Podatki, obok polityki imigracyjnej, będą jednym z kluczowych tematów kampanii wyborczej w Niemczech. Już się zaczęło przedwyborcze mamienie wyborców.
ikona lupy />
Wysokość klina patkowego / Inne

Po ostatnim sukcesie populistów z AfD partia Angeli Merkel stała się aktywniejsza także w dziedzinie podatków. Niektórzy politycy CDU i CSU, w tym minister finansów Wolfgang Schäuble, już teraz wiele obiecują.

„Obecny system podatkowy jest skomplikowany i nieprzejrzysty. Liczne wyjątki i specjalne regulacje umożliwiają zmniejszanie indywidualnych obciążeń podatkowych w najróżniejszym stopniu. Normalny podatnik nie jest w stanie ich poznać i korzystać z możliwości odliczeń. To sprawia, że złożenie deklaracji podatkowej staje się uczestnictwem w grze losowej” – tak niemiecki system podatkowy skrytykowała ostatnio grupa polityków zajmujących się gospodarką.

W ich koncepcji programowej można znaleźć jeszcze więcej krytycznych ocen niemieckich przepisów podatkowych. Ich zdaniem obecny system nie zachęca do aktywności zawodowej, ponieważ opodatkowane są już najniższe dochody, a w przypadku średnich szybko wchodzi się w najwyższy próg. Co gorsza w razie dodatkowych przychodów w kieszeni podatnika pozostaje często mniej niż połowa z kwoty brutto. Żalą się oni również, że w ostatnich latach nie było w Niemczech realnej podwyżki progów podatkowych.

Reklama

Te wszystkie uwagi są w dużej mierze uzasadnione i nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że autorami nie są liberalni eksperci ekonomiczni, czy opozycja. Te opinie opublikowali politycy należący do CDU i CSU, partii współrządzących Niemcami od 2005 r. Są oni szefami MIT, czyli Stowarzyszenia Klasy Średniej i Gospodarki (Mittelstands- und Wirtschaftsvereinigung von CDU und CSU), które zrzesza ponad 25 tysięcy członków związanych z obydwoma chadeckimi partiami. To najsilniejsza partyjna organizacja gospodarcza w Niemczech, a jej członkowie pełnią wpływowe funkcje polityczne i administracyjne. Czy to oznacza, że Niemców czeka podatkowa rewolucja?

W Niemczech istnieje około 40 różnych podatków. Dekadę temu ich udział w niemieckim PKB wynosił 20,5 proc., a obecnie jest to ponad 22 proc. Z punktu widzenia fiskusa najważniejsze są podatki od wynagrodzeń, obrotowy i VAT, które łącznie stanowią ponad połowę przychodów państwa.

O ile na stawki podatków od towarów i usług Niemcy nie mogą się specjalnie skarżyć (są na średnim poziomie wśród krajów OECD), to obciążenia wynagrodzeń powszechnie uważane są tam za zbyt wysokie. Klin podatkowy wynosi prawie 50 proc., to jest znacznie powyżej średniej OECD (35 proc.), i sytuuje Niemcy w trójce krajów, gdzie podatki od wynagrodzeń i opłaty na ubezpieczenie społeczne są najwyższe. Niemców irytuje również brak realnej waloryzacji progów podatkowych w ostatnich latach oraz tzw. zimna progresja, czyli linearne zwiększanie obciążeń podatkowych przez osoby uzyskujące coraz wyższe przychody.

Dla części podatników oznacza to, że każde 1000 euro wyższego rocznego przychodu zwiększa ich obciążenia podatkowe o 2 pkt. proc., co w razie inflacji może oznaczać nawet spadek dochodów realnych. Ten przepis dotyczy konkretnie osób osiągających dochody w granicach od 8653 euro do 13669 euro rocznie (w przypadku par te progi są odpowiednio podwajane). Oznacza to, że ich obciążenie podatkowe stopniowo wzrastają z 14 proc. do 24 proc. W przypadku kolejnej grupy podatkowej ta progresja jest wolniejsza i wynosi 0,46 pkt. proc. na każde 1000 euro dodatkowego przychodu i prowadzi do stawki 42 proc. (dla zarabiających rocznie 53665 euro).

Te skomplikowane przepisy są szczególnie mocno dyskutowane przed każdymi wyborami i każdorazowo politycy obiecują, że je zmienią. Tym razem jednak nie będą mieli wymówek dla swojej bierności.

W maju ministerstwo finansów RFN przedstawiło szacunki przychodów podatkowych w najbliższych latach. W przypadku federacji mają one wzrosnąć z poziomu 290 mld euro w 2016 r. do 340 mld euro w 2020 r. To o kilka miliardów euro więcej niż szacowano jeszcze na jesieni 2015 r. Optymistyczne są również prognozy dla regionów i gmin. W sierpniu federalny urząd statystyczny podał, że w I półroczu 2016 r. nadwyżka budżetowa wyniosła 18,5 mld euro i była najwyższa w historii RFN.

Tak dobre wyniki Niemcy zawdzięczają doskonałej koniunkturze gospodarczej i stabilnej sytuacji na rynku pracy. Nie szkodzą temu nawet obciążenia związane z przyjęciem półtora miliona uchodźców. Nic więc dziwnego, że pierwszym, który zasugerował zmniejszenie obciążeń podatkowych w Niemczech, był minister finansów Wolfgang Schäuble (CDU). Nie zdążył on jednak przedstawić żadnych szczegółów, bo wyprzedzili go politycy z Bawarii, a konkretnie Markus Söder (CSU), ambitny minister finansów tego landu.

CDU i CSU to tzw. siostrzane partie, które blisko ze sobą współpracują. Szanują swoją autonomię – CDU nie działa w Bawarii, a bawarska CSU nie prowadzi działalności poza swoim rodzimym landem. Kryzys migracyjny sprawił jednak, że pojawiły się napięcia na linii Berlin-Monachium. Bawarczycy głośno zastanawiają się, czy nie wystawić kogoś ze swojego grona, jako kandydata na kanclerza Niemiec. To jawny sprzeciw wobec Angeli Merkel, która z tego powodu nie może teraz zadeklarować, czy za rok będzie ubiegać się o czwartą kadencją szefowej rządu. W ten sposób nieco bardziej konserwatywna CSU chce zmusić siostrzaną CDU do twardszej polityki wobec migrantów i ustępstw w innych dziedzinach.

Nie bez powodu Markus Söder już w lipcu na spotkaniu z dziennikarzami przedstawił podatkowy koncept CSU, czyli jak to marketingowo określono „bawarską taryfę”. Zaproponował aby od 2019 r. obniżyć podatki dla mało i średnio zarabiających. Wartość tych obniżek powinna wynosić 10 mld euro rocznie. Chce on również stopniowo likwidować tzw. dodatek solidarnościowy, czyli specjalny podatek płacony na rzecz rozwoju landów wschodnich. >>czytaj również: Regiony przemysłowe tracą na rzecz zacofanego niegdyś południa

Poza firmami płacą go od swoich wynagrodzeń indywidualni podatnicy, a jego wysokość wynosi 5,5 proc. (w latach 90. było to pierwotnie 7,5 proc.). Minister finansów Bawarii chciałby również, by w całych Niemczech rodziny z dziećmi, które będą budować domy, otrzymywały 1200 euro rocznie na każde dziecko przez 10 lat. Pytany o to, czy swoje pomysły konsultował z politykami CDU, odpowiedział wymijająco, że jest w programach podatkowych obu partii jest dużo punktów stycznych i uda mu się ich przekonać.

Na odpowiedź CDU nie trzeba było długo czekać. Na początku sierpnia gospodarcze skrzydło tej partii, czyli wspomniany już MIT, przedstawiło własne propozycje. Politycy z tego środowiska CDU domagają się uproszczeń prawa podatkowego i tak jak Bawarczycy chcą odciążyć finansowo przede wszystkim osoby średnio zarabiające oraz rodziny z dziećmi. Wartość proponowanych prze z nich ulg jest jednak znacznie większa od pomysłów CSU i wynosi ponad 30 mld euro. „Państwo musi przeznaczyć jedną trzecią swoich dodatkowych wpływów na ulżenie podatnikom” – przekonuje w oficjalnym oświadczeniu Carsten Linnemann, poseł CDU do Bundestagu i przewodniczący MIT.

Realizacja tego projektu podzielona ma być na trzy części. Pierwszy etap ma nastąpić szybko, bo zaraz po wyborach do Bundestagu jesienią 2017 r. Linnemann i jego sojusznicy chcą, by w ciągu pierwszych stu dni nowego rządu zwiększono zryczałtowane koszty uzyskania przychodu z 1000 euro do 2000 euro. Ten przepis miałby obowiązywać już od 1 stycznia 2018. Z tej ulgi korzystałoby 2/3 niemieckich podatników. W drugiej części projektu MIT miałoby dojść do spłaszczenia „brzucha klasy średniej”, czyli zmniejszenia obciążeń podatkowych osób osiągających średnie dochody. Nazwa pochodzi stąd, że na wykresach ilustrujących system podatkowy w Niemczech progresja podatków od klasy średniej ma kształt wybrzuszenia i kontrastuje z płaskimi liniami stawek podatkowych od najbiedniejszych (0 proc.) i najbogatszych (45 proc.).

MIT proponuje, by od 2019 r. zmniejszona została stawka podatkowa dla dochodów w wysokości powyżej 13 669 euro – miałoby to być 20 proc. zamiast obecnych 24 proc. Dodatkowo podniesiony miałby zostać próg dochodów, przy osiągnięciu którego płaci się 42 proc. podatku – zamiast obecnych 53 666 euro byłoby to 60 000 euro.

„Kiedyś najwyższą stawkę podatkową płaciło się wówczas, gdy osiągnęło się dziesięciokrotność średnich dochodów. Teraz ten próg znajduje się niewiele ponad przeciętnymi zarobkami. Dlatego potrzebujemy odciążenia właśnie tych podatników” – tłumaczy w oświadczeniu prasowym Hans Michelbach, zastępca przewodniczącego MIT.

Wreszcie w trzecim etapie, czyli w 2020 r. wprowadzona miałyby zostać kwota wolna od podatku wobec dzieci w tej samej wysokości, co dla dorosłych, czyli 8652 euro rocznie. By z tego rozwiązania mogły korzystać także rodziny o niższych dochodach należałoby dodatkowo podwyższyć dodatek na dzieci. Skumulowane koszty programu wynoszą ponad 33 mld euro, ale pomysłodawcy przekonują, że jest on nie tylko sprawiedliwy, ale i realistyczny oraz że zawiera impulsy zwiększające konsumpcję i koniunkturę.

„To obłudne propozycje, które zawierają ukryte ulgi dla milionerów i są wyłącznie populistyczną zagrywką” – tak plany polityków CDU i CSU skomentował Norbert Walter-Borjans w rozmowie z regionalna gazetą „Nordwest-Zeitung”, wpływowy polityk SPD i minister finansów Nadrenii Północnej-Westfalii.

>>> Polecamy: Europę czeka kolejna fala migracji? Orban: Prawdziwe zmaganie dopiero przed nami

Zwodnicze obietnice

Bardziej oględny w słowach był Sigmar Gabriel, szef SPD i wicekanclerz Niemiec, który razem z CDU i CSU tworzy rząd federalny. Gabriel przestrzega przed obietnicami gigantycznych obniżek podatków, ponieważ Niemcy potrzebują większych nakładów na badania i rozwój oraz na infrastrukturę. Socjaldemokraci nie wiedzą na razie, jak zachować się w sprawie podatków.

Za rządów Gerharda Schrödera doprowadzili wraz Zielonymi do znacznego zmniejszenia podatków w Niemczech. Najwyższa stawka podatkowa zmniejszała się z 53 do 42 proc., zaś najniższa z 26 proc. i 15 proc. Skorzystali na tym podatnicy i w dłuższym terminie cała gospodarka, ale krótkoterminowo zwiększyło to deficyt budżetowy i Niemcy przestały spełnić kryteria zapisane w traktacie z Maastricht.

Później już w koalicji z CDU/CSU Peer Steinbrück, minister finansów z SPD, wprowadził podatek od dochodów kapitałowych na poziomie 25 proc. Dla lewicowych polityków jest do nie przyjęcia, że niemieckie państwo bardziej obciąża pracę niż kapitał.

To liberalne dziedzictwo jest dla wielu liderów SPD kłopotem, ponieważ niektórzy z nich życzyliby sobie przyszłej koalicji z Zielonymi i postkomunistyczną Lewicą. Zamiast więc o ulgach podatkowych dla klasy średniej mówią z troską o najmniej zarabiających, którzy „nie płacą wysokich podatków, ale państwo obciąża ich w inny sposób i należy im pomóc”. Jak dokładnie na razie nie wiadomo.

Ale skoro Niemcy non stop słyszą o rekordowych przychodach państwa, to również lewicowi politycy będą musieli zaproponować jakieś rozwiązania ograniczające wpływy fiskusa i pozostawiające więcej pieniędzy u podatników.

Ostatnie miesiące w Niemczech zdominował kryzys migracyjny i związane z tym obawy obywateli. Doskonale wykorzystali to politycy populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD), którzy w wyborach regionalnych idą od sukcesu do sukcesu i po raz pierwszy wygrali z CDU (w Meklemburgii-Pomorzu Przednim). Także oni wiedzą jednak, że niechęć do imigrantów na dłuższą metę nie wystarczy i dla Niemców kluczowa jest kompetencja partii w dziedzinie gospodarki.

AfD stara się więc udowodnić, że tak jak dawne partii mieszczańskie dba o interesy klasy średniej. W swoim programie zapisała postulat „drastycznej reformy prawa podatkowego”. Ma ono być prostsze, bardziej sprawiedliwe i odciążające mało i średnio zarabiających. AfD chce zamrozić obecny wskaźnik obciążeń podatkowych i socjalnych na obecnym poziomie, tak by nie można było go dowolnie zwiększać. Ta reguła miałaby – podobnie jak hamulec zadłużeniowy – zostać zapisana w konstytucji, co niegdyś postulowali liberałowie z FDP. Mimo że w szeregach AfD nie ma już jego współzałożyciela, czyli prof. Bernda Lucke, ekonomisty z Hamburga, to jego wolnorynkowe idee jeszcze przetrwały w tej partii.

To, że już na rok przed wyborami kwestie podatków są gorąco dyskutowane, pokazuje, że obok polityki migracyjnej będzie to jeden z kluczowych tematów kampanii. Tym bardziej, że w Niemczech dzięki obietnicom zmian podatkowych można dochodzić do władzy albo ją tracić.

Tak było w 2009 r., kiedy liberałowie z FDP obiecali wprowadzenia radykalnych uproszczeń i obniżek podatków, dzięki czemu osiągnęli najlepszy wynik w historii i weszli do rządu. Kiedy po czterech latach okazało się, że nie zrealizowali nic ze swoich obietnic, wyborcy nie przyjęli tłumaczeń, że winne są kryzys finansowy, kryzys w strefie euro i blokujący zmiany minister finansów Wolfgang Schäuble. Zostali za to ukarani najgorszym wynikiem wyborczym w historii i w 2013 r. po raz pierwszy w dziejach RFN nie znaleźli się w Bundestagu.

Teraz jako opozycja pozaparlamentarna liderzy FDP na nowo chcą zapunktować wśród podatników-wyborców. „Nasz kraj rozwija się w kierunku kleptokracji, ponieważ państwo bogaci się kosztem obywateli poprzez niskie stopy procentowe, rosnące obciążenia socjalne i ogromnie wzrastające dochody budżetowe” – mówił Christian Lindner, przewodniczący FDP w wywiadzie dla agencji DPA. Mimo że jego partia nie ma żądnego przedstawiciela w obecnym parlamencie, to domaga się wprowadzenia jeszcze w tej kadencji Bundestagu ulg podatkowych o wartości powyższej 20 mld euro.

Skoro tak wielu polityków mówi o niższych podatkach, to czy Niemcy mogą być już pewni, że niedługo będą mieli więcej pieniędzy? Ich najnowsza historia uczy, że niekoniecznie. W 2005 r. politycy SPD deklarowali, że nie będą podwyższać stawki VAT, zaś CDU i CSU zapowiadały, że podniosą ją tylko o 2 pkt. proc. Kiedy po wyborach te partie stworzyły rząd, to podatek VAT w Niemczech natychmiast wzrósł o 3 pkt. proc.

Wolfgang Schäuble długo nie komentował pomysłów zmian w podatkach. Wreszcie na pierwszym po wakacjach posiedzeniu Bundestagu przedstawił swoje koncepcje. Zapowiedział, że do końca tej dekady należy utrzymać politykę „czarnego zera“, czyli niewielkiej nadwyżki budżetowej. Mimo to zdaniem Schäublego możliwe jest zmniejszenie obciążeń podatkowych dla Niemców mało i średnio zarabiających. Wartość tych ulg miałyby wynieść 15 mld euro rocznie, czyli o trzy miliardy więcej niż nieoficjalnie zapowiadał wcześniej.

To jednak plany na nową kadencję po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Jeszcze przed wyborami, czyli już od stycznia 2017 mają m.in. wzrosnąć kwoty odpisów podatkowych od osób dorosłych i niepełnoletnich oraz będę podwyższone świadczenia na dzieci. Ma to być znak, że rząd Angeli Merkel nie tylko obiecuje, ale już teraz dba o niemieckich podatników.