Duda odpowiedział w ten sposób na pytanie, "jak może pogodzić swoją politykę antyimigrancką i antyuchodźczą" z tym, że w Wellington będzie spotykał się z Polakami - "dziećmi z Pahiatua" - którzy w 1944 r. zostali przyjęci przez nowozelandzki rząd.

Szef polskiego państwa rozpoczął w środę oficjalną wizytę w Nowej Zelandii. Przed południem został przyjęty przez gubernator generalną tego kraju Patsy Reddy. Następnie spotkał się z szefową rządu. W obecności obojga polityków podpisano też kilka umów o współpracy.

"W Polsce nie ma żadnych działań antyimigranckich. My po prostu nie zgadzamy się na to, żeby przymusowo przywożono do nas ludzi i to jest wszystko" – powiedział prezydent.

Zaznaczył, że "mylna jest próba kojarzenia sytuacji Polaków, którzy przyjechali do Nowej Zelandii z uchodźcami czy imigrantami, którzy obecnie przyjeżdżają do Europy". "Mylna jest z jednej prostej przyczyny. Otóż, Polacy chcieli przyjechać do Nowej Zelandii i Polacy, którzy mieszkają w nowej Zelandii, zdecydowali się na życie tutaj, to była ich decyzja" – podkreślił prezydent.

Reklama

Jak dodał, to "zupełnie co innego niż przymusowa relokacja, czyli przymusowe przywiezienie do kraju i zmuszenie do tego, by w nim przebywać". "Bo to jest zniewolenie. Kiedy w UE była rozmowa o kwotach uchodźców, rzeczywiście powiedzieliśmy, że nie wyobrażamy sobie czegoś takiego, by do naszego kraju ktoś przywoził ludzi siłą i żebyśmy musieli siłą ich u siebie zatrzymywać" - wskazał.

Prezydent zaznaczył też, że w Polsce żyje i pracuje około miliona obywateli Ukrainy.

>>> Czytaj też: Drenaż mózgów i ubóstwo. Grecja z niepewnością patrzy w przyszłość