Najpierw pozytywy. Twitter generalnie zbliża. Na przykład @RGwiazdowski. Wcześniej miałem go za twardogłowego liberała powtarzającego (o zgrozo!), że podatki za wysokie a państwo nieprzyjazne przedsiębiorcy. I okazało się, że on… faktycznie tak uważa. Ale przy okazji lubi się na te tematy pospierać. A że umie to robić z dużą klasą i erudycją to dyskusja wychodzi z tego przyjemna i ożywcza. Podobnie @BartoszMarczuk, którego ataki na administrację państwową i Kartę Nauczyciela tak mnie mierziły, że założyłem sobie tego Twittera, żeby dać mu szybki odpór. Wyszła z tego debata, a przecież w publicystyce o to właśnie chodzi.

Są jednak i tacy twitterowicze, którzy przywalić owszem uwielbiają, ale broń Boże gdy ktoś ośmieli się zwrócić polemiczne ostrze przeciwko nim. Tutaj mój niechlubny tytuł „Kalego twittera” przyznać muszę @DziadekWaldemar. Czyli ekonomiscie, publicyście i głównemu doradcy premiera Tadeusza Mazowieckiego (który nota bene wciągnął do polityki @LBalcerowicz). Kuczyńskiego zaczepiałem na TT o transformację. Wyszedł z tego nawet niezły wywiad w DGP (przeczytaj cały wywiad tutaj).

Niestety szybko się okazało, że @DziadekWaldemar lubi słuchać tylko tych piosenek, które już zna. I nie cierpi, jak mu ktoś puszcza inne. Doszło więc nawet do tego, że zostałem przez niego zablokowany. A blok to na twitterze taki odpowiednik piąchy w nos. Dzięki interwencji @TomaszUrbas krewki pan Waldemar karę mi odwiesił. Na co ja mu oświadczyłem, że z ułaskawienia nie skorzystam dopóki nie uwolni innych „więźniów sumienia”. Bo pierwszym zablokowanym przez niego bynajmniej nie byłem. Relacja zrobiła się więc trudna. I chyba już taka pozostanie.

Jestem bardzo dumny, że raz mi się też dostało od słynnej @katarynaaa, bo ośmieliłem się skrytykować ją za hejt. Ale ona nie bardzo wiedziała kim jestem, wiec na wszelki wypadek przywaliła mi hurtowo jako prorządowemu lizusowi. Trochę podobnie było z @samueljrp, który nie bardzo chciał dopuścić do wiadomości, że świat nie kończy się na świętej wojnie niepokornych z Gazetą Wyborczą.

Reklama

Moim najpopularniejszym tweetem był ten o Mateuszu Szczurku. Bo gdy ogłoszono, że główny ekonomista ING zostanie ministrem finansów, przypomniałem sobie, że kiedyś opowiadał mi o swoich ulubionych blogach ekonomicznych. I były to blogi ekonomistów zdecydowanie keynesowskich (Paul Krugman, Greg Mankiw, Mark Thoma). O swoich keynesowskich sympatiach Szczurek mówi potem także tutaj. Mój ulubiony był jednak inny tweet z tego samego dnia, w którym podzieliłem się autoodpowiedzią, jaką dostałem z jeszcze bankowego adresu Szczurka. „I am away on business until Friday 29 November with limited access to email. Please be patient expecting replies until then”. Co w kontekście możliwych przetasowań w rządzie może okazać się prorocze.

Dzięki Twitterowi trafiłem też (za pośrednictwem @WitoldGlowacki) na @J_Chrapowicz wyrzuconą z pracy za organizowanie związku zawodowego w koncernie Lidl. Interesujące było też obserwowanie jak na TT próbują sobie radzić osoby publiczne. Na przykład @LBalcerowicz, którego tak ciekawi twitterowy świat, że obserwuje aż… jeden profil. Swoją własną @FundacjaFOR. Dzięki twitterowi wiem też, że @mmpiatkowski nie obraził się za gorzką ocenę jego raportu o „Nowym złotym wieku”, który rzekomo przeżywa dziś polska gospodarka. Wiem też, że @Wad_emecum ma wykres, a @poppolityk sondaż na każda okazję.

Generalnie Twitter jest więc jak widać straszny. Przypomina trochę scenę z filmu Patrice’a Leconte’a „Śmieszność”, gdy dworzanie rywalizują o to, kto ma najostrzejszy i najbardziej cyniczny dowcip. Twitter wzmaga też rzecz jasna prokrastynację. A jest klasycznym przykładem internetowego pasożyta. Nie dość, że nie płaci za treści, to jeszcze korzysta z darmowej reklamy, którą mu sam niniejszym robię. A co gorsza prawdopodobnie rację ma mój dobry przyjaciel, który spytał mnie kiedyś po co ja jestem na tym TT. Zacząłem tłumaczyć z grubsza to, co w tym tekście. Na co usłyszałem krótkie: „Aha. Czyli leczenie kompleksów..”. Coś w tym pewnie jest. Ale na razie się nie wypisuję. Choć podobno drugi rok jest już dużo trudniejszy.

ikona lupy />
Rafał Woś, publicysta Dziennika Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna