Administracja w Waszyngtonie rozważa uruchomienie strategicznych rezerw ropy, by złagodzić negatywne skutki wysokich cen surowca. Powstanie w Libii i niepewna sytuacja w innych krajach arabskich wywindowały je do najwyższego poziomu od ponad dwóch lat. A to zagraża wzrostowi gospodarczemu.
– Przyglądamy się różnym opcjom. Uruchomienie rezerw to jedna z nich. Jest wiele czynników, które trzeba wziąć pod uwagę, gdyż nie chodzi tu tylko o cenę – powiedział William Daley, szef sztabu Białego Domu, w niedzielnym programie „Meet the Press” w stacji NBC.

>>> Czytaj też: Ceny ropy zagrażają światowej gospodarce

Zgodnie z założeniami polityki energetycznej USA utworzone w połowie lat 70. XX w. po kryzysie naftowym strategiczne rezerwy ropy (SPR) używane są tylko w przypadku znaczących i nagłych problemów z dostawami surowca. Po raz ostatni były one wykorzystane po huraganie Katrina w 2005 r.
Reklama
W znajdujących się w Teksasie i Luizjanie czterech ogromnych magazynach mieści się 726,6 miliona baryłek ropy. To wystarczy, by zaspokoić zapotrzebowanie USA – największego na świecie konsumenta ropy – przez 38 dni. To zarazem ok. tysiąc razy więcej, niż wynosiło dzienne wydobycie ropy w Libii przed wybuchem powstania przeciw Muammarowi Kaddafiemu (1,6 mln baryłek).

>>> Zobacz też: Duncan: Cena ropy może sięgnąć 200 dolarów za baryłkę

Wprawdzie wskutek rewolucji libijskie wydobycie zmniejszyło się o ok. milion baryłek dziennie, zarówno w skali całego świata, jak i samych Stanów Zjednoczonych, nie jest to dużo. Z Libii pochodzi zaledwie niewielki procent używanej w USA ropy i ten brak z łatwością może być wyrównany dostawami z innych krajów, szczególnie że Arabia Saudyjska już zadeklarowała zwiększenie wydobycia wynoszącego obecnie 9 mln baryłek dziennie. Z punktu widzenia Waszyngtonu problemem są wysokie ceny – od początku roku cena baryłki ropy brent wzrosła z 95 dolarów do prawie 120. Konsekwencją tego jest wzrost cen benzyny na amerykańskich stacjach – od 18 lutego do 4 marca średnia cena galonu wzrosła o 32,7 centa, czyli o 10 proc. Był to drugi największy w historii skok w ciągu dwóch tygodni.

>>> Polecamy: Tania ropa czy dyktatura

Jeśli ropa nadal będzie drożeć, nieuchronnie spowolni to wzrost gospodarczy. Szacuje się, że 10-proc. wzrost cen surowca zmniejsza światowe PKB o 0,25 proc. Jeszcze przed wybuchem arabskiej rewolucji eksperci ostrzegali, że przekroczenie – po raz pierwszy od kryzysowego roku 2008 – psychologicznej bariery 100 dolarów może spowodować nawrót recesji. Teraz, wraz z groźbą rozlania się niepokojów na inne kraje naftowe, coraz częściej mówi się, że konsekwencją tego będą historyczne rekordy na poziomie 150 czy nawet 200 dolarów za baryłkę.

Świat z niepokojem przygląda się Arabii Saudyjskiej

Choć Arabia Saudyjska została w 2009 roku wyprzedzona jako największy światowy producent ropy naftowej przez Rosję, a później także przez Stany Zjednoczone, to właśnie temu krajowi z największym niepokojem przyglądają się rynki finansowe.
W sobotę saudyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych ogłosiło całkowity zakaz protestów i demonstracji oraz zapowiedziało, że siły bezpieczeństwa nie zawahają się przed użyciem wszelkich środków, by go wyegzekwować. Stało się tak po serii protestów szyickiej mniejszości we wschodniej części kraju, gdzie mieści się większość instalacji naftowych.
Już wcześniej władze ogłosiły pakiet podwyżek i świadczeń dla obywateli o wartości 37 miliardów dolarów, który ma zapobiec antyrządowym wystąpieniom. Obejmował on między innymi 15-proc. podwyżkę płac dla pracowników sektora państwowego.
Arabia Saudyjska produkuje 9 milionów baryłek ropy dziennie i ma techniczne możliwości zwiększenia tej liczby o kolejne 3 mln, co wyrównałoby ubytek surowca z Libii i kilku mniejszych eksporterów. Jest także najbardziej wpływowym członkiem grupy OPEC i ważnym sojusznikiem Waszyngtonu.
Według analityków ewentualne zakłócenia w wydobyciu saudyjskiej ropy mogą spowodować wzrost cen nawet do 200 dol. za baryłkę.