Kenneth Arrow, ekonomista, który zmarł w wieku 95 lat, był modelowym przykładem badacza – błyskotliwy, kreatywny, precyzyjny, a przy tym skromny. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jego koledzy, którzy błędnie interpretowali prace amerykańskiego akademika.

W latach 50. XX wieku Arrow oraz inni badacze udowodnili twierdzenie, które – jak wierzy wielu ekonomistów – dostarcza silnych, matematycznych podstaw idei niewidzialnej ręki wolnego rynku Adama Smitha. Twierdzenie to mówi (na wysoce abstrakcyjnym modelu), że producenci i konsumenci mogą perfekcyjnie dostosować się do swoich wzajemnych potrzeb, biorąc pod uwagę zestaw konkretnych cen.

W tej rozrzedzonej atmosferze modelu równowagi ogólnej działania o charakterze ekonomicznym zachodzą bez pomocy jakiejkolwiek centralnej koordynacji, po prostu jako efekt poczynań podmiotów działających w swoim interesie.

Argument ten ekonomiści wykorzystali na rzecz rozwiązywania związków zawodowych, globalizacji i finansowej deregulacji. Wszystko to w imię usuwania przeszkód, które miały uniemożliwiać rynkowi osiągniecie delikatnej równowagi.

Wokół twierdzenia Arrowa urosła cała chmura wątpliwości, a sam Arrow uznał, że jego twierdzenie mogło stać się ważniejsze niż dowód. Twierdzenie działało bowiem tylko w świecie idealnym, dalekim od tego, jaki realnie istnieje. Równowaga jest tylko jednym z wielu stanów, co więcej, nie ma szczególnych powodów, aby wierzyć, że właśnie świat gospodarki miałby w sposób naturalny do tej równowagi dążyć. Tak samo piękna, jak piękna może być matematyka, czyli czysto teoretycznie.

Reklama

Doświadczenie pokazuje, że magiczna efektywność modelu równowagi ogólnej jest teoretyczna, a przez to model ten jest kiepskim doradcą jeśli chodzi o rzeczywistość.
Mimo to zaskakująco wielu ekonomistów w dużej mierze zignorowało te ograniczenia i nauczało modelu równowagi ogólnej oraz jego nowszych wariantów, wierząc, że oddaje on rzeczywistość.

Badacze zazwyczaj wykorzystują pewne ramy, budując na ich podstawie swoje poglądy na wszystko, począwszy do opodatkowania, skończywszy na globalnym handlu. Często przy tym przedstawiają owe ramy jako pozbawione wartości, naukowe podejście. Tymczasem podejście to w rzeczywistości niesie jednak pewien ciężar ideologiczny – w tym przypadku chodzi o przekonanie, że pożądanym i idealnym stanem są zupełnie wolne rynki. Dlatego kiedy dojdzie do załamania na rynku, wśród rozwiązań pojawiają się pomysły uwalniania rynków, takie jak np. prywatyzacja służby zdrowia, edukacji, rozmontowanie systemu zabezpieczeń społecznych, uwalnianie handlu czy uelastycznienie rynku pracy. Jednak wszystkie te rozwiązania zawiodły, co dobitnie pokazał kryzys finansowy z 2008 roku. W efekcie mamy dziś do czynienia z powszechnym brakiem zaufania do ekonomicznych ekspertów oraz z odrzuceniem globalizacji.

James Kwak w swojej ostatniej książce “Economism: Bad Economics and the Rise of Inequality” obarcza winą konserwatywne think tanki za to, że za pieniądze wielkich korporacji doprowadziły do rozpowszechnienia uproszczonej wiary w rynki jako mądre maszyny służące do osiągania najlepszych efektów. Kwak z pewnością ma w dużej mierze rację, ale propaganda wiary w zupełnie wolny rynek ma swoje źródła w konstrukcji naszej całej ekonomii.

Nie ma w tym winy Arrowa. On tylko udowodnił twierdzenie matematyczne i nie był ślepym adwokatem rynków. Co więcej, Arrow wierzył, że dzięki temu twierdzeniu pokazał ograniczenia kapitalizmu i przewidział, że nierówności mogą wykoleić prace demokratycznych rządów. Być może najlepiej byłoby w tym miejscu zacytować samego Kennetha Arrowa:

“W systemie, w którym wszystkie zasoby są dostępne za określoną cenę, władza ekonomiczna może z łatwością zostać zamieniona we władzę polityczną. W społeczeństwie kapitalistycznym dystrybucja władzy ekonomicznej odbywa się bardzo nierówno, dlatego demokratycznie wybrany rząd w nieunikniony sposób staje się pozorny”.