Nowa „wielka czwórka” jest większa niż wszystko, co było do tej pory. Google, Amazon, Facebook i Apple – określane jako system GAFA – dysponują niemal nieograniczoną mocą obliczeniową, która jest dla nich absurdalnie tania. Ich możliwości finansowe też w zasadzie nie mają limitu.
Na dodatek już dziś pracuje dla nich grupa najinteligentniejszych i najbardziej kreatywnych ludzi na ziemi. Jedno tylko pytanie nie daje w tym wszystkim spokoju: po co? Jaki jest ostateczny cel tego skumulowanego potencjału? Leczenie raka? Eliminacja ubóstwa? Odkrywanie wszechświata? Nie. Im chodzi tylko o to, żeby sprzedać jeszcze jednego piep…go nissana.
Powyższa myśl, wieńcząca książkę Scotta Gallowaya, mówi w zasadzie wszystko. Tak, wielka czwórka to jest opowieść o globalnej patologii, jaką stał się ostatnio system GAFA. Autor wprost nazywa te superkoncerny „czterema jeźdźcami Apokalipsy”. Analizuje ich historie oraz modele biznesowe, wskazując, że w obecnej formie niszczą one nasz świat nie mniej niż ropa naftowa albo otyłość. A może nawet bardziej, o ile bowiem zagrożeń ekologicznych czy zdrowotnych jesteśmy świadomi, o tyle „nowi jeźdźcy” wciąż potrafią łapać miliony niewinnych duszyczek na swoją opowieść o ulepszaniu świata przez samo tylko oferowanie ich wspaniałych produktów. A przecież wyobraźmy sobie – pisze Galloway – detalistę, który odmawia płacenia podatku od sprzedaży, źle traktuje pracowników i niszczy setki tysięcy miejsc pracy. Albo platformę internetową, która posiada na niektórych rynkach 90 proc. udziałów w najbardziej lukratywnych sektorach mediów, a przy tym uchyla się od przepisów o ochronie konkurencji za sprawą lobbingu i agresywnych działań sądowych. To właśnie oni. Nowi jeźdźcy Apokalipsy XXI wieku w pełnym galopie.
Galloway łączy dwie perspektywy: akademicki namysł uprawiany w jednej z renomowanych amerykańskich szkół biznesu oraz spojrzenie doświadczonego praktyka (rozkręcił w życiu kilkanaście start-upów). A do tego dobrze pisze. Jego książka nie jest więc rytualnym jęczeniem przeciwnika postępu. „Wielka czwórka…” jest warta odnotowania również dlatego, że tego typu głosy już nie są odosobnionymi salwami samotnych frustratów, których GAFA wyrzuciła z rynku. Od niedawna tworzy się w anglosaskiej (a co za tym idzie – także światowej) literaturze coś w rodzaju masy krytycznej. Jest wszędzie: na uniwersytetach, w pracach eksperckich, w mediach, nawet na Forum Ekonomicznym w Davos. Krytyka GAFA wchodzi też do agendy polityków (tzw. spór o ACTA 2). Trochę to wygląda, jak moment sprzed 120 lat, gdy w Ameryce „ery pozłacanej” władza polityczna przycięła trochę pazury ówczesnym „kapitanom biznesu” i w życie weszły pierwsze regulacje antytrustowe.
Co z tego wyniknie – nie wiadomo. Być może dzisiejsi jeźdźcy okażą się skuteczniejsi w wygaszaniu krytyki niż byli przed laty potentaci branży finansowej, drzewnej, stalowej i kolejowej. A może nastąpi tylko wymiana jeźdźców na dzisiejszych pretendentów (Galloway pisze o nich w rozdziale „Piąty jeździec?”, wymieniając Alibabę, Ubera czy Teslę). Coś jednak wisi w powietrzu. Przeczytajcie więc Gallowaya i czekajcie na dalsze wydarzenia. Bo sprawa jest bardziej niż rozwojowa.
Reklama