Mimo zapewnień kolejnych polityków o tym, że Polsce należą się od Niemiec reparacje wojenne, nie ma możliwości prawnych ich dochodzenia. Wysokie jest za to prawdopodobieństwo zaspokojenia roszczeń indywidualnych. Kolejne rządy nie wspierają jednak ofiar na tym polu - pisze prof. dr hab. Jerzy Menkes, kierownik Katedry Prawa Międzynarodowego i Organizacji Międzynarodowych w Kolegium Gospodarki Światowej SGH w Warszawie.
To Niemcy rozpętały II wojnę światową, w trakcie której, w imię zdefiniowanego przez to państwo interesu narodowego, realizując zbrodniczą ideologię nazizmu, dopuszczono się zbrodni ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości i zbrodni wojennych. Ich sprawcami byli Niemcy i ich sojusznicy działający pod kontrolą Niemców. Sprawcy są winni niewypowiedzianych cierpień wyrządzonych ludzkości i strat materialnych. Te słowa, mimo że wielokrotnie powtarzane, nie są wcale truizmem. Powinno się je wciąż powtarzać. Sprawiedliwość wymaga, by konsekwencją zbrodni była odpowiedzialność. Jednak przy określeniu, a jeszcze bardziej realizacji odpowiedzialności finansowej Niemców z tego tytułu, zwycięzcy II wojny światowej zachowali się pragmatycznie. Uznano, że odszkodowania dla państw poszkodowanych w zbrodniczej wojnie powinny być możliwe do wyegzekwowania od zobowiązanych. Zadecydowały o tym doświadczenia po I wojnie światowej – skala reparacji współprzyczyniła się do hiperinflacji w Niemczech i wytworzenia klimatu sprzyjającego populizmowi i nazistom. Tego błędu zwycięzcy postanowili nie powtarzać. Niemcy wykorzystały możliwości rozwoju społecznego i gospodarczego dane im przez aliantów. Pojednanie francusko-niemieckie i polsko-niemieckie zapewniło trzem narodom pokój. Dziś demokratyczne, praworządne Niemcy są państwem wnoszącym istotnym wkład w bezpieczeństwo i rozwój Starego Kontynentu i świata. To również nie są truizmy.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP