Rzeczywiste efekty ustawy deweloperskiej – spółki masowo idą na dno i ciągną za sobą klientów.
Problem jest równie stary, jak rynek mieszkaniowy – zanim deweloper wbije łopatę w ziemię, zbiera zamówienia i zadatki od chętnych na zakup mieszkań. Klient podejmuje ryzyko, bo kusi go cena niższa o 20 – 30 proc. niż w przypadku gotowych lokali. Ale gdy firma bankrutuje, szanse na odzyskanie pieniędzy są nikłe.
Antidotum na taki scenariusz miała być ustawa deweloperska, która weszła w życie 29 kwietnia. Z jednej strony zobligowała deweloperów do zakładania rachunków powierniczych, z drugiej – miała umożliwić klientom bankruta przejęcie nieukończonej budowy. Ale w praktyce prawo nie działa. Upadające firmy nie mają rachunków powierniczych, bo rozpoczęły inwestycje przed 29 kwietnia. A ich klienci nie mają żadnej gwarancji, że przejmą działki i rozpoczęte na nich inwestycje.
Problem jest tym poważniejszy, że ten rok – częściowo właśnie przez ustawę deweloperską, która wymusiła przyspieszenie inwestycji – zapowiada się rekordowo, jeżeli chodzi o liczbę bankructw wśród spółek zajmujących się budownictwem mieszkaniowym. Z wyliczeń Euler Hermes wynika, że od stycznia upadłość ogłosiło już ponad 20 firm – najwięcej od 2005 roku (w ubiegłym roku nie upadł żaden deweloper). Trudno określić dokładnie, ile osób powierzyło im pieniądze.
– Może ich być nawet dwa tysiące – szacuje Grzegorz Bałachnio z Euler Hermes. Tylko w przypadku krakowskiej spółki Univers Art jest to 100 osób, kolejnych 200 jest poszkodowanych przez wrocławską Religa Development. Sytuacja jest tak poważna, że przed upadłościami zaczął już przestrzegać nawet Narodowy Bank Polski. W najnowszym raporcie o rynku nieruchomości napisał wprost: ofiar deweloperów będzie przybywać.
Reklama
Po części klienci sami są sobie winni – z danych opublikowanych pod koniec kwietnia tego roku przez Home Broker wynika, że w połowie tego roku prawie 40 proc. wszystkich zawartych transakcji dotyczyło budynków, których budowa ciągle trwała. Legendarne już dziury w ziemi szczególnie chętnie kupowano w Krakowie, Trójmieście i Warszawie, a najwięcej takich nieistniejących lokali sprzedano w marcu i kwietniu, czyli tuż przed wejściem w życie ustawy deweloperskiej. Teraz widać efekty – firmy upadają, a klienci nie mają co liczyć na odzyskanie pieniędzy, bo nie zabezpieczają ich rachunki powiernicze.
Część prawników uważa, że ustawa deweloperska nie chroni osób, które podpisały umowy przed 29 kwietnia. Oznacza to, że syndyk sprzeda majątek bankruta i najpierw spłaci jego długi wobec fiskusa i ZUS. Dla klientów niewiele zostanie.
Inni eksperci sugerują, że poszkodowanym jednak należy się pomoc w ramach nowej ustawy. – Mogą wystąpić o zwołanie tzw. zgromadzenia nabywców – uważa Paweł Kuglarz z kancelarii Beiten Burkhardt. Zgodnie z ustawą klienci, którzy powierzyli bankrutowi pieniądze, mają wspólnie zdecydować, co zrobić z działką i nieukończoną budową: kontynuować prace albo sprzedać ziemię – zaznacza Kuglarz. – Jeżeli deweloper zaciągnął kredyt na budowę, to prawo do masy upadłościowej ma również bank – zaznacza Wojciech Jagnieżna z kancelarii Bird & Bird.
Tym samym prawie pół roku po wejściu w życie ustawy deweloperskiej okazuje się, że jest ona zupełnie niewydolna.