Czy możemy jeszcze polegać na opiniach zamieszczanych na forach i stronach sklepów internetowych i porównywarek cenowych? A może już dawno trafiły one w ręce speców od pseudo-marketingu?

W internecie możemy ocenić wszystko – nasz nowy telewizor, wizytę w restauracji, film Quentina Tarantino, a nawet jakość pieczywa w pobliskiej piekarni. Z tego też powodu coraz rzadziej polegamy na opiniach tzw. ekspertów. W końcu ekspertem jest dziś każdy z nas, a opinie pozostawione gdzieś w odmętach sieci mogą stać się czynnikiem decydującym o zakupie danego produktu lub usługi.

Doskonale zdają sobie z tego sprawę firmy i agencje reklamowe, które w walce o klienta, jego uwagę i lepszą sprzedaż nie cofną się dziś przed niczym. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pogwałcenie podstawowych zasad etycznych. Skoro więc, nasi klienci przy decyzjach zakupowych coraz częściej sugerują się anonimowymi opiniami znalezionymi w internecie, dlaczego nie wziąć tychże opinii w swoje ręce?

Proceder preparowania kupowania komentarzy – bo o nim mowa – to prawdziwa internetowa plaga. Co więcej, nie dotyczy on jedynie małych firm, które – dysponując niewielkim budżetem reklamowym – próbują zaznaczyć swoją obecność na rynku, ale i wielkich międzynarodowych korporacji.

Reklama

Wystarczy przypomnieć sprawę nieetycznych działań tajwańskiego oddziału Samsunga, który swego czasu miał zlecać zewnętrznej firmie marketingowej pisanie pozytywnych komentarzy na temat produktów koreańskiej firmy oraz szkalowanie konkurencyjnego HTC. Działania marketingowców Samsunga wyszły w na jaw, a tajwańska komisja handlu nałożyła na firmę śmiesznie niską karę.

Przypadek Samsunga nie jest jednak odosobniony. Fora internetowe, serwisy aukcyjne i porównywarki cenowe są dziś pełne opinii na temat produktów i usług, których autorami nie są zadowoleni klienci, ale freelancerzy i specjaliści od marketingu szeptanego. Kupowanie komentarzy w internecie to biznes taki, jak każdy inny i choć nikt oficjalnie się do tego nie przyzna, zarabiają na nim wszyscy.

>>> Czytaj też: Nie tylko „Wiedźmin”. Polska wyrasta na europejską potęgę w branży gier

Od 50 groszy do 10 zł za wpis

Gdzie najłatwiej znaleźć osoby chętne do fabrykowania komentarzy? Można spróbować w agencjach reklamowych, ale zdecydowanie tańszym i bardziej dyskretnym rozwiązaniem będą freelancerzy, dla których działania z zakresu marketingu „szemranego”, są często chlebem powszednim.

Forsal.pl postanowił sprawdzić jak miewa się ta dynamicznie rozwijająca się „branża”. W tym celu zamieściliśmy na jednym z popularnych serwisów z ofertami pracy ogłoszenie o następującej treści:

„Zlecę pisanie komentarzy na forach internetowych, pod artykułami oraz pod stronami produktów w porównywarkach cenowych (branża nowych technologii). Możliwa długoterminowa współpraca. Proszę o podesłanie próbki umiejętności i orientacyjnej wyceny wpisu na 1500-2000 znaków”.

Na efekty nie trzeba było czekać zbyt długo. Już w ciągu kilku minut od opublikowania oferty, do naszego fikcyjnego przedsiębiorcy zaczęły spływać maile od osób zainteresowanych zasypywaniem sieci pozytywnymi opiniami na temat jego produktów.

„Witam serdecznie, jestem zainteresowana ofertą. Gwarantuję szybki czas realizacji oraz wysoką jakość tekstów”.

„Witam, jako student od dawna dorabiam na pisaniu, najczęstsze zlecenia to pisanie opinii produktów, posty na forach, swego czasu pisałem artykuły na portalu, zatem mam doświadczenie w tym co robię i mogę zaoferować 100% moich możliwości i zaangażowania”.

„Witam. Mamy doświadczenie w tego typu zleceniach już od 2008 roku. Cena to 10 zł brutto za wpis na 1000 znaków”.



Stawki proponowane przez poszczególnych freelancerów wahały się od 50 groszy do nawet 10 zł za jeden wpis. W tej branży – jak w każdej innej – są bowiem zlecenia łatwiejsze i trudniejsze. Najtrudniej pisze się na forach tematycznych, których użytkownicy nie nabiorą się na tanie PR-owe slogany. Tu trzeba wykazać się cierpliwością, wytrwałością i sprytem. Cała sztuka polega bowiem na tym, aby użytkownicy forum nie zorientowali się w intencjach autora. Aby dobrze „sprzedać” dany produkt na forum, trzeba najpierw wytworzyć z użytkownikami pewną więź, a na to pracuje się tygodniami. Zdecydowanie przyjaźniejszym środowiskiem dla zawodowych „komentatorów” są strony internetowe sklepów i porównywarek cenowych, choć i tu trzeba uważać na system moderacji.

- Opinie są sprawdzane, jeśli stwierdzimy niezgodność z naszym regulaminem lub mamy podejrzenie co do próby spreparowania komentarza, to jego publikacja jest wstrzymywana. Dla nas najważniejszy jest fakt, że większość takich komentarzy udaje się nam przechwycić już na poziomie moderacji – podkreśla Agata Stachowiak z serwisu Ceneo.pl

>>> Czytaj też: Polska Republika Graczy. Czy już wkrótce staniemy się potęgą e-sportu?

Droga na skróty

Oszustów nie brakuje również na najpopularniejszym polskim serwisie aukcyjnym Allegro.pl. Ponieważ największą popularnością cieszą się tu oferty sprzedawców posiadających dużą liczbę pozytywnych komentarzy, niektórzy z nich decydują się pójść drogą na skróty. Po co mozolenie budować swoją pozycję wiarygodnego i uczciwego sprzedawcy, skoro w bardzo krótkim czasie można wzbogacić swoje konto o kilkadziesiąt pozytywnych komentarzy? A jest to dziecinnie proste. Wystarczy, że dwaj sprzedawcy umówią się na serię fikcyjnych transakcji. Korzyść jest obopólna. Oczywiście do czasu.

- Jeśli taki proceder ma miejsce to jest zazwyczaj bez większych problemów i szybko rozpoznawany przez doświadczonych pracowników Działu Bezpieczeństwa. Dodam, ze serwis jest stale monitorowany i ewentualne próby oszustw są wyłapywane i podejmowane odpowiednie działania, łącznie z blokadą konta – podkreśla Anna Tokarek, PR Brand Manager w Allegro.pl

Dlatego też sprytniejsi handlarze idą o krok dalej, płacąc internautom za fikcyjne zakupy w ich sklepie. Jakiś czas temu w serwisie freelancer.com pojawiło się ogłoszenie opatrzone tytułem „Pomoc w marketingu internetowym”. Oferowane zlecenie miało polegać na „zrobieniu zakupów na znanym portalu handlowym”. Co ciekawe, nazwa użytkownika wystawiającego enigmatyczne ogłoszenie dziwnym trafem pokrywała się z loginem jednego ze sprzedawców w serwisie Allegro.pl. W przypadku, gdy taka osoba zawrze serię fikcyjnych transakcji z kilkoma lub kilkunastoma użytkownikami – wychwycenie oszustwa jest już praktycznie niemożliwe.

Nieetyczne? I co z tego?

Są kraje, które bardzo restrykcyjnie podchodzą do procederu kupowanie komentarzy w internecie. Jednym z najbardziej interesujących przykładów są Stany Zjednoczone. Tamtejsza Federalna Komisja Handlu, która zajmuje się ochroną konsumentów, nakłada na firmy obowiązek wyraźnego oznaczania wszystkich sponsorowanych komentarzy na forach oraz w mediach społecznościowych. Co ciekawe, przyjęte w 2013 roku regulacje dotyczą również blogerów, którzy muszą informować czytelników, że otrzymali za darmo opisywany produkt lub usługę. Zignorowanie tych przepisów może skutkować poważnym konsekwencjami prawnymi, łącznie z grzywnami sięgającymi milionów dolarów.

W Polsce takich rozwiązań nie ma, a firmy kupujące pozytywne komentarze są praktycznie bezkarne. Co prawda, Rada Etyki Public Relations wielokrotnie piętnowała „działania polegające na tworzeniu wpisów/komentarzy pod fałszywymi tożsamościami”, ale jest to jedynie organ doradczy, który nie posiada w swoich rękach „twardych” argumentów.
Wątpliwości co do etycznego wymiaru procederu kupowania komentarzy nie ma Paweł Kucharzak z serwisu Opineo.pl. - Oczywiście, że jest to jawne oszukiwanie konsumentów. Pomijając aspekt etyczny można to uznać za działania na szkodę konsumentów poprzez umyślne wprowadzanie w błąd opinii publicznej, a to jest już karalne. Na pewno nie można tego nazwać działaniami PR i marketingu jak próbują do tego przekonać niektóre agencje reklamowe – podkreśla.

Fakt, że wiele agencji nie ma dziś najmniejszego problemu z realizowaniem zleceń z zakresu marketingu „szemranego” świadczy o tym, że w środowisku tym wciąż panuje ciche przyzwolenie na nabijanie internautów w przysłowiową butelkę. Dopóki się to nie zmieni, dopóty znalezione w sieci opinie o produktach będą dla nas równie wiarygodne, co e-maile od nigeryjskiego księcia, który obiecuje nam połowę swojej fortuny.