Próba wyłuskania z ostatnich polskich i izraelskich wypowiedzi faktów, co do których zgodziłyby się obie strony, czyni "spór między potomkami ofiar niemieckich zbrodniarzy jeszcze bardziej groteskowy i przygnębiający, niż on już jest" - uważa publicysta "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Reinhard Veser.
Polacy jak i Izraelczycy twierdzą, że było zarówno wielu Polaków, którzy ryzykując własnym życiem ratowali Żydów, jak i takich, którzy sami ich mordowali lub przyczynili się do ich śmierci - czytamy na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Natomiast "przedmiotem tak ostrego sporu jest przede wszystkim różna ocena wagi i wartości obu zjawisk: co było wyjątkiem, a co regułą? Jednak faktycznie konfrontacja dotyczy czego innego - pominięć i zniekształceń, które wynikają z podyktowanej politycznymi motywami próby nakreślenia obrazu historii, wyłącznie w czarno-białych barwach".
Rząd Polski chce przedstawiać historię kraju od XIX-wiecznych powstań aż do obalenia komunizmu jako "epos o bohaterach" z wyraźnym podziałem na dobrych i złych - pisze publicysta. "Taka polityka historyczna nie jest z gruntu niewłaściwa", należy do procesu ugruntowywania wspólnoty, a "uproszczenia, przerysowania" historycznych zdarzeń są przy tym nieuniknione. Jednak z czerni i bieli nie można stworzyć "pełnego i plastycznego obrazu prawdy historycznej".
"Problem polega na tym, że pomiędzy ekstremami (przywódcy Polski) nie pozwalają na żadne szare odcienie: mimo relatywnie niewielu polskich sprawców, polska strona chce widzieć tylko biały kolor. Jednak w ten sposób zafałszowuje historię" - dodaje.
Veser kończy artykuł, przywołując tzw. granatową policję, czyli polską policję podporządkowaną lokalnym komendantom niemieckiej policji porządkowej. Jej funkcjonariusze musieli nie tylko wspierać Niemców w walce z pospolitą przestępczością, ale też brać udział w transportach więźniów, nadzorze nad gettami i obławach. Wśród nich byli tacy, którzy wykorzystywali swoją pozycję, by ukrywać Żydów, jak i tacy, którzy uczestniczyli w ich mordowaniu. Według polskich historyków ok. 30 proc. granatowych policjantów było członkami ruchu oporu. Na pewno mogło być wiele przypadków, w których ktoś się złamał lub podjął złą decyzję. Takie tragedie nie pasują jednak do czarno-białego obrazu - czytamy na łamach "FAZ".
>>> Czytaj też: Sasin o antypolskim filmie: "Kłamstwo jest oczywiste"