Smoleńsk jest cezurą, bo pokazał dobitnie, że polityka jest cyniczna i koniunkturalna. I udowodnił, że ten cynizm tylko podkreśla jej emocjonalność - mówi w wywiadzie Ewa Milewicz, publicystka „Gazety Wyborczej”, działaczka opozycji w czasach PRL, prawniczka i dziennikarka.
Mamy wojnę.
Mamy.
Ktoś chciałby ją skończyć?
(cisza)
Reklama
Ewa Milewicz milczy.
Hmm, ja bym chciała.
Ja też. Tylko my dwoje?
Nie wiem, czy któryś z uczestników tych nawalanek chciałby tego. Wielu politykom ten stan emocji odpowiada, mobilizują swoje obozy, żyją z tego, ale państwo to nie jest gra komputerowa. Trzeba skończyć z tą strzelanką.
Co możemy zrobić? Pójść na demonstrację pod hasłem „Nie zabijajcie się”?
No, ja akurat czasem chodzę na demonstracje. Ale ja mogę – nie jestem już czynną dziennikarką.
A dziennikarze powinni chodzić na demonstracje?
Co do zasady – nie powinni uczestniczyć w demonstracjach politycznych. Znam te argumenty, że „jestem dziennikarzem, ale jestem też obywatelem”, ale one mnie nie przekonują. Dla przyzwoitości dziennikarz nie powinien manifestować swoich poglądów. Oczywiście, jeśli ktoś pisze o motoryzacji czy sporcie, to niech sobie chodzi.
Andrzej Kublik może chodzić, Agnieszka Kublik już nie?
Mniej więcej tak to widzę.
Znów się zgadzamy.
Coś za często.
Ale wiesz o tym, że jesteśmy w mniejszości, bo wicenaczelny „Wyborczej” Jarosław Kurski miał ponoć nocne dyżury w namiocie KOD przed kancelarią premiera?
Tego nie wiedziałam. Choć wiem, że i on, i wielu innych dziennikarzy występowało na marszach KOD.