To ostatni unijny budżet, z którego tak wiele pieniędzy popłynie do Warszawy. A to zaś oznacza, że do utrzymania inwestycji publicznych – jako głównego czynnika wzrostu gospodarczego – rząd musi znaleźć alternatywne, wewnętrzne oraz zewnętrzne źródła finansowania - pisze socjolog ekonomii Gavin Rae.
Polska nadal zaprzecza prawom ekonomii: wzrost gospodarczy ma się dobrze, bezrobocie spada, konsumpcja jest prężna, lecz inwestycje – najważniejszy czynnik gwarantujący stabilny wzrost PKB – pozostają na niskim poziomie. Są teraz najniższe od połowy lat 90., kiedy zaczął się okres stagnacji i bezrobocia. Choć perspektywy są dzisiaj bardziej optymistyczne niż dwie dekady temu, to jeśli inwestycje nie zwiększą się, prawa ekonomii znów nieubłaganie dadzą o sobie znać. Polska gospodarka w ostatnich latach nabrała pędu dzięki dwóm znacznym (i bezprecedensowym) zastrzykom środków publicznych. Ostatnio miliony rodzin otrzymały świadczenie socjalne w postaci 500+. To pierwsza od ponad ćwierć wieku poważna akcja redystrybucji dochodów, która w połączeniu ze wzrostem pensji i zmniejszeniem bezrobocia pomogła zwiększyć konsumpcję oraz wzrost gospodarczy.
Drugim (i ważniejszym) filarem wydatków publicznych są potężne inwestycje w infrastrukturę, których dokonano w ciągu ostatniej dekady. Ich siłą napędową były środki z unijnych funduszy – strukturalnego i spójności – które również stanowią redystrybucję bogactwa – tym razem od zamożnych do biedniejszych regionów Wspólnoty. Dzięki Brukseli poziom inwestycji publicznych wzrósł w Polsce do prawie 6 proc. PKB – i jest to najwyższy wskaźnik w UE. Dzięki niemu udało się zniwelować najgorsze skutki kryzysu ekonomicznego oraz utrzymać wzrost PKB, kiedy inni przeżywali recesję. Także dzięki nim pobudzono wzrost prywatnych inwestycji, co sprawiło, że Polska uniknęła skutków cięcia wydatków publicznych, których doświadczyło wiele innych państw europejskich.
Mimo optymistycznych prognoz rząd czeka kilka wyzwań. Przede wszystkim to ostatni budżet unijny, z którego tak wiele pieniędzy popłynie do Warszawy. A to zaś oznacza, że do utrzymania inwestycji publicznych – jako głównego czynnika wzrostu gospodarczego – rząd musi znaleźć alternatywne, wewnętrzne oraz zewnętrzne źródła finansowania. Inwestycje Chin w centralnej i wschodniej Europie dają podstawy do optymizmu w perspektywie długoterminowej, ale w najbliższej przyszłości strumień pieniędzy z Państw Środka raczej nie dorówna poziomowi finansowania ze strony UE.

Cały tekst przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej

Reklama