Ledwo trzymający się torów budżet na przyszły rok może się zderzyć z pomysłami na samorządową kampanię wyborczą. Grozi mu katastrofa?
Według naszych informacji limit wydatków całego sektora finansów publicznych wzrośnie w przyszłym roku o blisko 35 mld zł, do 800 mld zł. Obie liczby wynikają z reguły wydatkowej, która zmusza rządzących do pilnowania wydatków, by nie rosły zbyt szybko, o ile nie mają pokrycia w dochodach. Dzięki temu zarówno deficyt sektora finansów publicznych, jak i zaciągany na jego finansowanie dług mają być pod kontrolą.

Topniejące 35 mld zł

Z imponującej na pierwszy rzut oka kwoty 35 mld zł może zostać na nowe wydatki zaledwie kilka miliardów lub nawet nic. Większość pochłoną bowiem tzw. wydatki sztywne już wcześniej zaprogramowane ustawowo i często waloryzowane.
– W Polsce mamy duży udział wydatków prawnie zdeterminowanych, a w nim duży udział rent i emerytur, na które wydatki wzrosną z powodu obniżenia wieku emerytalnego – wyjaśnia Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.
Reklama
Same dopłaty do FUS pochłoną blisko połowę z tych 35 mld zł. Z jednej strony to efekt rosnących świadczeń i ich waloryzacji, z drugiej pełnych kosztów obniżenia wieku emerytalnego. Zacznie on obowiązywać od października, więc w tym roku będzie kosztował budżet ok. 2 mld zł, ale w przyszłym już 10 mld. Analitycy ZUS szacują, że Fundusz Ubezpieczeń Społecznych wypłaci w 2018 r. ponad 232 mld zł świadczeń – o 16–18 mld zł więcej niż w tym roku. Wzrosnąć mogą też koszty KRUS. Wprawdzie liczba świadczeniobiorców tej instytucji spada, ale podniesiono minimalną emeryturę do 1000 zł. Skorzysta z tego ponad 200 tys. emerytów i rencistów w KRUS. Łącznie jest ich niemal 1,2 mln zł. Utrzymanie waloryzacji o co najmniej 10 zł będzie kosztować dodatkowe 120 mln zł.
Wydatki na MON, pochłaniające 2 proc. PKB, w tym roku wyniosą 37,4 mld, a w przyszłym wzrosną o 1,8–2 mld zł. Dwa razy więcej, ok. 4 mld zł, budżet wyda na Narodowy Fundusz Zdrowia.
Tylko te pozycje będą kosztować blisko 25 mld zł. Do nich należy dodać wzrost wydatków na subwencję oświatową dla samorządów czy rosnące budżety instytucji, które same projektują własne budżety: naczelne sądy, Trybunał Konstytucyjny, Kancelaria Prezydenta, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, IPN czy Rzecznik Praw Obywatelskich.

Resort spuszcza z tonu

Z naszych informacji wynika, że Ministerstwo Finansów zmieniło nieco ścieżkę obniżania deficytu sektora rządowego i samorządowego. W wersji programu konwergencji sprzed roku, bazując na optymistycznych prognozach wzrostu gospodarczego (3,9 proc. w tym i o 4 proc. w przyszłym roku), resort zakładał zmniejszenie deficytu do 2 proc. PKB w 2018 r. A więc w ciągu roku miał spaść aż 0,9 pkt proc. PKB. Teraz resort musi uwzględnić skutki ustaw z ostatniego roku zmian, które obciążą finanse. Deficyt będzie więc malał wolniej – być może o 0,7 pkt albo tylko 0,5 pkt proc. PKB.
Kluczowe dla powodzenia rządowych planów budżetowych na przyszły rok będą trzy kwestie: poziom wzrostu gospodarczego, determinacja Ministerstwa Finansów w uszczelnianiu systemu podatkowego i zaczynający się trzyletni maraton wyborczy.
Po wyhamowaniu tempa wzrostu w 2016 r. w tym roku gospodarka nabiera rozpędu. Ekonomiści podnoszą prognozy wzrostu PKB po tym, jak wyraźnie przyspieszyła produkcja przemysłowa, spadło bezrobocie i wzrosła sprzedaż detaliczna. Eksperci sądzą, że w kolejnych kwartałach odbiją inwestycje dodatkowo nakręcane unijnymi pieniędzmi. Będzie rosła konsumpcja (dzięki dodatkom na dzieci i dobrej sytuacji na rynku pracy) i mocno będzie się trzymał eksport (złoty jest nadal słaby, a w dodatku poprawia się koniunktura u naszych odbiorców). Najbardziej optymistyczne prognozy to 4-proc. wzrost PKB w całym 2017 r. Takiego tempa spodziewają się analitycy mBanku.
Przyszły rok nie będzie już tak dobry. Ekonomiści Credit Agricole zakładają, że tempo wzrostu w 2018 r. zwolni do 3,4 proc. z 3,8 proc. w tym roku. Analitycy Citi Handlowego sądzą, że bardziej – do 2,8 proc. z 3,4 proc.
– Jeśli gospodarka będzie rozwijać się w tempie zbliżonym do 3 proc., to rząd będzie w stanie utrzymać deficyt poniżej 3 proc. PKB – mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.

Split payment zamiast efektu 500 plus

Dla przyszłorocznego budżetu ważne będzie przede wszystkim utrzymanie obecnej struktury gospodarczego wzrostu. To inwestycje i konsumpcja zapewniają wyższe wpływy z podatków. Ale prognozy nie są jednoznaczne. W 2018 r. wygaśnie efekt 500 plus – pieniądze z programu nie będą już podbijać dynamiki konsumpcji. Może jej sprzyjać dobra sytuacja na rynku pracy. Ale obniżenie wieku emerytalnego może zmniejszyć liczbę pracujących. Z punktu widzenia finansów publicznych emeryci raczej będą generować koszt (wypłata świadczeń) niż dochód (podatki). Ale z drugiej strony mniejsza podaż pracy może wywołać wzrost płac. A to z kolei może zwiększyć popyt w gospodarce i wzrost cen, co podbije dochody z VAT.
– Obniżenie wieku emerytalnego to ważny czynnik ryzyka. Być może nie uda się utrzymać deficytu w ryzach bez jakiegoś cięcia wydatków albo zwiększenia podatków – mówi Piotr Kalisz. I dodaje, że na razie zakłada niewielki wpływ poprawy ściągalności podatków w 2018 r.
Samo Ministerstwo Finansów ocenia, że dzięki temu zyska dodatkowe 8 mld zł w przyszłym roku. Większość – około 5 mld zł – ma zdobyć dzięki wprowadzeniu nowego sposobu rozliczania VAT, tzw. podzielonej płatności (split payment). Kupujący zamiast płacić sprzedawcy całą kwotę brutto za towar lub usługę, będzie dzielił ją na część netto (która trafi na konto sprzedającego) i VAT wpłacany na specjalny rachunek w urzędzie skarbowym. W najbliższym czasie MF ma przedstawić projekt stosownej ustawy.

Polityka i zaciskanie pasa

Duży wpływ na kształt budżetu na 2018 r. może mieć polityka. – To będzie rok, od którego ma się rozpocząć trwałe ograniczanie deficytu sektora finansów publicznych, a jednocześnie będzie to pierwszy rok wyborczy. Wybory samorządowe, pierwsze z serii wyborów, są ważne dla partii rządzącej – podkreśla Jakub Borowski. Samorządowcy, wykorzystując unijne pieniądze i wkład własny, będą chcieli się pochwalić przed wyborcami inwestycjami. To może spowodować, że w sektorze samorządowym (część sektora finansów publicznych) pojawi się deficyt, bo lokalni włodarze zaczną masowo zadłużać powiaty czy gminy, by współfinansować unijne inwestycje. To mogłoby być równoważone lepszymi wynikami sektora rządowego i ubezpieczeń społecznych. Ale PiS także będzie pracował nad pomysłami, które spodobają się wyborcom. Resort zdrowia myśli o podwyższeniu wydatków o 0,25 proc. PKB, czyli ok. 5 mld zł. MON chce, by wydatki na armię (2 proc. PKB) obliczać nie jako część budżetu z poprzedniego roku, ale z bieżącego – to mogłoby podbić wydatki o kolejne 2 mld zł. Na pewno wiele podpowiedzi będzie miał też klub parlamentarny PiS.
Dziś poseł Abramowicz ma pokazać szczegóły swojej propozycji zmian w podatkach. Zakłada ona, że pracodawcy mieliby płacić podatek od płaconych pracownikom wynagrodzeń, ci zaś nie musieliby płacić PIT – to mogłoby zwiększyć ich pensje nawet o 30 proc. Jednocześnie firmy miałyby płacić podatek obrotowy. Te pomysły nie budzą entuzjazmu ani w resorcie finansów, ani w ZUS. Ale ponieważ po wyborach samorządowych w 2018 r. będziemy mieli europejskie i parlamentarne (w 2019), a w 2020 prezydenckie, to presja polityczna będzie coraz bardziej ważyć na konstruowaniu kolejnych budżetów.