Szwedzi nie chcą umierać za literackiego Nobla, a zwłaszcza za skompromitowanych akademików. Politycy też nie, tym bardziej że we wrześniu są wybory. Pojawiają się pomysły, by wykorzystać kryzys i uczynić Akademię bardziej równościową, nowoczesną i sprawiedliwą genderowo, ewentualnie – umiędzynarodowić ją.

Przyzwyczajono nas – dziennikarzy, pisarzy, krytyków – do tego rytuału. Co roku, w pierwszy (albo, w drodze wyjątku, drugi) czwartek października w XVIII-wiecznym budynku Giełdy Sztokholmskiej, gdzie mieści się siedziba Akademii Szwedzkiej, punktualnie o godzinie pierwszej po południu otwierają się pozłacane drzwi, zza których wychodzi stały sekretarz Akademii, by w rozbłyskach fleszy ogłosić, najpierw po szwedzku, potem po angielsku, imię i nazwisko laureata literackiej Nagrody Nobla tłumom zgromadzonym w hallu.
Od dobrych paru lat można było oglądać ten spektakl na żywo w sieci – nowoczesność nie umniejszyła jednak poczucia, że ma się do czynienia z czymś niemal odwiecznym i naturalnym.
Reklama
Do czasu. W tym roku pozłacane drzwi się nie otworzą – 4 maja Akademia Szwedzka wydała lakoniczny komunikat, że literacki Nobel zostanie wprawdzie wytypowany, ale już nie ogłoszony ani tym bardziej wręczony laureatce bądź laureatowi. Zwycięzca – najpewniej nie wiedząc o tym, że zwyciężył – będzie musiał poczekać do jesieni roku 2019, gdy Akademia, jak sama utrzymuje, przyzna dwa Noble, za rok bieżący i miniony.
Od razu narzuca się pytanie, czy Akademia bierze pod uwagę możliwość, że wyłoniony (choć tajny) laureat zejdzie z tego świata przed upływem kolejnych 12 miesięcy. Odpowiedź brzmi: owszem, może się tak zdarzyć, to jednak najmniejszy z kłopotów, z jakimi borykają się obecnie szwedzcy akademicy.
Zresztą, czy słowo „kłopot” w ogóle tu pasuje? Znacznie bardziej użyteczne zdaje się znane amerykańskie powiedzonko o gó...e, które wpadło w wentylator.

Szwedzki Weinstein

Cała afera – przynajmniej w fazie ostrego kryzysu – ruszyła w listopadzie zeszłego roku, gdy wpływowa gazeta „Dagens Nyheter” opublikowała wyznania 18 kobiet oskarżających o molestowanie seksualne francusko-szwedzkiego fotografa Jeana-Claude’a Arnaulta, dyrektora artystycznego prestiżowego centrum kulturalnego Forum (szw. Forum – Nutidsplats för kultur), ogólnie człowieka świetnie ustosunkowanego i obracającego się wśród sztokholmskich elit. Arnault jest mężem Katariny Frostenson, poetki i do kwietnia br. członkini Akademii Szwedzkiej. Do aktów molestowania miało dochodzić nie tylko w samym Forum, lecz także w należących do Akademii lokalach w Sztokholmie i Paryżu. Historia w istocie nie jest nowa: pierwsze skargi na Arnaulta pochodzą z połowy lat 90. Kiedy dziennikarze zaczęli badać sprawę, dotarli między innymi do świadków twierdzących, że dyrektor Forum nie umiał trzymać łap przy sobie nawet w obecności następczyni tronu, księżniczki Victorii – zdarzyło się to podobno w 2006 r. podczas jednej z imprez organizowanych przez Akademię.
„Bez żadnej zapowiedzi, bez flirtu, po prostu nagle miałam jego rękę w swoim kroczu” – mówiła pisarka Gabriella Hakansson dziennikowi „Dagens Nyheter”. Ale Arnault nie tylko molestował – wymuszał również na ofiarach milczenie, grożąc im, że w razie czego, by je pogrążyć, nie zawaha się użyć osobistych wpływów w Akademii i wyższych sferach artystycznych stolicy.
Treść całego artykułu będzie można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.

>>> Polecamy: Zbliża się globalny bunt. Przewodzi mu przez internet 56-letni profesor