Nowy, zaprzysiężony wczoraj rząd Grecji podtrzymuje zdanie, że spłacenie przez ten kraj wszystkich długów nie jest możliwe. Ale na razie nie wygląda na to, by pozostałe kraje strefy euro były skłonne do umorzenia zobowiązań. A to oznacza, że gabinet Aleksisa Tsiprasa – mimo antyoszczędnościowej retoryki jego partii – będzie musiał działać w ramach wątłych środków, którymi dysponuje.

– Nikt nie wierzy, że grecki dług da się spłacić. Nie spotkałem ekonomisty, który by z przekonaniem powiedział, że Grecja odda wszystkie swoje zobowiązania – oświadczył wczoraj Efklidis Tsakalotos, rzecznik Koalicji Radykalnej Lewicy (Syriza). Całkowite zadłużenie Grecji to prawie 322 mld euro, czyli 175 proc. PKB. Według obowiązującego harmonogramu, powinno ono być spłacone za ponad 40 lat, przy czym pierwszym rokiem wolnym od spłaty jakichkolwiek obecnie istniejących zobowiązań będzie rok 2049.

To, że kolejne rządy w Atenach niezależnie od przyszłej koniunktury będą musiały przez całe dekady spłacać pożyczki zaciągnięte w ramach bailoutu, jest tylko częścią problemu. Druga sprawa, że bieżący rok jest w tym harmonogramie wyjątkowo trudny. Wartość tegorocznych zobowiązań to prawie 9 proc. greckiego PKB, co oznacza, że aby Grecja utrzymała deficyt budżetowy w rozsądnych granicach, musi wypracować dużą nadwyżkę między dochodami a bieżącymi wydatkami państwa.

W marcu Grecja powinna oddać 4,3 mld, a w lipcu i sierpniu w sumie ponad 6 mld euro. O ile rząd w Atenach ma pieniądze na co najmniej kilka miesięcy bieżącego funkcjonowania, to aby oddać tegoroczne długi, potrzebuje pieniędzy z ostatniej, wartej 7 mld euro transzy bailoutu, których wypłata została w zeszłym roku wstrzymana do czasu dokonania oceny wypełniania przez Grecję warunków umowy. Ocenę zaprezentuje oczywiście trojka, czyli przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Ponieważ umowa w sprawie bailoutu upływa z końcem lutego, przegląd powinien zostać dokonany w ciągu najbliższego miesiąca.

Reklama

Przesunięcie tego terminu i warunkowe wypłacenie pieniędzy pozwoliłoby na prowadzenie negocjacji między Atenami a trojką bez ryzyka natychmiastowej niewypłacalności Grecji. Teoretycznie jest także możliwe, by Ateny zdobyły pieniądze na spłatę zobowiązań, wypuszczając na rynek nowe obligacje, ale biorąc pod uwagę obawy, jakie wśród inwestorów budzi radykalnie lewicowa Syriza, Grecja nie może liczyć na to, że sprzedałaby takie papiery na korzystnych warunkach.

Publiczni wierzyciele, a więc de facto rządy europejskie, na razie wyciągają rękę do Grecji i sygnalizują gotowość do renegocjacji greckiego długu. Chodziłoby przede wszystkim o wydłużenie terminu ich zapadalności o 10 lat, a być może też o wydłużenie okresu, w którym oprocentowanie nie jest naliczane. Uspokajającą wiadomość wysłał też wczoraj nowo mianowany minister finansów Janis Warufakis. – Zapewniam wszystkich, że na spotkaniach eurogrupy nie będę szukał rozwiązań dobrych tylko dla greckiego podatnika, które byłyby zarazem fatalne dla podatnika słowackiego czy niemieckiego – stwierdził.

>>> Czytaj też: Europa czeka na pierwsze zagranie Aten. Czy Syriza postawi na Rosję?

Nie zmienia to jednak faktu, że problemem rządu jest nie tylko dług zagraniczny, ale i przeregulowana gospodarka, niesprawna administracja i wszechobecna biurokracja, których nie udało się zreformować poprzednim gabinetom. Raporty instytucji międzynarodowych pokazują, jak wiele kraj ma do zrobienia. W najnowszej edycji rankingu Doing Business Grecja zajmuje 61. pozycję, choć jeszcze w raporcie za 2011 r. zajmowała dopiero 109. lokatę. Mimo postępu w pewnych obszarach kraj wciąż wypada znacznie gorzej od innych. Przykładem jest rozwiązywanie sporów sądowych między przedsiębiorcami, pod względem czego Grecja zajmuje 155. miejsce. Średni czas rozwiązania sporu wynosi w tym kraju 1580 dni przy średniej dla krajów OECD rzędu 539,5 dnia.

Wiele też można się dowiedzieć z opracowania OECD na temat barier gospodarczych. Wydany w 2013 r. raport pod nazwą „Indeks konkurencyjności OECD” wymieniał wiele przykładów drobnych uciążliwości w takich sektorach jak turystyka, produkcja żywności czy handel, które pokazały ogrom wyzwań dla chcących zreformować tamtejszą gospodarkę, a także liczbę lobby, którym wejdą w paradę. Na przykład otwarcie nowej apteki wiązało się z koniecznością uzyskania licencji, a liczba licencji w ręku jednej osoby fizycznej lub prawnej jest ograniczona. Utrudnione było też zrzeszanie się właścicieli aptek w stowarzyszenia.

Innym przykładem były ograniczenia dla handlu, a mianowicie to, że sklepy o powierzchni powyżej 250 mkw. mogły być otwarte tylko przez siedem niedziel w roku. Inne prawo przewidywało, że piekarze mogą wypiekać chleb tylko o wadze 0,5 kg, 1 kg, 1,5 kg lub 2 kg. Obowiązywało ono nawet pomimo że 81 proc. konsumentów zaopatrywało się w bochenki półkilogramowe, co sugeruje, że mogliby oni chcieć nabywać je w mniejszych rozmiarach, np. w popularnym w Polsce 350 g.

Opracowanie OECD zrobiło na przedstawicielach trojki tak wielkie wrażenie, że nakazali byłemu premierowi Andonisowi Samarasowi naprawę wymienionych przepisów. Ten olbrzymim wysiłkiem zrealizował w ubiegłym roku większość zaleceń, znosząc bariery dotyczące aptek czy dużych sklepów. Nie obyło się oczywiście bez protestów społecznych i tarć w obrębie rządzącej ówcześnie koalicji. Na wieść o tym, że prawo dotyczące aptek ma być zliberalizowane, aptekarze ogłosili strajk. Manifestowali również sklepikarze, zanim rząd w lipcu przeforsował możliwość otwierania w niedzielę także dużych sklepów. A pod koniec marca 2014 r. podczas debaty dotyczącej ustawowego czasu przydatności do spożycia świeżego mleka (pięć dni według ówczesnego prawa) do dymisji podał się wiceminister rolnictwa.

Wiele recept na poprawienie konkurencyjności gospodarki można również znaleźć w „Wielkości i redukcji obciążeń administracyjnych w Grecji”, także autorstwa ekspertów OECD. Raport prezentuje listę potencjalnych ulepszeń, które mogłyby pomóc w prowadzeniu biznesu w trzynastu różnych sektorach. Wśród ogólnych zaleceń, jakie stawiają autorzy, wymieniono m.in. podniesienie progu rozliczeń VAT dla przedsiębiorstw do 10 tys. euro, uproszczenie zasad rozliczania tego podatku, a także zniesienie wymogu publikowania przez największe przedsiębiorstwa danych finansowych za cały rok w greckim odpowiedniku „Monitora Polskiego”, co niepotrzebnie nakłada na biznes koszty publikacji. Eksperci chcą także zmniejszyć liczbę firm, które muszą poddawać swoją księgowość zewnętrznemu audytowi.

Na razie premier Tsipras chce jednak zrealizować zapowiadany program socjalny, a więc zawartą w umowie koalicyjnej obietnicę zwiększenia płacy minimalnej do 750 euro, a także podłączenie do prądu gospodarstw domowych, którym go odłączono za niepłacenie rachunków. Nie wiadomo na razie, na ile starczy mu tego reformatorskiego zapału.