części zamienne. Podobnie jest z motocyklami, wśród których zyskują na wartości produkowane do lat 50. indiany oraz modele amerykańskiej firmy Henderson. Europejski rynek obrotu zabytkowymi pojazdami i częściami do nich szacowany jest na 17 mld euro rocznie. Najlepiej zdecydować się na zakup starego modelu, który należał do znanej postaci. Kuloodporny cadillac gangstera Ala Capone z 1928 r. znalazł nabywcę za ponad 600 tys. dol.
Inwestować można też w towary, które wydają się mniej efektowne, ale również dają pokaźne zyski. – Jeśli macie w domu cukiernicę, napełnijcie ją, bo zaraz będzie znacznie drożej – przekonywał niedawno znany inwestor Jim Rogers. Za pomocą funduszy takich jak DWS Agrobiznes, BPH Subfundusz Globalny Żywności i Surowców czy Superfund można inwestować w żywność lub zakładać się o jej ceny w przyszłości. W tym roku światowe ceny cukru, zboża czy kakao wzrosły w wyniku suszy i spekulacji nawet o 30 proc.
W Polsce takie alternatywne inwestycje dopiero raczkują. Tym bardziej że wymagają często sporych kwot na wejściu, np. w przypadku Stanley Gibbons to 10 tys. dolarów, zaś polskiego Wealth Solutions 12 tys. zł. W rentowność inwestycji mogą też uderzać wahania kursów walut. Inny mankament to trudność wyjścia z tak niszowych inwestycji, jak whisky czy autografy. Niemniej warto pomyśleć o nich jako o uzupełnieniu portfela.
ikona lupy />
Fot. Bloomberg / DGP
ikona lupy />
Fot. LAT Photographic/Renault / DGP