Do jednego z takich ataków doszło w ubiegły czwartek w mieście Shangrao w prowincji Jiangxi, gdzie grupa klientów powybijała szyby w biurze jednego z największych chińskich deweloperów – Country Garden Holdings. Powodem ich oburzenia była 30-procentowa zniżka oferowana nowym nabywcom mieszkań, za jakie oni sami zapłacili pełną kwotę.

Do protestu doszło niedawno również na przedmieściach Szanghaju, gdzie ten sam deweloper w okazji niedawnych świąt państwowych ogłosił obniżenie ceny mieszkań w jednym z projektów o jedną czwartą. Według rzecznika firmy zniżki dotyczą tylko nabywców więcej niż jednego mieszkania w tych budynkach i są zwyczajną praktyką w branży.

„Nieruchomości stanowią ok. 70 proc. aktywów chińskich rodzin miejskich. Dom to majątek i status. Ludzie nie chcą, by ceny rosły zbyt szybko, ale nie chcą też, by zbyt szybko spadały” - wyjaśnił ekonomista z firmy Oriental Securities Shao Yu.

Ceny nieruchomości rosły w Chinach gwałtownie od roku 2000, czyniąc z zakupu lokali dobry sposób na pomnażanie pieniędzy. W Pekinie mieszkania, które w 2003 roku sprzedawano po 3 tys. juanów (1,6 tys. zł) za metr kwadratowy, teraz kosztują ponad 60 tys. juanów (32 tys. zł) za metr – wynika z danych portalu z informacjami na temat rynku nieruchomości creprice.cn.

Reklama

„Ludzie są tak przyzwyczajeni do rosnących cen, że nigdy nie przyszło im do głowy, że one mogą też spadać” - powiedział Shao.

Chiński rząd od lat stara się studzić wzrost cen nieruchomości. W 2010 roku w jednej z rządowych dyrektyw określono rynek nieruchomości jako "ważną kwestię", która "wpływa na stabilność społeczną”. W lipcu Komitet Centralny rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) uznał „opanowanie wzrostu cen domów” za jeden z priorytetów władz na drugą połowę roku.

Okres świąteczny na przełomie września i października, nazywany „złotym tygodniem”, przynosi zwykle wzrost wyników sprzedaży mieszkań. W tym roku były one jednak najniższe od roku 2014, przy czym spowolnienie było najbardziej odczuwalne w mniejszych miastach – wynika z danych firmy China Securities Co., cytowanych przez agencję Bloomberga.

Według Bloomberga niepokoje społeczne są kolejnym sygnałem spowolnienia na rynku nieruchomości, a zniżki i inne promocje sugerują, że zadłużeni chińscy deweloperzy starają się za wszelką cenę zwiększyć przychody.

Analityk z agencji nieruchomości Centraline Property Zhang Dawei przestrzegł, że potencjalnym źródłem brutalnych protestów jest nie tylko spadek sprzedaży, ale również kiepska jakość wykonania budynków. „Nie kupujcie mieszkań budowanych w 2018 roku, bo gdy deweloperzy nie mają pieniędzy, nie mają ich też wykonawcy” - powiedział, wieszcząc nasilenie protestów na tle spraw mieszkaniowych w nadchodzących miesiącach.

Według „SCMP” tego rodzaju protesty wybuchały w Chinach, ilekroć spadały ceny nieruchomości – po raz pierwszy w 2011 roku, gdy nabywcy mieszkań zaatakowali w Pekinie biuro firmy Huaye, która ogłosiła 10-procentowy upust.

Dyrektor pekińskiej kancelarii prawnej Wang Cailiang ocenił, że choć takie protesty są w Chinach nielegalne, rząd toleruje je, gdyż to on odpowiada za gwałtowny wzrost cen. „To rząd windował ceny, zarabiając w ostatnich dwóch dekadach na sprzedaży ziemi deweloperom (...) Teraz gniew społeczny w związku z cenami domów stał się poważną sprawą społeczną” - powiedział.

>>> Czytaj też: Rząd utworzy Fundusz Inwestycji Kapitałowych. Będzie zasilany m.in. z dywidend spółek Skarbu Państwa