Wymiana barterowa? Sieci peer-to-peer? Czy termin „sharing economy” odnosi się do Airbnb, BlaBlaCar i podobnych aplikacji? I czym różni się od gig ekonomii?

Gdy April Rinne w 2013 r. współtworzyła Forum Working Sharing Economy Working Group, by promować świadomość wokół idei ekonomii współdzielenia, nie spodziewała się, że w 2017 r. będziemy mieszać pojęcia gig ekonomii i sharing economy. Według Rinne, jak pisze na serwisie Weforum.org, nic nie może być dalsze od prawdy.

Gospodarka dzielenia się stała się ofiarą własnego sukcesu. Niektórzy krytycy zauważają, że to, co dzisiaj uznajemy za ekonomię współdzielenia nie jest tak naprawdę „dzieleniem się”. Jest to częściowo uzasadnione. Istnieje wiele platform, które promują ducha dzielenia się, z naciskiem na budowanie społeczności, jednak wiele firm stara się przejąć ten modny termin.

Na przykład Uber: sięga po pojęcie „sharing economy”, chociaż nie jest to „ridesharing” – wspólny przejazd do wybranych celów. Do gospodarki współdzielenia bliżej jest aplikacjom takim jak Lyft Line czy Uber Pool, ale to zaledwie ułamek uberowych przejażdżek.

Czym więc jest gospodarka dzielenia się i co wyróżnia ją spośród innych podejść do ekonomii?

Reklama

Ekonomia dzielenia się skupia się na obrocie niewykorzystanymi dotąd środkami. Może przynosić finansową korzyść, ale nie musi – najważniejszym aspektem jest poprawa efektywności, zrównoważony rozwój i zacieśnianie więzi w społeczności.

>>> Czytaj też: Dzielenie tak, ale nie swoim zyskiem. Zobacz, jak Uber i Airbnb unikają płacenia podatków

Ideą ekonomii współpracy („collaborative economy”) jest wspólna forma konsumpcji, produkcji, finansowania i uczenia się. Gospodarka na żądanie („on-demand”) skupia się na natychmiastowym dostarczaniu towarów i usług.

Gig ekonomia („gig economy”) polega na uczestnictwie w ryku pracy i generowaniu dochodu za pomocą tzw. „gigów” – pojedynczych projektów, których podejmują się pracownicy, dzieląc się swoimi umiejętnościami. Ekonomia freelance’u opiera się o pracy niezależnych, samozatrudnionych pracowników.

Dewiza ekonomii dostępu to „dostęp ponad własność”. Ekonomia tłumu koncentruje się na modelach ekonomicznych napędzanych przez „tłum”, np. crowdsourcing i crowdfunding. Jest też gospodarka cyfrowa, którą napędzają technologie cyfrowe, analogicznie: ekonomia platformy, która oparta jest na platformach cyfrowych…

Według badań Pew Research Center, 24 proc. Amerykanów deklaruje zarabianie pieniędzy w oparciu o cyfrową/platformową gospodarkę w ubiegłym roku. Czasem to dodatkowy dochód, który jest dla niektórych luksusem, a dla innych – koniecznością. Badania wśród dorosłych mieszkańców USA pokazują, że stosunkowo duża część społeczeństwa zarobiła ostatnio na cyfrowej platformie handlowej. W kontekście zatrudnienia w gigach, prawie jeden na dziesięciu Amerykanów (8 proc.) zarabia w ciągu ostatniego roku, korzystając z platform cyfrowych, aby podjąć pracę lub zadanie. Tymczasem prawie jeden na pięciu Amerykanów (18 proc.) zarabiał w zeszłym roku, sprzedając coś online, a 1 proc. wynajął swoje nieruchomości.

Airbnb to przykład gospodarki dzielenia się, a krótkoterminowy wynajem korporacyjny – ekonomii dostępu. Co więcej, gospodarka dzielenia się nie jest zdefiniowana w ten sam sposób na całym świecie. Jest to najbardziej widoczne w Chinach. Odkąd ogłoszono, że gospodarka dzielenia się jest narodowym priorytetem w 2015 r., a udział ten stanowiłby 10 proc. chińskiego PKB do 2020 r., chiński rząd poszerza tę definicję.

Dziś to, co nazywamy gospodarką cyfrową na Zachodzie – w tym na przykład Amazon i Netflix – Chiny definiują jako gospodarkę dzielenia się.

Gospodarka dzielenia się nie jest czarno-biała: to spektrum, a coraz ważniejsze jest zrozumienie jego różnych odcieni. Ostatecznie stanie się po prostu częścią gospodarki.

>>> Czytaj też: Uber pozytywnie wpływa na sytuację konsumentów. UOKiK zabrał głos ws. amerykańskiego giganta