Gdy Idar Kreutzer, szef największej w regionie skandynawskim firmy ubezpieczeń na życie, był ostatnio w Nowym Jorku, na krótką pogawędkę zaprosił go wysokiej rangi menedżer jednego z dużych amerykańskich banków. Pogawędka przekształciła się w dwugodzinną dyskusję o skandynawskim modelu biznesu i zróżnicowaniu przedsiębiorstw.
– Zadziwia mnie to zainteresowanie, ta prawdziwa ciekawość – mówi dyrektor naczelny firmy Storebrand z Norwegii.
Niektórzy uważają, że praktykowany w Szwecji, Norwegii, Danii i Finlandii model kapitalizmu to jeden z nielicznych „wygranych” obecnego kryzysu gospodarczego i finansowego. Rozwiązania modelu skandynawskiego – od reakcji na poprzedni kryzys bankowy po promowanie obecności kobiet w zarządach – przykuwają dziś uwagę świata, podobnie jak było w latach 70. XX wieku z kapitalizmem w japońskim stylu, a w latach 60. – w niemieckim.

Recepta na przyszłość?

Tamte dwa modele najpierw znalazły się w świetle reflektorów, a potem napotykały problemy: podobnie jest z modelem nordyckim. Są również wątpliwości co do tego, czy da się go łatwo eksportować do innych części świata. Jednak niedawna nominacja na prezesa British Petroleum Carla-Henrica Svangerga z Ericssona (który dołączył do dwóch Skandynawów, szefujących brytyjskim firmom) świadczy o rosnącym szacunku dla skandynawskiego kapitalizmu i jego liderów.
Reklama
Jak mówi jeden z nich, Jorma Ollila, który – kierując Royal Dutch Shell i Nokią – zalicza się do najbardziej prominentnych ludzi biznesu tego regionu, poszukującemu sposobu zreformowania się globalnemu systemowi ten właśnie model oferuje możliwość ruchu w przód. – Jaka jest przyszłość kapitalizmu? Tak czy inaczej, chodzi o rozwiązanie problemów, z którymi model skandynawski radzi sobie dobrze. Ma duże szanse, żeby go uznać za najlepszy system – mówi.
Pojawiają się jednak wątpliwości, co właściwie oznacza „model skandynawski”. Jorma Ollila odwołuje się do analiz, przeprowadzonych przez uczonych z całego regionu, którzy swoje wnioski zawarli w książce „The Nordic Model”. Dowodzą oni, że cechy definiujące regionalny kapitalizm to otwartość na globalizację, połączona z silną ochroną społeczną i z egalitaryzmem.

Globalizacja z konieczności

Francis Sejersted, norweski historyk i były przewodniczący krajowego Komitetu Noblowskiego, mówi o „demokratycznym kapitalizmie”, co oznacza wysoki stopień równości oraz udział w podejmowaniu decyzji politycznych i dotyczących przedsiębiorstw.
Jak uważa Matti Alahuhta, dyrektor naczelny innej z dużych firm fińskich – producenta wind Kone – brak dużego rynku wewnętrznego sprawia, że skandynawska otwartość na globalizację jest po prostu koniecznością.
– Finlandia to bardzo mały kraj. Rynek wewnętrzny też jest bardzo mały, nie trudno więc zdać sobie sprawę, że musimy dokonywać ekspansji za granicę.
Kone nastawiła się na wzrost na rynkach takich jak Azja i USA, podążając drogą bardzo podobną do tej, jaką w ciągu ostatnich 15 lat na w dziedzinie telefonów komórkowych obrała Nokia. Inne firmy z regionu też stały się liderami w swoich branżach, jak SFK w łożyskach czy Husqvarna w zakresie pił łańcuchowych.
Ale kraje skandynawskie świadome są także negatywnych stron globalizacji i podejmują środki przeciwdziałania im. Idar Kreutzer odnosi się do „sieci bezpieczeństwa osobistego”, wyjaśniając: – Istnieje potrzeba troszczenia się o jednostki, dotknięte zjawiskami, korzystnymi dla przedsiębiorstw albo dla społeczeństwa. – Jako przykład podaje pracowników przemysłu papierniczego, którym wprawdzie zamknięto fabryki, ale którzy byli w stanie przenieść się do nowocześniejszych branż.
U podstaw tego wszystkiego leży głębokie poczucie egalitaryzmu, zwłaszcza w systemie edukacji.

Wszyscy równi

Jorma Ollila podkreśla nieobecność czynnika klasowego w tym modelu, co różni Skandynawię od Wielkiej Brytanii i wielu innych krajów. – Każdy może otrzymać dobre wykształcenie, bez względu na pochodzenie. Nie chodzi o to, kim jesteś, ale jak możesz być przydatny – mówi.
Ta zasada rozciąga się na zarządy firm. Norwegia – dzięki przepisowi, który ustala procentowy udział kobiet – ma największy odsetek kobiet w zarządach, a w Szwecji, Finlandii i Danii jest on także dość wysoki.
Ale właśnie ten głęboko zakorzeniony egalitaryzm sprawia, że model skandynawski trudno eksportować. Matti Alahuhta opowiada, jak trudno było przekonać pracowników w Wielkiej Brytanii – gdzie w latach 90. XX wieku Kone uruchomiła zakład – do przyswojenia sobie niehierarchicznych metod skandynawskich firm.
– Egalitaryzm jest dla nas bardzo waży. To spoiwo, które utrzymuje jedność Kone – mówi.
Ta tendencja znajduje również odzwierciedlenie w płacach menedżerów. Wiele skandynawskich firm płaci swoim najwyższym menedżerom o wiele mniej niż wynosi międzynarodowa przeciętna, co wynika z obaw, żeby nie rosła nadmiernie luka między zarabiającymi najwyżej i najmniej. – W większości krajów skandynawskich różnice płacowe są małe. Ludzie chodzą do tych samych szkół. Nie ma tak naprawdę zróżnicowania klasowego – mówi Anne Breiby, która jest niewykonawczym członkiem zarządów kilku norweskich firm.
Opłacani najlepiej w regionie szwedzcy menedżerowie zarabiają zaledwie jedną trzecią tego, co ich niemieccy koledzy, a typowe wynagrodzenie szefów firm w Norwegii (która płaci najmniej w regionie) wynosi, jak podają firmy doradcze, od 3 mln (340 tys. euro) do 4 mln koron rocznie.

Pracownik doceniony

Brak hierarchii w firmie rozciąga się aż do najwyższego szczebla. Idar Kreutzer mówi, że jego pracownicy „po prostu pukają do drzwi gabinetu”. – Oni czują się odpowiedzialni za firmę. A ja wolę być w sytuacji, kiedy przekazuje mi się nieupiększoną prawdę.
Istotny czynnik stanowi uczestnictwo pracowników w kształtowaniu strategii przedsiębiorstw. Wskutek znacznej wagi związków zawodowych w zarządach wielu skandynawskich firm zasiadają również pracownicy. Menedżerowie twierdzą jednak, że w ostatnich latach stosunki z nimi bardzo się poprawiły, co umożliwia firmom przeprowadzanie restrukturyzacji na dużą skalę przy współudziale pracowników.
– Sądzę, że obecnie po obu stronach jest lepsze zrozumienie: jest mniej konfliktowości. Łatwo jest nie tylko zatrudniać ludzi w dobrych czasach, ale także zmniejszać zatrudnienie w złych – mówi Jorgen Buhl Rasmussen, dyrektor naczelny duńskiej firmy browarniczej Carlsberg.

Nic wyjątkowego

Jeśli więc popyt na wyroby jakiejś firmy zmniejszy się o 30 proc., to – jak twierdzi Anne Breiby, opierając się na konkretnych przykładach – jej menedżerowie i i pracownicy będą się zastanawiać, czy zwolnić 30 proc. pracowników, czy też skłonić 60 proc. z nich do pracy w krótszym o połowie czasie. – Dyskusje między kierownictwem i pracownikami są naprawdę na poziomie. Razem rozwiązuje się problemy – mówi.
Pontus Braunerhjelm, profesor ekonomii w Royal Institute of Technology w Szwecji, uważa, iż sukcesy skandynawskich firm sugerują, że stosowany przez nie nieformalny styl zarządzania stanowi ich przewagę konkurencyjną. Jednak doświadczenia firm dokonujących ekspansji zagranicznej, takich jak Nokia i Ericsson, wskazują, że te skandynawskie metody nie wszystkim się podobają. – Ludzie wychowani w innych kulturach uważają je czasem za trochę nieprecyzyjne w tym sensie, że nie wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność, jaki jest porządek, no i jaki jest tego cel – mówi prof. Braunerhjelm.
Niektórzy krytycy zastanawiają się, czy skandynawski kapitalizm jest rzeczywiście tak wyjątkowy, jak utrzymują jego entuzjaści – i podkreślają, że region wycofuje się z niektórych rozwiązań, decydujących o jego odmienności.
– Skandynawskie firmy nie różnią się od firm w innych częściach Europy – mówi Frederic Erixon, dyrektor działającego w Sztokholmie i w Brukseli wolnorynkowo nastawionego zespołu analitycznego European Centre for International Political Economy. – Kierują nimi te same siły co wszędzie.

Słabości modelu

Rzeczywiście, kraje skandynawskie dalekie są od eksportowania swojego modelu do reszty świata, a niektóre z nich próbują poprawić gospodarkę, importując do niej element systemu anglosaskiego. W Szwecji na przykład od 2006 roku jest u władzy centroprawicowy rząd, którego celem jest zmniejszenie obciążeń podatkowych – zaliczanych do najwyższych w Europie – oraz uelastycznienie rynku pracy.
Cały ten region ma historię polegania na wielkich firmach i słabe wyniki, jeśli chodzi o powstawanie niewielkich przedsiębiorstw – co oznacza słabość w tworzeniu miejsc pracy. Stanowiąca zasadniczy element skandynawskiego kapitalizmu szczodra sieć opieki społecznej poddana jest natomiast rosnącej presji ze strony starzejącego się społeczeństwa oraz kulturowej jednorodności, powodującej, że system, którego istnienie możliwe jest tylko przy osiągnięciu konsensusu, pęka pod wpływem zwiększającej się imigracji. – Model skandynawski ma pewne słabości, które na skutek globalizacji zostały poddane „testowi stresu” – mówi prof. Braunerhjelm.
Z danych ekonomicznych wynika, że jak dotąd kraje skandynawskie radzą sobie z obecnym spowolnieniem gospodarczym niewiele lepiej – a w niektórych przypadkach nawet gorzej – niż Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Skandynawscy pracodawcy zmniejszają zatrudnienie równie energicznie jak ich rywale z innych regionów, a bezrobocie w Szwecji i w Finlandii wzrosło do 9 proc. Ekonomiści przewidują, że szwedzki produkt krajowy brutto skurczy się w drugim kwartale o 6 proc. (skurczył się o 6,2 proc. – red.), czyli w stopniu zbliżonym jak w Wielkiej Brytanii, gdzie jego spadek wyniósł 5,6 proc.
Choć jednak cały ten region nie jest odizolowany od kryzysu, kraje skandynawskie mogą się wykazać wybitną umiejętnością wychodzenia z gospodarczych zawirowań. Szwecję uważa się za wzorcowy przykład udanej reakcji na regionalny kryzys finansowy (który miał miejsce na początku lat 90. XX wieku), obejmującej mieszaninę wymuszonego dokapitalizowania i nacjonalizacji banków.

Bez egoizmu

Ten sukces został jednak podany w wątpliwość na skutek zagrożenia szwedzkich banków świeżym balastem niespłacalnych kredytów, wynikających z ich ogromnego zaangażowania w udzielanie pożyczek pogrążonym w kłopotach krajom bałtyckim.
Jorma Ollila twierdzi jednak, że nadal ważne są nauki wypływające z podejścia krajów skandynawskich do kryzysu bankowego lat 90. Tamtejsi politycy nie uciekali się wówczas do protekcjonizmu i podejmowali śmiałe decyzje: w samym środku kryzysu Szwecja i Finlandia zgłosiły wniosek o członkostwo w Unii Europejskiej.
Jorma Ollila twierdzi, iż ma nadzieję, że obecni architekci polityki również zdecydują się na niesamolubne podejście. – Na mojej liście życzeń dla Europy zajmuje to bardzo wysoką pozycję. Nie należy patrzeć na to, co jest dobre dla ciebie, ale na to, co dobre jest dla świata jako całości – mówi.
Podczas obecnego kryzysu takie otwarte podejście wydaje się ze wszech miar godne zlecenia. Choć jednak przyjrzenie się modelowi skandynawskiemu może być interesujące dla cudzoziemców – na przykład dla amerykańskich bankierów – wygląda na to, że trudno byłoby go naśladować. Jeden z czołowych skandynawskich biznesmenów mówi, że regionalny model kapitalizmu nie nadaje się do eksportu ze względu na to, że jest bardzo zakorzeniony w tradycji wszystkich stosujących go krajów. – Chodzi o małe, egalitarne kraje, które mają dobry system edukacji. Takie rozwiązanie trudno zastosować wszędzie na świecie. Tak więc nasz system można podziwiać, ale skopiowanie go jest bardzo skomplikowane.
Więcej informacji z Financial Timesa: w serwisie "Financial Times w Forsalu".
ikona lupy />
Podstawowe wskaźniki ekonomiczne krajów skandynawskich / Bloomberg