Kryzys w Europie nie oszczędzi ani rosyjskich banków ani rubla. I zagrozi reżimowi Putina bardziej niż antyrządowe protesty w Moskwie.

Agencja ratingowa Moody’s opublikowała niedawno raport z prognozą dla systemu bankowego w Rosji i krajach Wspólnoty Niepodległych Państw. Według najgorszego scenariusza, jeśli kryzys strefy euro pogłębi się, jedna czwarta wszystkich pożyczek w bankach stowarzyszonych krajów byłego ZSRR będzie zagrożona a poziom kapitału w systemie bankowym spadnie poniżej wymaganego minimum. Rosyjska gospodarka skurczy się o 5 proc. w ciągu najbliższych 12 miesięcy a rubel straci 30 proc. wartości. Scenariusz bazowy zakłada natomiast, że Rosja doświadczy 10 proc. deprecjacji waluty narodowej a wzrost gospodarczy kraju zwolni do 3,5 proc. w przyszłym roku. W 2011 wyniósł 4,3 proc.

Problem w tym, jak napisała w raporcie Wyższa Szkoła Ekonomii w Moskwie, że nadwyżka handlowa Rosji się kurczy a odpływ kapitału nabiera tempa. I nie pomagają nawet wysokie ceny ropy, tak jak to bywało dawniej. Dlaczego? Rząd coraz bardziej podąża w kierunku izolacji, ksenofobii i autorytaryzmu, co skłania inwestorów do lokowania pieniędzy gdzie indziej. W drugim kwartale tego roku odpływy kapitału z Rosji sięgnęły 22 mld USD – o 200 proc. więcej niż w analogicznym okresie w 2001 roku. To skala porównywalna z sytuacją w 2008 roku.

Jak władza mówi, że jest dobrze, to jest źle

Rosjanie, którzy nie chcą albo nie mogą uciekać z oszczędnościami poza granice kraju, szukają bezpiecznych inwestycji. Duża część rosyjskiego kapitału jest pompowana w i tak już przewartościowane moskiewskie nieruchomości. 46 proc. kupujących domy w stolicy Rosji i okolicach w czerwcu tego roku płaciło gotówką – wynika z raportu agencji nieruchomości Domus Finance. To nie jest normalna sytuacja. Na ogół 75 proc. transakcji na rynku jest finansowanych z pożyczek hipotecznych. Domus przypisuje nieoczekiwany wzrost w płatnościach gotówką pogłoskom o dewaluacji rubla i obawom o kryzys finansowy.

Reklama

Rosyjska władza tym bardziej pogarsza sprawę, bo udaje, że nie widzi problemu. W wywiadzie dla prokremlowskiej Izviestii, Alexei Ulyukayev, zastępca szefa Rosyjskiego Banku Centralnego powiedział, że ostra deprecjacja rubla nie jest możliwa i upiera się, że nowa fala kryzysu wcale nie nadchodzi.

Rosjanie dobrze pamiętają jak w 1998 roku przed katastrofalną dewaluację urzędnicy państwowi mówili to samo. „Jeśli władza twierdzi, że rubel będzie silny to oznacza, że się osłabi”, napisał jeden z bloggerów, podpisujący się foma_n_10, na portalu LiveJournal. „To zdarzyło się już wiele razy w ciągu ostatnich 20 lat”.

Gospodarka może się okazać największym wrogiem prezydenta Władimira Putina. Jeśli kryzys doprowadzi do pogorszenia stanu budżetu, Putin odczuje silną presję, aby szybko przywrócić równowagę w państwowych finansach. Ostatnio Kreml nie oszczędzał w wydatkach na armię i emerytury, aby zapewnić sobie lojalność i stłumić falę protestów w Moskwie oraz innych miastach. Zaciskanie pasa może się zakończyć polityczną katastrofą.