W niecałe osiem miesięcy założyciel Binance rozwinął swoją firmę z idei w największą na świecie kryptogiełdę według wartości rynkowej. Pojawił się na okładce magazynu Forbes, dzięki jego działaniom firma Binance odnotowała 200 milionów dolarów zysku w drugim kwartale istnienia, a sam Zhao Changpeng zgromadził fortunę, którą szacuje się na 2 miliardy dolarów.

Jednak, jak piszą Justina Lee, Yuji Nakamura i Benjamin Robertson na portalu Bloomberg, po błyskawicznym wzroście firmy, która nie działała według przyjętych zasad (Binance nie ma konta bankowego ani adresu publicznego), 41-letni Zhao Changpeng mierzy się z problemami.

Nie tylko kryptowaluty straciły ponad połowę swojej wartości, od momentu, gdy kryptomania osiągnęła najwyższy poziom w styczniu, ale aktywność handlowa spadła, a hakerzy zintensyfikowali ataki na giełdy kryptowalut. Najbardziej niepokojące dla Binance – który, podobnie jak wiele podobnych firm, działa pod nieznacznym lub zerowym nadzorem – może być fakt, że globalni regulatorzy zapowiadają koniec Dzikiego Zachodu. To właśnie nieuregulowany klimat umożliwił przełomowy rozwój walut cyfrowych.

Zhao zrezygnował z planów budowy bazy w Japonii w zeszłym miesiącu. To efekt pytań krajowego organu nadzoru papierów wartościowych, które doprowadziły do oficjalnego zawiadomienia o zakazie działalności bez licencji. W ostatnich miesiącach Komisja Papierów Wartościowych i Kontraktów Terminowych Hongkongu również wydała ostrzeżenia skierowane m.in. do Binance, nakazując giełdom, aby powstrzymały się od handlu kryptowalutami, które kwalifikują się jako papiery wartościowe.

Reklama

Zhao jednak nie okazuje, że może mieć z tego powodu rozterki. Kiedy w zeszłym tygodniu pojawiła się decyzja Japonii, założyciel Binance podzielił się chińskim przysłowiem ze swoimi ponad 139 tysiącami obserwatorów na Twitterze: „Nowe (często lepsze) okazje pojawiają się zawsze w czasach zmian”. W serii wywiadów z Bloomberg News w ciągu ostatnich dwóch miesięcy Zhao określił regulację jako ryzyko dla Binance, ale zapowiedział, że chce współpracować z władzami. Wyjaśnił też, że jest optymistą – tak jak zawsze – w kwestii kryptowalut.

„Jestem w 100 proc. przekonany, że kryptowaluty to przyszłość”, powiedział Zhao, który jest największym akcjonariuszem Binance i podejmuje wszystkie kluczowe decyzje w firmie. „Po prostu wiem, że to się stanie” – dodał.

Nie wszyscy są tak entuzjastyczni. „To obecnie regulacyjne pole minowe”, powiedział Thomas Glucksmann, szef działu rozwoju w regionie Azji i Pacyfiku Gatecoin – giełdzie kryptowalutowej z siedzibą w Hongkongu.

>>> Czytaj też: Internet rzeczy już zmienia biznes. Oto najlepsze przykłady

Binance, którego platforma online pozwala użytkownikom z niemal dowolnego miejsca na świecie obstawiać kierunek setek par transakcyjnych kryptowalut, ma kilka cech, którymi regulatorzy martwią się najbardziej.

Na początek: zasady wymiany danych o klientach są jednymi z najmniej rygorystycznych w branży. Użytkownicy potrzebują tylko adresu e-mail, aby otworzyć konta handlowe Binance z dziennymi limitami wypłat, równoważnymi dwóm bitcoinom (czyli 15 782 dolarów), zapewniającym poziom anonimowości, który może pozwolić i na pranie pieniędzy, i na manipulacje na rynku.

Wsparcie Binance dla początkowych ofert jest kolejnym powodem do niepokoju. Wiele z ponad 100 walut wymienionych na giełdzie ma cechy bezpieczeństwa, ale brakuje im wymogów dotyczących ujawniania informacji i ochrony inwestorów, które można by znaleźć w regulowanym miejscu, takim jak nowojorska giełda. Jedną z najczęściej sprzedawanych walut na platformie Binance jest Tether, którego twórca został wezwany przez Amerykańską Komisję Handlu Towarami Terminowymi w sprawie prawdziwości roszczeń, czy token jest w całości poparty dolarami.

Taktyka marketingowa Binance również budzi wątpliwości. Niektóre z jego najpopularniejszych promocji to np. rozdawanie Lamborghini i program rekomendacji do dzielenia się kosztami, o którym Lex Sokolin, partner w Autonomous Research LLP w Londynie, mówił, że może zmienić użytkowników Binance w nielicencjonowanych maklerów papierów wartościowych.

>>> Czytaj też: To może być koniec wielkiego Facebooka. Podzieli smutny los IBM?

„Binance nie ma regulacji i przejrzystości” – powiedział David Shin, prezes azjatyckiego stowarzyszenia Asia Fintech Society. „To tak, jakby furgonetka zatrzymała się przed biurowcem sprzedającym kawę, podczas gdy prawdziwe kawiarnie tracą”.

Zhao stwierdził zaś, że polityka identyfikacji klientów giełdy jest podobna do tych, co w niektórych amerykańskich ośrodkach i że Binance stosuje podejście typu venture capital do oceny walut, które wymienia. Faworyzuje te, które są wspierane przez zespoły z doświadczeniem i prawdziwymi produktami. Prosi również emitentów o dostarczenie Binance opinii prawnej, że waluty nie są papierami wartościowymi.

Jednocześnie Zhao przyznaje, że Binance chce zminimalizować nadzór rządowy. Zhao utrzymuje w tajemnicy lokalizacje biur i serwerów Binance – co sprawia, że trudno jest ustalić, który kraj ma jurysdykcję nad firmą – i instruuje pracowników, aby milczeli na temat ich powiązań z giełdą w mediach społecznościowych. Twierdzi, że nigdy nie przebywa zbyt długo w jednym miejscu. Korzysta z usług krótkoterminowych wynajmów oraz hoteli w Singapurze, Tajwanie i Hong Kongu.

Wymiana na Biance obsługuje tylko transakcje między kryptowalutami, co oznacza, że klienci mogą wymieniać jeden token na inny, ale nie na walutę, jak dolar czy euro. Zamiast konta bankowego Binance korzysta z innych giełd, które ułatwiają przelewy kryptowalutowe na tradycyjne, kiedy musi wysłać pieniądze do pracowników lub dostawców.

Niekonwencjonalne podejście Binance do giełdy spotkało się z krytyką, ale firma ma także wielu fanów. Systemy transakcyjne są uważane za jedne z najbardziej niezawodnych w świecie aktywów cyfrowych, a podstawowa opłata transakcyjna w wysokości 0,1 proc. jest niższa niż w przypadku większości konkurentów. Binance nie było ofiarą poważnego cyberataku, choć na początku marca było celem tego, co zostało określone jako nieudana „próbę phishingu i kradzieży na dużą skalę”.

>>> Czytaj też: Nic w internecie nie jest prywatne. Pogódźmy się z tym i uczmy od Chińczyków

W kwestii braku nadzoru ze strony rządu, to jest to plus dla niektórych użytkowników Binance, którzy polegają na kryptowalutach ze względu na ich potencjał do zmiany statusu finansowego i regulacyjnego.

Zarówno w wypowiedziach publicznych, jak i prywatnych rozmowach Zhao koncentruje się na obsłudze ośmiu milionów użytkowników Binance i tworzeniu światowej klasy platformy transakcyjnej. Zhao to była gwiazda siatkówki z liceum, która wyemigrowała z rodzicami do Kanady z Chin zaledwie kilka miesięcy po brutalnym ataku na demonstrantów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 r. Wcześnie uwierzył w wirtualne waluty i coraz bardziej poświęcał się sprawie w ciągu ostatnich pięciu lat.

Jak twierdzi, swoją rozpoczął karierę w 2013 r. w Blockchain.info – dostawcy cyfrowego portfela, po studiach inżynierii komputerowej i spędzeniu kilku lat na rozwijaniu systemów transakcyjnych dla firm. W 2014 r. Zhao był tak pewny kryptowalut, że sprzedał swój apartament w Szanghaju za równowartość 1,1 miliona dolarów i wszystkie swoje dochody zainwestował w bitcoin.

Założył Binance w lipcu 2017 r., otwierając giełdę 11 dni po zebraniu 15 milionów dolarów w początkowej ofercie walut. Platforma okazała się popularna wśród użytkowników niemal natychmiast, a do czasu, gdy kilka miesięcy temu szaleństwo kryptograficzne sięgnęło zenitu, zawierało transakcje warte 11 miliardów dolarów dziennie.

Zhao, znany jako CZ, potraktował swój sukces inaczej niż stereotypowy bitcoin bro. Jest starszy niż większość swoich współpracowników i nie interesuje się symbolami statusu krypto-świata (rozdawanie Lamborghini było pomysłem szefa marketingu Binance). Poza luksusowymi hotelami i lotami klasy biznesowej, Zhao nie wykorzystuje swojej fortuny. Nie ma samochodu ani domu, nosi podkoszulki i bluzy z logo Binance. Ma niewiele zainteresowań poza kryptowalutami.

>>> Czytaj też: Firma-matka Cambridge Analytica miała wpływ na wybory na całym świecie [MAPA]

Reputacja Zhao była wystarczająco silna, aby zdobyć poparcie co najmniej jednego rządu. 23 marca premier Malty, który próbuje stać się ośrodkiem krytpowalut i technologii blockchain dla Unii Europejskiej, z zadowoleniem przyjął wiadomość, że Binance planuje rozpocząć działalność na właśnie na tej wyspie.

Zhao, który skonsultował się z rządem Malty w sprawie prawodawstwa dotyczącego kryptowalut, zapowiedział, że wkrótce założy platformę handlową „fiat -to-crypto” na Malcie i że ma zamiar zapewnić sobie bliskie relacje z lokalnymi bankami.

To może być kamień milowy dla Binance, jednak jest mało prawdopodobne, że na Malcie ochroni firmę przed rosnącą kontrolą w największych na świecie centrach kryptowalut.

Oprócz japońskiego ostrzeżenia, także koreańscy urzędnicy zaostrzyli przepisy dotyczące kryptowalut w ostatnich miesiącach i opracowują szeroki zestaw zasad dla branży, które mogą utrudnić działalność takim firmom, jak Binance. W Stanach Zjednoczonych Komisja Papierów Wartościowych i Giełd analizuje wszystko: od systemów obrotu do funduszy ICO i funduszy zabezpieczających kryptowaluty.

Według danych Coinmarketcap.com, obroty na Binance w ciągu ostatnich 24 godzin (28 marca) wyniosły około 1,5 miliarda dolarów, co stanowi spadek o ponad 80 proc.

„Operatorzy giełdowi nie mogą uciec od zwiększonej regulacji”, powiedział Vijay Ayyar, kierownik działu rozwoju biznesu w Luno, singapurskiej platformie kryptowalut. „Działalność handlowa kryptowalut zaczyna być poważna. Większość krajów zdaje sobie sprawę, że nie mogą przymykać na nią oka”.

>>> Czytaj też: Boeing na celowniku hakerów. Koncern lotniczy zapewnia, że cyberatak nie miał wpływu na produkcję samolotów