Ze względu na technologię eksploatacji złóż łupkowych USA jest jedynym krajem na świecie, który może na tyle zwiększyć produkcję ropy naftowej, że zmieni światowy rynek tego surowca. I właśnie adoptuje polityki skierowane na ten cel.

Donald Trump podjął pierwszy krok w stronę zapowiadanej ekspansji amerykańskiego sektora energetycznego. Zapowiedział zielone światło dla budowy dwóch kontrowersyjnych i wstrzymanych przez prezydenta Obamę ropociągów Keystone XL i Dakota Access.

Jeśli będę zbudowane, mogą wspomóc podwojenie produkcji amerykańskiej ropy za 2-3 lata. Decyzja Trumpa jest pierwszym formalnym znakiem nadchodzącego boomu naftowo–gazowego. Ożywienie sektora jest już jednak widoczne od kilku miesięcy. I to za sprawą odwiertów, które wydawało się, że nie powrócą. Jesienią ubiegłego roku firmy eksploatujące złoża łupkowe zaczęły zwiększać produkcję uruchamiając istniejące i budując nowe odwierty. Stało się tak za sprawą zwyżki cen ropy naftowej, które osiągnęły poziom opłacalny dla wznowienia produkcji. Co oznacza, że kraje OPEC, z Arabią Saudyjską na czele, przegrały wojnę z łupkami.

Boom jak boomerang

Po 4,5 roku wojny cenowej OPEC ma ponownie ten sam problem — amerykańskie łupki. W trzecim tygodniu 2017 roku liczba nowo, lub na nowo otwieranych odwiertów łupkowych wyniosła 35, co podwyższyło liczbę wszystkich pracujących w USA odwiertów (łupkowych i tradycyjnych) do 694. To największy od 2011 roku skok, który potwierdza szybko zachodzącą zmianę w sektorze.

Reklama

Rośnie liczba odwiertów łupkowych. Od maja 2016, kiedy działało ich 290, przybyło ich 235, to prawie 75-proc. wzrost. Podobnie otwierają się nowe (lub na nowo) odwierty łupkowego gazu ziemnego – od sierpnia 2016 r. wzrost także wynosi ok. 75 procent. To jest powracający boom. >>więcej

Kiedy ceny ropy spadły z ponad 100 dolarów za baryłkę w lipcu 2014 roku do poziomu niższego niż 30 dolarów w styczniu 2016 r., eksperci przewidywali znaczący spadek produkcji ropy łupkowej. Po pierwsze, koszty wydobycia surowców z tych złóż były najwyższe w całym sektorze, trzykrotnie wyższe na przykład niż wydobywanie ropy na Bliskim Wschodzie. Po drugie, płytkie złoża łupkowe szybko się wyczerpują, co jeszcze bardziej podnosi koszty, bo trzeba budować nowe odwierty. Faktycznie więc produkcja w pierwszym roku spadku cen ropy spadła o 70 procent.

Ku zaskoczeniu wszystkich cena jednak zaczęła odbijać pomimo utrzymywania się niskich cen na rynkach. Niskie ceny zmusiły bowiem producentów do zbijania kosztów wydobycia. I to udało się Amerykanom fenomenalnie — pięć lat temu cena ropy opłacalna dla wydobycia łupkowego wynosiła grubo ponad 70 dolarów za baryłkę. Obecnie wystarcza 30 dolarów, a jest na poziomie prawie dwukrotnie wyższym (54-58 dolarów).

Już jesienią 2016 r. pojawiły się znaki powracającego boomu. Firmy naftowe i energetyczne negocjują w Ameryce warunki kredytowania z bankami co sześć miesięcy. Podczas ostatniej rundy negocjacji jesienią 2016 roku 34 firmy zwiększyły swoje linie kredytowe średnio o 5 procent, czyli o ponad 1,3 miliarda dolarów. Wartość kredytów dla całego sektora wynosiła wtedy 30,3 mld w porównaniu do 28,9 mld dolarów pół roku wcześniej. Najwięksi producenci, jak notowani na giełdzie Pioneer Natural Resources i Diamondback Energy oraz RSP Permian zadeklarowali średnio 30-proc. wzrost inwestycji w 2017 roku. Jak to przekłada się na produkcję ropy w USA?

Produkcja ropy w Ameryce ma wynosić w 2017 r. 8,8 milionów baryłek dziennie, czyli o 100 tysięcy mniej niż w 2016 r. Produkcja ropy łupkowej ma jednak wzrosnąć z 200 do 500 tysięcy baryłek dziennie, a przed rokiem 2035 podwoić się. Ponadto jeśli Donald Trump i Republikanie wprowadzą zapowiadane ułatwienia dla tradycyjnie wydobywających ropę firm, cała amerykańska produkcja w ciągu najbliższych 2-3 lat może się podwoić.

>>> Czytaj też: Gazociąg Baltic Pipe będzie gotowy za 5-6 lat? Spotkanie szefów dyplomacji Polski i Norwegii

Nie tylko łupki

Donald Trump obiecał ułatwić rewolucję łupkową, której wartość eksperci szacują na 50 bilionów dolarów. Plan Energy First, określany jako jeden z priorytetów polityki Trumpa, przewiduje, że podniesienie produkcji łupkowych ropy i gazu podniesie zarobki o 30 miliardów dolarów w ciągu najbliższych 7 lat. Ale ambicje prezydenta dotyczą całego sektora, nie tylko łupków. I dla tradycyjnie wydobywających i dla „łupkowców” kluczowe znaczenie ma transport czyli rurociągi.

Prezydent Obama nie pozwolił na budowę rurociągów Keystone XL I Dakota Access albowiem obie linie są kontrowersyjne z punktu widzenia prawa.

Po pierwsze mają przebiegać przez tereny rezerwatów Indian z plemienia Siouxów, na co mieszkańcy rezerwatów nie zgadzają się – do czego mają prawo. Po drugie, budowa obu linii pozostaje w sprzeczności z normami ochrony środowiska. Dlatego już po zapowiedzi Trumpa, iż da zgodę na budowę rurociągów tak Indianie, jak i ekolodzy zapowiedzieli walkę prawną. Administracja Trumpa ma jednak zamiar wycofać regulacje chroniące środowisko wprowadzone przez prezydenta Obamę.

Donald Trump uwarunkował zielone światło dla tego projektu renegocjacją warunków budowy – chce, by firmy wykonawcze zakontraktowały amerykańską stal. Uruchomienie budowy rurociągów nie jest więc jeszcze oczywiste.

Dakota Access, według analityków Wood Mackenzie docelowo ma mieć przepustowość 470 tysięcy baryłek ropy dziennie z niecki Bakken do rafinerii na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej w Teksasie. Centrum zainteresowania firm wydobywczych z powodu kosztów transportu przesunęło się ze złóż Bakken w Północnej Dakocie do niecki Permian w zachodnim Teksasie i południowym Nowym Meksyku. Typ złóż tutaj jest także płytszy niż na północy a więc tańszy do eksploatacji. Transport z Dakoty do teksańskich rafinerii kosztował 12 dolarów za baryłkę. Wydobycie w rejonie Bakken spadło o 19 procent, czyli 235 tysięcy baryłek dziennie. Przez rurociąg Dakota Access koszt transportu ma wynosić zaledwie 7 dolarów. Co przy opłacalnej dla wydobycia cenie ok. 52 dolarów za baryłkę ma oczywiste znaczenie.

Dlatego też Goldman Sachs szacuje, że przy 20-proc. podatku i obecnym poziomie cen ropy West Texas Intermediate może oferować już niedługo ropę o 10 dolarów na baryłce tańszą niż importowana. W tej sytuacji według analityków banku łączna produkcja ropy wydobywanej różnymi metodami w USA wzrośnie o 1,5 mln baryłek dziennie w 2018 r., czyli dwukrotnie więcej niż wynosi obecnie.

Rurociągi pozwoliłyby ewidentnie na ponowne ożywienie łupków w Północnej Dakocie jak również eksplorację i może nawet eksploatację na przykład złóż na Alasce, na co Republikanie chcą pozwolić tradycyjnym firmom. Złoża te znów są problematyczne albowiem leżą w granicach parku narodowego Arctic National Wildlife Refuge. Aktywiści ochrony środowiska spowodowali zamknięcie tego regionu dla eksploracji (i badań, i odwiertów) już w latach 80. Nie wiadomo wobec tego jak wielkie są te złoża i wobec tego czy firmy w ogóle byłyby zainteresowane wydobyciem. Z obliczeń opartych na starych danych wynika, że złoża są olbrzymie — prawie 12 miliardów baryłek ropy. Dla gospodarki Alaski uruchomienie produkcji przyniosły gospodarczy boom. Zważywszy jednak trudne warunki w tym regionie, cena baryłki opłacalna dla wydobycia według dzisiejszych obliczeń musiałaby wynosić 70 dolarów. Cena wynosi obecnie ok. 54-58 dolarów za baryłkę.

OPEC spokojny tylko z pozoru

W oświadczeniu administracja Trumpa podkreśla, że polityka energetyczna będzie wykorzystywać maksymalnie własne zasoby USA, aby uniezależnić się od importu ropy naftowej. USA w ubiegłym roku importowało 3 miliony baryłek ropy dziennie. W tym z Arabii Saudyjskiej ponad 1 milion baryłek, Wenezueli 733 tysiące, z innych krajów OPEC 700 tysięcy, 400 tysięcy baryłek z Iraku i ponad 200 tysięcy z Kuwejtu.

Ministrowie energii Arabii Saudyjskiej i Wenezueli oświadczyli niedawno ze spokojem, iż USA jest ściśle zintegrowane ze światowym rynkiem energetycznym i nie obawiają się o gwałtowną redukcję amerykańskiego zapotrzebowania na importowaną ropę. Są naturalnie świadomi, że, jak podkreślił reprezentant Algierii na ostatnim spotkaniu OPEC w Wiedniu, kraje OPEC pomagają obecnie USA — redukując produkcję spowodowały zwyżkę ceny ropy, co pomaga amerykańskim firmom a więc całej gospodarce. Wiedzą też, że w każdej chwili mogą wycofać się z porozumienia.

Warto też pamiętać, że uniezależnienie Stanów Zjednoczonych od importu ropy naftowej przyrzekali wszyscy prezydenci od czasu Richarda Nixona. Donald Trump nie jest więc wyjątkowy. Obietnice te nigdy nie zostały spełnione, a za prezydentury Geroge’a W. Busha, który miał bodaj najbardziej krzyczące powody do ograniczenia importu, import ten z krajów OPEC wzrósł o 10 proc.

Autor: Anna Wielopolska