Eutanazja to nie jest zwykły zabieg, to zabieranie życia. To zawsze są emocje. Najgorzej, kiedy lekarz w takich sytuacjach przestaje cokolwiek czuć. To znak, że trzeba zmienić branżę – mówi Natalia Strokowska, lekarz weterynarii.
ikona lupy />
Magdalena i Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
Zabija pani?
Dokonuję eutanazji. Zabijanie to bardzo krzywdzące określenie. Eutanazja to odbieranie życia w humanitarny sposób, tak aby zwierzę nie czuło bólu i strachu, nie cierpiało.
Czym?
Reklama
Takim samym środkiem, jakim dokonuje się ludzkiej eutanazji. Dokładnie ta sama substancja aktywna. Wystarczy wpisać w Google „środki do eutanazji” i wszystko wyskakuje.
Łatwo je kupić?
Trzeba mieć pozwolenie. My jako lekarze weterynarii mamy nadzór farmaceutyczny i mamy też obowiązek prowadzenia specjalnej księgi narkotyków. Wpisuje się ilość substancji zużytych, zmarnowanych, tych, które zostają w konusie igły. Powinno to być zapisywane skrupulatnie, również ze względu na nadużycia.
Jakie nadużycia?
Pentobarbital to lek z grupy barbituranów. Przekraczając dawkę 100 mg na kilogram ciała, dokonuje się eutanazji. W celach terapeutycznych można stosować mniejsze dawki. Mamy dostęp do wielu substancji narkotycznych i jako jedyna branża na świecie aktywnie dokonujemy eutanazji na co dzień.
Jest w tym jakiś związek.
Między nadużywaniem a eutanazją – jest. Zrobiliśmy pierwsze w Polsce badania samopoczucia i satysfakcji zawodowej lekarzy weterynarii. W badaniu wzięło udział prawie 600 lekarzy. Anonimowo. Końcowe wyniki są przygnębiające, bo okazało się, że ponad 20 proc. lekarzy planowało samobójstwo, prawie 4 proc. ma myśli samobójcze kilka razy w tygodniu. Trzy lata temu byłam na dyżurach weterynaryjnych w Dubaju i poznałam tam lekarkę z Brazylii. Uczyłam się od niej chirurgii. 30 września 2016 r. nie przyszła do pracy. Znaleziono ją z kroplówką z pentobarbitalem w żyle. Chorowała długo na depresję i postanowiła skrócić swoje cierpienie. To niejedyna taka historia. Praktycznie każdy z nas zna kogoś z branży, kogo już między nami nie ma. Z jednej strony mówi się o tym, że powinniśmy oddzielić uczucia, być chłodni i profesjonalni, z drugiej współodczuwać z właścicielem, okazać mu empatię. To jest to, czego on oczekuje w tej chwili od lekarza weterynarii. Ważne, jak my sobie potem radzimy z tym natłokiem emocji, czy mamy jakieś techniki naprawcze dla stresu, dla napięcia, które są w tej pracy. Słyszała pani o takim pojęciu „zmęczenie współczuciem”?