Nie dlatego, żebym od lat nie ufał instytucjom organizującym wakacje, ale dlatego, że zawsze sądziłem, iż wakacje to rzadki czas, kiedy człowiek jest wolny, jest panem samego siebie i swoich poczynań. Wszyscy chcemy być wolni, ale przecież przez przeważającą część roku jesteśmy niewolnikami pracy, domu, codziennych zatrudnień, a czasem także telewizji. Wbrew pozorom można spróbować urządzić sobie nieco wolności w czasie wakacji i to wcale nie będzie nas – w dobie internetu i tanich linii lotniczych oraz dostępności samochodu – kosztowało drożej niż solidne wyjazdy zbiorowe organizowane przez solidne biura turystyczne (jeszcze takie istnieją). A w dodatku zaplanowanie takich wakacji to znakomita rozrywka przedwakacyjna, to okazja do przeczytania kilku książek i przewodników, do poszperania w internecie, a przecież internet jest właśnie do szperania. Potem można poszukać najlepszych i najtańszych miejsc do spania, muzeów do zwiedzenia i restauracji do odwiedzenia.

Wymaga to jednak odrobiny inicjatywy, a nie tylko polegania na tym, że ktoś za nas coś zrobi. I tu pojawia się zasadniczy problem. Życie przedstawia się zupełnie inaczej, jeżeli sądzimy, że ktoś za nas coś zrobi, a inaczej, kiedy bierzemy sprawy w swoje ręce. Wiem, że różne przyczyny – od lenistwa po nadmiar zaufania – sprawiają, iż nie podejmujemy sami troski o swój wakacyjny los, ale nie jest to aż tak zaskakujące, skoro nie podejmujemy tej troski także w wielu innych, już niewakacyjnych sytuacjach. Warto zdać sobie sprawę, jak wiele rzeczy robimy, bo inni tak robią, bo tak się robi, bo albo tak wypada, albo ze wspomnianego już lenistwa i braku przedsiębiorczości. Niezwykła zmiana, jaka nastąpiła w najnowszych czasach, polega przede wszystkim na tym, że dopóki nie zdziadziejemy kompletnie, mamy w bardzo wielu dziedzinach życia niesłychane możliwości wyboru. Czasami są one związane z pewnymi wydatkami, a zatem zależą od pieniędzy, jakimi dysponujemy, ale wcale nie jest to regułą. Kilka banalnych przykładów.

Układanie sobie stosunków towarzyskich niekoniecznie polega już na urządzaniu imienin czy innych okolicznościowych imprez i niekoniecznie musimy komunię dziecka uczcić tak, jak wszyscy wokół to robią. Nie trzeba spędzać czasu ze znajomymi z pracy, nie trzeba kontynuować szkolnych koleżeństw i nie warto spędzać czasu z ludźmi, z którymi nas nic nie łączy poza przyzwyczajeniem. Najlepiej się do niczego nie przyzwyczajać lub przeciwnie – jeżeli nam to sprawia przyjemność – powtarzać tylko sytuacje, do jakich już przywykliśmy. Wybór jednak należy do nas. Wiem, że mamy czasy bezrobocia, ale dla ludzi z pewnym wykształceniem nie jest to szczególnie dotkliwe (w dużych miastach) i od ich decyzji zależy, jak sobie ułożą życie zawodowe. Można piąć się w górę latami, robiąc karierę w banku, a można też zająć się sprzedażą na własnej stronie internetowej. Pamiętajmy jednak, że nie tylko wybór wykonywanej pracy w tym przypadku wpływa na nasze życie, więcej – z wyboru raz dokonanego bardzo trudno się wycofać i każda taka decyzja ogranicza naszą wolność. Więc znowu nie kierujmy się przyzwyczajeniem, radami znajomych – bo to nie o ich życie chodzi – ani tylko i wyłącznie pieniędzmi.

Najważniejsza jest wolność. Wreszcie z pewnym przerażeniem patrzę, jak dwudziestoletni ludzie biorą ślub, a dziecko już w drodze. Czy naprawdę zdają sobie chociaż odrobinę sprawę z tego, jakiej odpowiedzialności się podjęli i jak bardzo swoją wolność ograniczyli? Nie wiadomo, czy nowożytność przyniosła nam aż tak wiele korzyści, jak się zwykle sądzi, ale rozwój cywilizacji na dziesiątki sposobów zwiększył naszą możliwość korzystania z wolności. Pamiętajmy więc, że nie ma wolności potencjalnej, jest tylko wolność wykorzystana – korzystajmy z niej zatem.

Reklama