Globalny Uber nie zarabia, polskie Brainly również, ale eksperci wierzą, że przed collaborative economy rysuje się świetlana przyszłość. Przekonują, że Polska ma szansę ścigać się z Wielką Brytanią w branży finansowej lub poszukać następnego Ubera w zupełnie nowej dziedzinie.

„Założę platformę peer-to-peer lending, w oparciu o kapitały własne, które podobnie jak wcześniej w przypadku Aliora, pozyskam na świecie. Jeżeli ktoś inny mnie w Polsce nie wyprzedzi…” – to zdanie Wojciecha Sobieraja z wywiadu dla „Forbesa” w sierpniu 2015 roku wywołało niemałe poruszenie. 49-letni wówczas menadżer stojący na czele Aliora – jednego z najszybciej rosnących nowych banków w Europie – doszedł do wniosku, że nawet najnowocześniejszy bank nie ma przyszłości.

Gdzie zatem według Sobieraja przyszłość jest? Peer-to-peer lending to internetowe serwisy łączące pożyczkobiorców z pożyczkodawcami i zarabiające na prowizji od tej usługi. Pożyczkobiorca dostaje niższe oprocentowanie kredytu niż w banku, a pożyczkodawca wyższe niż na lokacie. Zarabia też platforma internetowa kojarząca obie strony.

To spostrzeżenie – że istnieje na rynku ogromna rezerwa nieużywanych zasobów (w tym przypadku pieniędzy do pożyczenia) oraz rzesza osób chcących z nich skorzystać (tutaj pożyczyć pieniądze na korzystniejszych warunkach), a jedyne czego trzeba, to wzajemnej informacji – leży u podstaw collaborative economy, czyli gospodarki współpracy.

Rewolucja wyzwolonych zasobów

Reklama

Angielskie słowo „economy” może oznaczać zarówno gospodarkę, jak i ekonomię. Ta ostatnia jest nauką o jak najlepszym zaspokajaniu potrzeb w warunkach ograniczonych zasobów. I myśląc o tej definicji, można zrozumieć, dlaczego collaborative economy to potencjalna rewolucja. W idealnym scenariuszu zasoby mogą się okazać nie tak ograniczone, jak się wydaje – pod warunkiem że będziemy je wykorzystywać znacznie efektywniej.

– To wyzwolenie uśpionych zasobów jest bardzo ważne. Jeremy Rifkin stawia nawet tezę, że to nowy rozdział w gospodarce. Możemy przechodzić właśnie od kapitalizmu rynkowego do nowej wspólnoty współpracy – uważa dr hab. Roman Sobiecki, profesor Szkoły Głównej Handlowej.

Collaborative economy (gospodarka współpracy) jest terminem szerszym niż popularniejsze sharing economy (gospodarka współdzielenia). Nie każdy rodzaj wymiany opiera się bowiem na współdzieleniu zasobów między użytkownikami. Przeciwnie – ton tej rewolucji nadają Uber czy Airbnb, w których nie dochodzi do współdzielenia samochodów czy mieszkań między użytkownikami, a do świadczenia usług w zamian za opłatę.

Peer-to-peer lending, o którym mówił Wojciech Sobieraj, to właśnie typowo komercyjne przedsięwzięcie gospodarki współpracy. Rzecz, która w przyszłości zabierze pewnie bankom kawał rynku.

Polak potrafi

Co ciekawe, firmy w tym modelu już w Polsce działają. W 2008 roku (w którym Wojciech Sobieraj otworzył Alior Bank) powstał na przykład Kokos.pl – pierwszy serwis w Polsce wdrażający w życie ideę social lending. Dziś na swojej stronie internetowej chwali się, że w ciągu dziewięciu lat pożyczono tą drogą 147,6 mln zł w ponad 130 tys. aukcji.

Jeszcze większym przedsięwzięciem jest Walutomat.pl, który łączy osoby chcące kupić i sprzedać waluty. Strona chwali się aż 25 mld zł obrotu od początku działania w 2009 roku. Jej właściciel firma CurrencyOne szacuje, że z wartego ponad 160 mld zł rynku wymiany walut w Polsce drogą online odbywa się minimum 20 proc. transakcji.

W transporcie swoją niszę znalazła platforma JadeZabiore.pl – umożliwiająca nadawane przesyłek dzięki jadącym w dane miejsca kierowcom. Lokalnyrolnik.pl łączy rolników oferujących świeże produkty z mieszkańcami miast, którzy chcieliby je kupić.

Najbardziej rozpoznawalne jest jednak Brainly, w kraju znane pod nazwą Zadane.pl. Firma ma dwa biura – jedno w Krakowie, drugie w Nowym Jorku. To strona internetowa pomocna w odrabianiu prac domowych przez uczniów. Osoba dobra z matematyki pomaga komuś, za co dostaje punkty, które może wymienić na pomoc np. z biologii. Trzy fundusze VC zainwestowały w Brainly łącznie 27 mln dolarów. Przy okazji inwestycji w Brainly przez fundusz inwestycyjny Naspers w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że choć z platformy korzysta 60 mln użytkowników na świecie, to wciąż nie ma ona zysków, a nawet modelu biznesowego, który by je zapowiadał.

Na razie bez zysków

W tym aspekcie Barinly nie odbiega jednak od najbardziej znanej firmy gospodarki współpracy, czyli Ubera założonego w USA w 2009 roku. W 2016 roku straty firmy sięgnęły aż 3 mld dolarów. To prowadzi do pytania, czy gospodarka współpracy nie jest aby kolejną bańką?

– To nie jest bańka w klasycznym znaczeniu, bo jednak te firmy dostarczają realnych usług. Być może na razie jest to działalność deficytowa, ale nie jest jeszcze w pełni uregulowana od strony podatkowej, więc część z tych strat może być papierowa – uważa prof. Roman Sobiecki.

Przekonuje, że naturalną koleją rzeczy jest, że najpierw stwarza się możliwość zarabiania wszystkim, którzy przystępują do sieci, a potem myśli się o zyskach dla operatora.

– W przypadku Ubera kolejnym krokiem może być np. wprowadzenie pojazdów autonomicznych (inteligentnych pojazdów, w których nie są potrzebni kierowy), a wtedy będzie można mówić wręcz o powstaniu globalnego monopolu – dodaje prof. Sobiecki.

– Nie uważam, żeby to było bezmyślne wydawanie pieniędzy. Na tym etapie gra toczy się o miliony klientów, którzy będą mieli na swoim telefonie aplikacje Ubera. Takie są prawa gospodarki opartej na internecie. Wymaga ona ogromnych inwestycji, aby być pierwszym, ale bycie pierwszym pozwala na zyski w przyszłości – zgadza się Łukasz Zgiep, bloger, który doktoryzuje się z gospodarki współpracy.

Skąd wsparcie i jakie?

Być może brak zysków nawet u największych firm gospodarki współpracy spowodował, że wbrew zapowiedziom nie wspomina się o nich często w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju przyjętej niedawno przez polski rząd.

Owszem, zapisano, że w 2030 roku 100 proc. gospodarstw ma mieć możliwość korzystania z internetu o prędkości co najmniej 30 Mb/s, a w miastach i głównych szlakach komunikacyjnych ma być dostępna sieć 5G. Owszem, ma być uruchomiony akcelerator projektów blockchainowych, a obywatele będą mogli korzystać z rozwiniętej e-administracji. To jednak rozwój infrastruktury służący projektom z gospodarki współpracy tylko pośrednio. Bezpośredniego wsparcia dla niej w rządowych dokumentach nie przewidziano.

Oczywiście nie wyklucza to wsparcia przez Fundusz PFR Ventures zarządzający pulą 2,8 mld zł to w ramach programu Start in Poland. Warunkiem jest to, by start-upy z tej dziedziny się zgłosiły, najlepiej z pomysłem na działający model biznesowy.

– Mocniejsze wsparcie rządu rozwojowi gospodarki współpracy bardzo by się przydało – uważa Łukasz Zgiep.

Dodaje, że powinniśmy wzorować się na Wielkiej Brytanii, gdzie rząd w 2012 roku zidentyfikował przewagi w dziedzinie crowdfuningu i pożyczek społecznościowych i tak uprościł prawo, aby prywatne firmy z tych branż mogły się rozwijać.

– Brytyjczycy są już daleko, ale na tak młodych rynkach nie ma jeszcze monopolu i Polska też powinna się zaangażować w collaborative economy z dziedziny finansów, bo mamy tu odpowiednie kompetencje – przekonuje Zgiep.

Rozsądne uproszczenie prawa jest kluczem powodzenia. Siła firm tego nurtu gospodarki bierze się bowiem często z działalności w prawnej próżni i z niestosowania wielu przepisów, które tradycyjna konkurencja w danej branży stosować musi.

Świetnie wytłumaczył to we wspomnianym wywiadzie Wojciech Sobieraj.

„Cały czas wierzę, że bank to instytucja zaufania publicznego, do której może przyjść osoba z podstawowym czy średnim wykształceniem, bez wiedzy ekonomicznej, artysta, wolny duch i złożyć swoje pieniądze. I mieć pewność, że ani hakerzy, ani urzędy, ani nikt inny tych pieniędzy nie przejmie. A bank nie będzie nimi obracał, inwestując w zbyt ryzykowne i nieracjonalne operacje oraz przedsięwzięcia kredytowe. To wymaga olbrzymiej machiny regulacyjnej i ludzi, którzy za wymogi tych regulacji odpowiadają. Oddzielmy apteki od drogerii. Jest miejsce dla jednych i dla drugich” – mówił.

Zalety i zagrożenia

Apteka i drogeria to trafne porównanie. Kokos.pl stara się weryfikować ubiegających się o pożyczki, ale nie robi tego tak kompleksowo jak bank. Kierowcy Ubera w większości nie zdawali egzaminu ze znajomości miasta w przeciwieństwie do taksówkarzy i często jeżdżą z nosem w nawigacji. Należy pamiętać, że gospodarka współpracy stała się popularna w Stanach Zjednoczonych po kryzysie w 2008 roku, kiedy tysiące ludzi zaczęły zwracać uwagę na koszty.

W Polsce czynnik kosztów również jest – i długo będzie – decydujący. Nic dziwnego, że gospodarka współpracy trafiła u nas na podatny grunt. 40 proc. dorosłych Polaków słyszało o serwisach, w których osoby prywatne odpłatnie świadczą usługi typu współdzielenia, a 26 proc. aktywnie z nich korzysta. Aż 54 proc. użytkowników wskazało, że główną zaletą tego typu platform jest cena – wynika z raportu PwC „(Współ)dziel i rządź”.

Z tego samego źródła pochodzą szacunki, że do 2025 roku globalny przychód z ekonomii współpracy w pięciu kluczowych sektorach: usługi finansowe, transport, hotelarstwo i turystyka, usługi profesjonalne przekroczy 335 mld dolarów.

„Nowy Uber pojawi się nie w segmencie, gdzie rewolucja już się wydarzyła, a raczej w takim, gdzie dotąd nikt nie wpadł na pomysł, aby wykorzystać osoby prywatne do zastąpienia profesjonalistów świadczących relatywnie kosztowną usługę” – przewiduje PwC.

Polacy nie są bez szans w wymyśleniu takiego pomysłu, ale jeśli miałby on wyjść poza nasz kraj, to musi znaleźć się duży kapitał, który sfinansowałby błyskawiczną ekspansję, zanim pomysł przechwyci zagraniczna konkurencja.

Autor: Marek Pielach