Czy każdy zarzut pod adresem tej listy jest trafny? To prawda, że idąc za głosem Solidarności prezydent podjął tematy jakoś już uregulowane w obecnej konstytucji – ochrony praw nabytych czy ochrony pracy. Można je powtórzyć mocniej lub inaczej – pytanie: po co?
To prawda, że proponując wpisywanie do ustawy zasadniczej członkostwa w Unii Europejskiej i w NATO, otworzył dwie dyskusje: o samym członkostwie i o tym, czy powinno się o nim przesądzać konstytucyjnie. Pierwsza z tych debat może na prezydenta sprowadzić podejrzenie, że sprzyja podważeniu udziału Polski w UE. Już to pokazuje, że należałoby unikać takich przesądzeń dotyczących polityki międzynarodowej w ustawie zasadniczej. To nie jest część ustroju.
Można wskazać długą listę dylematów, o które prezydent pytać nie chce. Są za to deklaracje, głównie socjalne czy socjalno-ekonomiczne, zawsze rodzące pytania, czy konstytucja jest dla nich miejscem, bo przecież nie udało się przesądzić, jak Trybunał Konstytucyjny miałby egzekwować ich przestrzeganie. Warto tu jednak zwrócić uwagę, że już obecna konstytucja z 1997 r. pełna jest takich zapisów. Mamy do czynienia z dyskusją nie „czy”, a „ile”. Są też propozycje kontrowersyjne z punktu widzenia dotychczasowego zwyczaju, nie tylko polskiego. Czy w konstytucji powinniśmy gwarantować raz na zawsze wiek emerytalny? I czym w ogóle jest ustawa zasadnicza? Instrukcją obsługi państwa czy zbiorem doraźnych decyzji o kierunku jego polityki?
Reklama