Podnoszenie podatków to dla władzy ryzykowne działanie. Tysiąclecia doświadczeń nakazują więc zaordynowanie wpierw podatnikowi jakiegoś środka znieczulającego, żeby płacąc, miał poczucie, iż jego ofiara czemukolwiek służy.
Różnica między preparatorem zwierząt a poborcą podatkowym?” – pytał Mark Twain. „Preparator zdziera tylko skórę” – od razu odpowiadał na własną zagadkę amerykański pisarz. Obrazowe porównanie oddaje stosunek podatników do ludzi lub instytucji, które w majestacie prawa wyciągają rękę po ich pieniądze, ściągając „przymusowe, nieodpłatne świadczenia materialne, pobierane przez państwo lub inny związek publiczny, w celu pokrycia jego wydatków” – jak głosi jedna z definicji podatku.
Z problemem naturalnej niechęci wobec podnoszenia ciężaru danin publicznych zapewne wkrótce będzie musiał się zmierzyć gabinet premiera Morawieckiego. Skoro chce się uchodzić za „najbardziej socjalny rząd III RP”, to takie zderzenie z rzeczywistością jest nieuchronne, a wydatki opiekuńcze wiążą się z koniecznością podnoszenia podatków i dodawania nowych. Na razie obserwujemy dopiero pierwsze, nieśmiałe próby dociążania obywateli daninami. Wywołują sporo emocji w mediach, lecz większego sprzeciwu ludzi jakoś nie widać. Spora w tym zasługa rządu, który działa punktowo, a każdy nowy podatek stara się uzasadnić szczytnymi celami. Danina solidarnościowa ma przecież zasilać specjalny fundusz wspierający osoby niepełnosprawne i ich rodziny. Do tego jeszcze zapłaci ją jedynie ok. 25 tys. najlepiej zarabiających Polaków, oddając dodatkowo 4 proc. swych rocznych dochodów. Z kolei przygotowana w parlamencie opłata emisyjna wyniesie skromne 8 gr ściągane z każdego litra paliwa. Niewiele, rzecz przecież idzie o walkę ze smogiem i wspieranie elektromobilności, czyli najmodniejszego obecnie kierunku w motoryzacji. Jednocześnie, żeby zadbać o potrzeby twórców kultury, wicepremier Piotr Gliński zapowiedział podatek „od czystych nośników”. Urządzenia umożliwiające słuchanie muzyki, takie jak smartfony i tablety, miałyby zostać obciążone niewielką opłatą wliczoną w ich cenę. Dochody za pośrednictwem rządu trafią następnie do artystów.
Trzeba przyznać rządowi, że zabiera się za podnoszenie podatków wzorcowo. Za każdym razem dociąża trochę inne grupy społeczne, wzrost daniny nie jest drastyczny, a uzasadnienie zawsze wyjątkowo szczytne. Jakże inaczej brzmiałoby, gdyby premier ogłosił wprowadzenie trzeciego progu podatkowego dla osób zarabiających ponad 87 tys. zł miesięcznie, podniesienie wysokości akcyzy w cenie paliwa oraz obłożenie opłatą akcyzową smartfonów i innych urządzeń elektronicznych. Mowa o tym samym, lecz brzmi to inaczej. I na tym właśnie polega sztuka podnoszenia podatków. Jej ukoronowaniem jest następny krok sprowadzający się do tego, że rząd z czasem, po cichu zapomina o szczytnych celach. Po czym fundusze zdobyte dzięki nowym podatkom wydaje wedle bieżących potrzeb.

Starożytne poczucie sprawiedliwości

Reklama
„Ważne jest, aby władza nakładająca podatki uwzględniała ich ocenę w oczach podatników, ponieważ ocena podatków jako niesprawiedliwych sprzyja ucieczce od nich. Sprawiedliwe opodatkowanie stanowi argument pozwalający uzyskać społeczną akceptację dla systemu podatkowego” – zauważa Ilona Szczepańska w opracowaniu „Opodatkowanie osób fizycznych w świetle zasady sprawiedliwości podatkowej”. Ostrzega jednocześnie, że „każda jednostka czy grupa społeczna może pojęcie sprawiedliwości rozumieć całkiem odmiennie”. Oczywiście kwestia powiązania podatków z poczuciem sprawiedliwości nie jest jedynym „środkiem znieczulającym”, jaki rząd może zaaplikować podatnikom, żeby nakłonić ich do rezygnacji z oporu przy płaceniu wyższej daniny. Ich wachlarz jest całkiem spory za sprawą zbieranych przez wieki doświadczeń. „Podatki prawdopodobnie zostały wynalezione, zanim ludzkość odkryła koło” – przypominają Rafał Bernat i Piotr Biegasiewicz w opracowaniu „Geneza podatku dochodowego w Europie w średniowieczu i okresie nowożytnym”. Każda wspólnota, jeśli chciała być sprawniej zarządzana, posiadać grupę wyćwiczonych wojowników broniących przed zagrożeniem zewnętrznym oraz kapłanów dbających o przychylność niebios, musiała godzić się na płacenie danin. Acz sposób ich ściągania czynił olbrzymią różnicę w kwestii lojalności ludzi wobec państwa oraz jego władcy. „I oto poborca wysiada na brzegu rzeki, ustalić podatek od zbiorów. Towarzyszą mu dozorcy, mają strzały w kołczanach, a Nubijczycy – palmowe kije. Żądają »oddaj zboże«, którego przecież nie ma. Wieśniak jest bity po całym ciele, wiąże się go zanurzając w studni głową do dołu” – tak opisywał egzekwowanie podatków w starożytnym Egipcie anonimowy świadek, co cytuje w książce „Podatki przez wieki” Ferdinand H.M. Grapperhaus. Dopóki kolejni faraoni dzierżyli władzę silną ręką i mieli status bogów, ściąganie danin szło sprawnie. Za czasów Starego Państwa rządzący Egiptem potrafili dzięki temu realizować tak ogromne przedsięwzięcia jak budowa piramid. Kiedy jednak ich pozycja słabła, natychmiast krajem wstrząsały bunty. Jeśli nad Nilem wzniecał je lud, wówczas zazwyczaj zaczynał od wyrżnięcia wszystkich poborców podatkowych. Żydzi, którzy wedle Księgi Wyjścia, wchodzącej w skład Starego Testamentu, przebywali w Egipcie przez cztery stulecia, z bliska przyglądali się tym praktykom. W Księdze Przysłów kwestię ucisku fiskalnego podsumowano krótką sentencją: „Król umacnia państwo sprawiedliwością, niszczy je ten, kto podatkami uciska”.