Jeśli władze Ugandy dopną swego, sprawdzenie Facebooka czy Twittera będzie kosztowało kilka centów dziennie, a specjalne urządzenie będzie skanować komputery obywateli pod kątem pornografii.

To tylko niektóre z całej serii rozwiązań ugandyjskiego rządu, który szuka dodatkowych źródeł wpływu do budżetu oraz chce ukrócić „plotki i niemoralność”.

Ruchy zajmujące się obroną praw człowieka uważają, że pomysł opodatkowania mediów społecznościowych to jedna z prób zablokowania wolności słowa w kraju rządzonym od ponad trzech dekad przez prezydenta Yoweri Museveni’ego.

Tzw. podatek od plotek, który został już przegłosowany przez parlament, wejdzie w życie 1 lipca. Przepis ten oznacza, że każdy użytkownik Facebooka, Twittera, Skype’a, aplikacji WhatsApp i Viber, będzie musiał płacić 200 szylingów ugandyjskich dziennie. Opłata ma być pobierana przez operatorów komórkowych, którzy będą wydawać specjalne karty SIM przystosowane do tego celu.

To nie pierwszy raz, kiedy niezależne media muszą mierzyć się z tego typu wyzwaniami. W czasie wyborów w 2016 roku Uganda zamknęła Twittera, dzięki czemu obecny prezydent mógł wygrać wybory. Wcześniej Uganda wprowadziła prawo zaostrzające kary więzienia za homoseksualizm, jednak w 2014 roku prawo to zostało cofnięte na skutek groźby zagranicznych sponsorów, że przestaną przesyłać pieniądze rządowi w Ugandzie.

Reklama

Uganda potrzebuje pieniędzy

Uganda to trzecia największa gospodarka Wschodniej Afryki. Kraj przygotowuje się do pierwszego w historii wydobycia ropy naftowej, a to wymaga nakładów finansowych. Prezydent Musevini uważa, że „podatek od plotek” może przynieść ok. 1,4 bln szylingów (ok. 360 mln dol.) rocznie, co pomogłoby rządowi załatać deficyt budżetowy wysokości 6,2 proc. PKB w przyszłym roku budżetowym.

Tani dostęp do mobilnego Internetu i mediów społecznościowych sprawił, że pojawiła się platforma do dyskusji i wolności słowa. W Ugandzie ponad 20 proc. liczącej 40 mln populacji żyje w ubóstwie. Mediana miesięcznych wynagrodzeń wynosi tam 168 tys. szylingów ugandyjskich (43 dol.) – wynika z danych ugandyjskiego biura statystycznego.

Detektor pornografii

Tajemnicze urządzenie zostało opisane przez media lokalne jako „zdolne do odnajdywania skasowanych lub aktualnych treści pornograficznych, które są przechowywane na komputerach osobistych”. Wprowadzenie tego typu urządzeń zostało zapowiedziane przez władze już 2016 roku. Ugandyjski minister etyki Simon Lokodo stwierdził, że takie rozwiązanie pozwoli „uporać się z jedną z najbardziej śmiercionośnych chorób w kraju”.

“Większość ludzi pracujących w biurach dużo czasu spędza na ściąganiu i oglądaniu materiałów pornograficznych” – cytuje ministra Lokodo ugandyjska gazeta „Observer”.

Władze Ugandy nigdy nie wyjaśniły, jak ma działać to urządzenie. Minister Lokodo powiedział agencji Bloomberg, że detektor już przyszedł. Minister określił je jako „serwer”, który jest zdolny do „powstrzymania materiałów pornograficznych”.

Lokalni eksperci uważają, że nie ma żadnego urządzenia, które jest zdolne do skanowania komputerów i telefonów obywateli. Możliwe, że rządowi Ugandy chodzi o współpracę z dostawcami usług internetowych, którzy będą blokować użytkownikom dostęp do konkretnych treści online – uważa Tonny Ayeni, programista z Tack Tech Technologies.

>>> Czytaj też: Facebook stał się instrumentem masowej inwigilacji. Czy powinniśmy go skasować? [FELIETON]