Można śmiało powiedzieć, że w ostatnich latach w Polsce nastąpiła największa rewolucja społeczno-gospodarcza po 1989 roku. Swoistym kołem ratunkowym dla szybko rozwijającej się polskiej gospodarki okazali się pracownicy ze Wschodu.

Czynniki demograficzne, a także emigracja zarobkowa Polaków całkowicie zmieniły realia na rynku pracy. Polska w końcu wyrwała się z zastoju gospodarczego. Patrząc choćby na wskazanie PKB za IV kwartał 2017 roku, dane muszą robić wrażenie. 5,1% jest najlepszym wynikiem od prawie dziesięciu lat. Tempem wzrostu zaczęliśmy dorównywać azjatyckim tygrysom, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia.

Wszystko pięknie, tyle tylko, że tak wysoki wzrost spowodował zjawisko braku rąk do pracy. W wielu sektorach gospodarki firmy były zmuszone sięgać po rezerwy na rynku pracy. Jednak i to nie wystarczyło. Na koniec roku 2017 bezrobocie w Polsce według GUS spadło do rekordowych 6,6%. Według niektórych ekonomistów taki wynik uznawany jest za poziom bezrobocia naturalnego, a więc ludzie pozostający bez pracy jej nie szukają i nie są zainteresowani jej podjęciem. Niższy wiek emerytalny w Polsce również nie pomaga. Zaledwie 50% osób w wieku 54-64 lata pracuje zawodowo. Do tego Polacy cały czas emigrują na Zachód. Co prawda w mniejszym stopniu niż we wcześniejszych latach, ale jednak nadal jest to proces zauważalny. Odsetek firm deklarujących niedobór pracowników w IV kwartale 2017 był na najwyższym poziomie w historii.

Bez wątpienia kołem ratunkowym dla polskiej gospodarki, by sprostać osiąganiu tak wysokiego wzrostu gospodarczego, okazał się silny napływ pracowników z Ukrainy. Szacunki mówią o 2 milionach Ukraińców pracujących legalnie na terenie Polski, podczas gdy na koniec roku 2018 oczekuje się wzrostu do 3 milionów. Z pewnością nie bez znaczenia okazał się konflikt zbrojny na Ukrainie, wskutek którego ludzie masowo opuszczali swój kraj.

Pracownicy z Ukrainy zajmują miejsce w branżach, gdzie brakuje rąk do pracy. Przede wszystkim jest to przemysł i budownictwo. Sporo ludzi podjęło pracę w branży hotelarskiej i gastronomii. Mimo takiej liczby napływu pracowników, rynek nadal nie narzeka na ich nadmiar. Wręcz przeciwnie, ogłoszeń o pracę wciąż jest wiele. Polscy pracodawcy chętnie zatrudniają cudzoziemców zza naszej wschodniej granicy, wskazując na wysoki poziom ich zaangażowania w pracę.

Reklama

Wydawało się, że Polska będzie dla cudzoziemców z Ukrainy jedynie przystankiem do dalszej drogi na Zachód, gdzie, nie da się ukryć, zarobki są wyższe. Szczególnie po liberalizacji przepisów unijnych z 11 czerwca 2017 roku, zgodnie z którymi Ukraińcy mogą wjeżdżać bez wizy do państw Unii Europejskiej. Czas jednak pokazał, że obawy były bezzasadne. Badania ankietowe wykazują, że aż 80% przybyszów chce pozostać w naszym kraju.

Bez wątpienia w tym kontekście kluczowa okazuje się bliskość geograficzna. Pracownicy z Ukrainy mają blisko do swoich rodzin. Również bariera językowa ich nie ogranicza. Co jednak równie ważne, rosnące płace w Polsce powodują, że Ukraińcom nie opłaca się przenosić. Statystyki zakupu mieszkań potwierdzają niechęć do dalszego przemieszczania się, a wręcz wskazują na chęć osiedlania się na stałe. Najwięcej nieruchomości kupowanych jest przez imigrantów zza wschodniej granicy w Krakowie, co może wynikać z położenia geograficznego. Są to przede wszystkim małe lokale około 40-50 m2, najczęściej nabywane przez młode osoby za gotówkę.

Rosnące płace, to wynik sporej presji płacowej pracowników z Ukrainy. Początkowo cudzoziemcy pracowali w Polsce za nieco niższe stawki. Badania ankietowe pokazują, że ponad 55% pracowników chce zarabiać już w przedziale 3-5 tysiące złotych netto. Tylko 23% chciałoby pracować za mniej niż 3 tysiące złotych netto. Stawki więc są wygórowane, biorąc pod uwagę, że średnia pensja w Polsce wynosi niewiele ponad 3 tysiące złotych na rękę.

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, ogólnie w Polsce rosną żądania płacowe. Po drugie, pracodawcy doceniają poziom zaangażowania cudzoziemców i chęć do pracy dłuższej niż 40 godzin tygodniowo. Najważniejsze jednak jest poczucie, że firmom brakuje rąk do pracy, także można śmiało przyjąć stanowisko twardego negocjatora w kwestiach dotyczących wynagrodzenia.

Pracownicy z Ukrainy nie tylko wspomagają polską gospodarkę na drodze dynamicznego wzrostu. Według szacunków, na koniec III kwartału 2017, ponad 300 tysięcy Ukraińców odprowadzało składki do ZUS. Pokazuje to, że celem pracy jest nie tylko chęć zarobku, ale już chęć zadomowienia się na stałe. Dla obecnych władz to idealna sytuacja. Składki odprowadzane przez ukraińskich pracowników pozwalają pokryć rosnące wydatki na świadczenia emerytalne, szczególnie po obniżeniu wieku przejścia na emeryturę w naszym kraju.

Zjawisko ogromnej rewolucji na rynku pracy potwierdza podsumowanie transferów finansowych w Polsce. Z tego punktu widzenia nasz kraj stał się krajem imigracyjnym, a przez wiele lat byliśmy krajem emigracyjnym. Najprościej można powiedzieć, że więcej środków jest z Polski wysyłanych, niż trafia do naszego kraju z innych państw. W tym kontekście ważne jest, by zatrzymać pracowników z innych krajów na stałe, wtedy transfer środków za granicę się zmniejsza, a zwiększa się konsumpcja i rozwija sektor budownictwa mieszkaniowego.

Ukraińcy okazali się zbawieniem dla polskiej gospodarki. Fala imigracji pozwoliła utrzymać się pędzącemu pociągowi z napisem “rozwój gospodarczy”. Nie bez przyczyny NBP uznał potencjalny ubytek naszych wschodnich sąsiadów za główny czynnik ryzyka dla rynku pracy w Polsce. Wydaje się, że obecność pracowników z Ukrainy na polskim rynku pracy nie jest trendem przejściowym.

Autor: Krzysztof Pawlak, ekspert walutowy w Internetowykantor.pl i Walutomat.pl

>>> Czytaj też: Ratusz w Seulu zacznie wyłączać prąd po godzinach, żeby zmusić pracowników do pójścia do domu