Akcja #metoo wdarła się na salony. Także te samochodowe. Efekt? Za rok Fiat zrezygnuje z targów w Genewie. I nikt jego nieobecności nawet nie zauważy.
ikona lupy />
fot. Łukasz Bąk(9); Materiały prasowe / Dziennik Gazeta Prawna
Dopadło i mnie. Moje zatoki czują się, jakby ktoś umieścił w nich granat wielokrotnego użytku i detonował go co pięć sekund, a w gardle od kilku dni przechowuję garść pinezek. Według mnie to wszystko jest efektem odstawienia alkoholu. Serio. Dopóki piłem codziennie, wszystkie wirusy przynoszone przez dzieci z przedszkola i przez żonę z pracy trzymały się ode mnie z daleka. Ale gdy tylko odstawiłem dyżurny kieliszek do szafki nad chlebakiem, przypałętało się do mnie jakieś świństwo. Wyjąłem zatem kieliszek z powrotem (i rzecz jasna napełniłem), gdy tylko poczułem pierwsze niepokojące łaskotanie w nozdrzach, lecz nic to już nie dało. To dowód na prawdziwość powiedzenia, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Po tym doświadczeniu wziąłem je sobie bardzo głęboko do serca. Moja żona z pewnością będzie zachwycona...
Co gorsza, atak dziadostwa zbiegł się z chwilą, gdy przyszło mi przygotować coroczną relację z wizyty na salonie motoryzacyjnym w Genewie. Darujcie zatem, jeżeli w pewnych jej miejscach będę majaczył albo pomylę auta.
Reklama
Tegoroczna Genewa była inna niż wszystkie poprzednie. Bardzo lubię te targi, bo są duże i kompaktowe jednocześnie. Wszystkie stoiska z samochodami znajdują się w zasadzie w jednej hali i od lat poukładane są identycznie. Zawsze wiadomo kogo, czego i gdzie szukać. Możecie sobie zatem wyobrazić moje zdumienie, gdy poszedłem do Infiniti wychylić tradycyjny kieliszeczek Belvedere z kolegą Radkiem na dobry początek dnia, a zastałem tam Tatę. Znaczy nie mojego, ani Radka, tylko ten indyjski koncern, który robi, przepraszam, który próbuje robić auta. Serio, w miejscu Infiniti pojawił się Tata. Postanowiłem więc skoczyć chociaż na poranne piwko do Opla, ale gdy tam dotarłem, okazało się, że w miejscu, gdzie zawsze stołowali mnie Niemcy, znajduje się teraz Aston Martin, i nie ma do zaserwowania niczego, co by mnie interesowało. Wniosek jest zatem prosty: winę za moją aktualną chorobę bez dwóch zdań ponoszą Infiniti i Opel, które na targach w ogóle się nie pojawiły.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP