Najnowszy raport rządu Stanów Zjednoczonych poświęcony zmianom klimatycznym dowodzi, jak olbrzymi wpływ może mieć to zjawisko. Według szacunków zawartych w raporcie częstsze powodzie, bardziej gwałtowne huragany i bardziej intensywne pożary, licząc od 1980 roku, kosztowały USA 1,1 biliona dolarów. Uderzające jest jednak to, czego brakuje w tym raporcie.

Jak pisze Mark Buchanan na bloomberg.com, przez dwie dekady naukowcy niestrudzenie próbowali oszacować potencjalne konsekwencje finansowe zmian klimatycznych. Zazwyczaj brali pod uwagę to, co względnie łatwo ocenić: zniszczenia popowodziowe, straty nieruchomości wzdłuż zalanej linii brzegowej, a w efekcie zahamowany wzrost gospodarczy. Jednak najczęściej wykorzystywane schematy do pomiaru wpływów klęsk żywiołowych pomijają równie ważne dane. Przykładowo, szkody spowodowane przez pożary, niedostatek wody i zmiana wzorców klimatycznych może wywołać nadwyrężenie rolnictwa i ekologii, co doprowadzi do niestabilności społecznej i politycznej.

Oszacowanie takich skutków jest z natury trudne, ale ignorowanie ich – jeszcze gorsze. Już można odnotować poważne konsekwencje tej sytuacji, obserwując ostatnie huragany w Stanach Zjednoczonych bądź pożary szalejące między innymi w Kalifornii. W Afryce Zachodniej nieodwracalne zmiany w ilości i terminach opadów spowodowały masową migrację, głównie młodych mężczyzn, do Europy i innych krajów. Powstanie w Syrii nastąpiło tuż po paraliżującej, czteroletniej suszy, która doprowadziła do powszechnego braku żywności. W Europie napływ migrantów z Syrii i innych krajów odegrał znaczącą rolę w powstaniu partii populistycznych i szerzeniu antydemokratycznych zachowań.

Departament Obrony USA proroczo stwierdził dwa lata temu: „zmiana klimatu stanowi pilne i nieustannie rosnące zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa narodowego, przyczyniając się do wzrostu klęsk żywiołowych, przepływu uchodźców i konfliktów o podstawowe zasoby, takie jak żywność i woda”. Chociaż zmiany klimatyczne niekoniecznie powodują wymienione katastrofy, to z pewnością je zaostrzają.

Brytyjski naukowiec i dziennikarz Nafeez Mosaddeq Ahmed dokonał jednej z nielicznych prób stworzenia bardziej zintegrowanego obrazu, jak zmiany klimatu, zmieniając biosferę, prawdopodobnie wpłyną na geopolitykę. Jak zauważa, tradycyjne podejście polega na wyjaśnianiu niestabilności społeczno-politycznej poprzez analizę takich parametrów jak rywalizacje narodowe, konkurencja oraz korupcja polityczna, a także ekstremizm ideologiczny lub religijny. Zasadniczo ignorujemy lub niedoceniamy to, w jaki sposób czynniki biofizyczne, zakłócając gospodarkę, mogą wywołać lub nasilić chaos.

Reklama

Ponieważ globalny poziom dwutlenku węgla wciąż rośnie, to właśnie efekty socjopolityczne mogą ostatecznie okazać się największym kosztem zmian klimatu. Żyjemy obecnie w czasach podobnych do momentu sprzed kryzysu finansowego z 2008 r., kiedy to wiele ekspertów stwierdziło, że rynek mieszkaniowy wkroczył na niebezpiecznie i niestabilne terytorium, ale nikt nie dostrzegł potencjalnych konsekwencji dla gospodarki i społeczeństwa. Reperkusje tego kryzysu doświadczamy do dziś.

Tym, czego zabrakło, było zarejestrowanie powiązań między finansami a gospodarką. Teraz jesteśmy ślepi na podobny związek: na fundamentalną rolę biosfery we wspieraniu ludzkiego dobrobytu.

>>> Czytaj też: Kraje UE porozumiały się ws. reformy systemu handlu emisjami