Różnice w dochodach osiąganych przez Chińczyków stają się coraz większe, co wywołuje niezadowolenie społeczne i podkopuje starania władz, aby konsumpcja stała się motorem wzrostu - pisze w środę japoński tygodnik "Nikkei Asian Review".

Chińskie władze od kilku lat usiłują zmienić model rozwoju gospodarczego opartego na produkcji i inwestycjach na wzrost napędzany głównie konsumpcją wewnętrzną. Od ubiegłorocznego XIX zjazdu Komunistycznej Partii Chin władze deklarują, że Państwo Środka nie dąży już do jak najszybszego wzrostu, ale "wzrostu wysokiej jakości", na którym korzystałyby wszystkie warstwy chińskiego społeczeństwa.

Tymczasem - jak zauważa japoński tygodnik - przepaść między bogatymi a biednymi znów się w Chinach powiększa. Według danych chińskiego urzędu statystycznego współczynnik Giniego, którym mierzone są nierówności społeczne, wyniósł w 2017 roku 0,467, co oznacza wzrost o 0,002 w porównaniu do roku poprzedniego.

Współczynnik ten spadał od 2008 roku, osiągając w 2015 roku wartość 0,462. Od tamtej pory znów rośnie – zauważa "Nikkei Asian Review".

Rosnące dysproporcje potwierdzają również dane dotyczące dochodu rozporządzalnego chińskich gospodarstw domowych. Dochód klasy najwyższej chińskiego społeczeństwa wzrósł w 2017 roku o 9,1 proc., czyli o 0,8 pkt proc. więcej niż w roku poprzednim. Klasa średnia wyższa, średnia, i średnia niższa odnotowały tymczasem wzrosty na poziomie odpowiednio 7,7 proc., 7,2 proc. i 7,1 proc., czyli od 0,6 do 1 punktu procentowego mniejsze niż rok wcześniej.

Reklama

W klasie niższej średni dochód wzrósł o 7,5 proc., a więc o 1,8 punktu procentowego więcej niż w roku 2016. Świadczy to, że kampania władz przeciwko ubóstwu przynosi skutki – ocenia "Nikkei Asian Review".

Główną przyczyną rosnących nierówności jest bańka na chińskim rynku nieruchomości. Ich ceny zaczęły dynamicznie rosnąć w 2015 roku, gdy rząd poluzował wymagania dotyczące pożyczek na zakup lokali, co z kolei nasiliło spekulację, która jeszcze bardziej winduje ceny w największych miastach.

Wzrost wartości nieruchomości przyniósł korzyści przede wszystkim najbogatszym, którzy mają liczne posiadłości. Jednocześnie restrykcje nałożone na pracowników napływowych szukających zajęcia w dużych miastach ograniczają wzrost dochodów w grupie najniżej sytuowanych – zauważa tygodnik.

Władze największych metropolii, w tym Pekinu i Szanghaju, prowadzą kampanię kontroli wzrostu populacji oraz ograniczania tzw. sektora niskich dochodów. Po trwającym obecnie sezonie noworocznym wielu spośród imigrantów spędzających święta w rodzinnych miejscowościach nie wróci już do stolicy, gdyż lokale, w których rezydowali, zostały zburzone.

Nierówności społeczne zwykle zmniejszają się, gdy rolnicy przenoszą się do miast i znajdują tam pracę. Ale migracje wewnętrzne w Chinach wciąż napotykają bariery prawne, co powiększa nierówności – ocenił w styczniu prezes Narodowej Rady Funduszy Ubezpieczeń Społecznych Lou Jiwei.

Według "Nikkei Asian Review" rosnące nierówności mogą zagrozić prowadzonym przez administrację prezydenta Chin Xi Jinpinga strukturalnym reformom gospodarczym, które mają na celu przeniesienie ciężaru wzrostu na konsumpcję.

Wzrost konsumpcji prywatnej zwolnił w 2017 roku o 1,4 pkt proc. do 5,4 proc., za co według japońskiego tygodnika odpowiedzialne było osłabienie sprzedaży dóbr, takich jak smartfony i samochody. Choć według oficjalnych danych konsumpcja odpowiadała za 59 proc. chińskiego wzrostu gospodarczego w 2017 roku, te statystyki obejmują również "konsumpcję rządową", czyli np. publiczne ubezpieczenia zdrowotne – przypomina "Nikkei Asian Review".

Pod koniec lat 70. XX wieku chiński przywódca Deng Xiaoping zliberalizował rynek i otworzył kraj na inwestycje zagraniczne, a dwucyfrowy wzrost gospodarczy, jaki w związku z tym nastąpił, podniósł jakość życia również najbiedniejszych warstw społeczeństwa. Jednak ostatnie spowolnienie wzrostu sprawia, że najbogatsi zyskują znacznie więcej niż klasy średnie i niższe, co wywołuje wśród nich coraz większe rozczarowanie – twierdzi japoński tygodnik.

Andrzej Borowiak

>>> Czytaj także: Te kraje stoją w kolejce do UE. Co trzeba wiedzieć o państwach Bałkanów Zachodnich?