Według badań amerykańskich specjalistów z dziedziny energetyki, towarzyszących projektowi „2014 North American Prospect Expo”, osiągnięcie przez USA stanu określonego jako „niezależność energetyczna” będzie miał kulminacyjny moment w tym roku. Nie jest to niespodzianką.

Podobnie jak duża liczba polityków i ekspertów, członkowie projektu świętują łupkowy boom - ten chwytny kolokwializm określa powstanie szczelinowania hydraulicznego i poziomego wiercenia, czyli metod wydobycia, które wywołały gwałtowny wzrost wydobycia węglowodorów z wcześniej niedostępnych warstw skalnych.

Ten optymizm skrywa jednak coraz ważniejsze pytanie: jak długo potrwa ten boom?

Łupkowa bańka

Reklama

Wśród krytyków szczelinowania krążą od pewnego czasu kontrowersyjne głosy mówiące o „bańce łupkowej” oraz zagrożeniu nagłym załamaniem amerykańskiego boomu naftowego i gazowego. Chociaż ton tych ostrzeżeń może być przesadzony, geologiczne i ekonomiczne realia coraz częściej wskazują, że okres energetycznej prosperity w USA może nie trwać tak długo, jak uważają Amerykanie.

Przez większą część ostatnich dwóch stuleci amerykański przemysł naftowy i gazowy czerpał swoje bogactwa naturalne z porowatych formacji podziemnych, skąd stosunkowo łatwo było wydobyć surowce na powierzchnię. Najlepsze źródła tych złóż zaczęły wysychać w latach 70', natomiast import surowców zaczął rosnąć. Wprowadzenie szczelinowania hydraulicznego i wiercenia poziomego pozwoliło deweloperom wydobywać gaz i ropę ze znacznie niżej położonych warstw, bardziej szczelnych i mniej porowatych formacji skalnych, włączając w to łupki.

Problemy pojawiają się, jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak szybko złoża z tych niekonwencjonalnych odwiertów wysychają. – Średni spadek wydobycia ropy naftowej ze światowych złóż wynosi około 5 proc. rocznie – mówi David Hughes, 32-letni weteran z Geological Survey of Canada, obecnie członek grupy badawczej w Post Carbon Institute. Dla porównania, średni spadek wydobycia z szybów naftowych na dynamicznie rozwijających się polach Bakken w Północnej Dakocie to 44 proc. rocznie. Pojedyncze odwierty mogą zanotować w pierwszym roku spadek produkcji sięgający nawet 70 proc.

Wydobycie ze źródeł zawierających gaz łupkowy staje w obliczu podobnego problemu szybkiego wyczerpywania surowca, wiercący muszą zagłębiać się więc do nowych szybów, by uzupełnić niedobory z wyczerpujących się złóż. – Najlepsze lokalizacje zostają wyeksploatowane w pierwszej kolejności – mówi Hughes. – Z biegiem czasu odwierty muszą zostać przeniesione na skały o niższej jakości. Koszty wykonania odwiertów pozostają takie same, ale wydajność z nich jest mniejsza, więc potrzebujesz więcej odwiertów tylko by wyrównać efektywność - dodaje.

To trudne zadanie, gdy ceny surowca są niskie. Obecnie cena gazu ziemnego rośnie w kierunku 4,50 dolara za MMBtu (British Thermal Unit), to mile widziane odbicie, ale wciąż nie idealne dla producentów. Jednak nawet, jeśli cena wzrosłaby do 6 dolarów, Hughes szacuje, że wzrost gazu łupkowego potrwa najwyżej cztery lata, to w tym czasie potrzeba byłoby nawet wyższych cen, by utrzymać opłacalność produkcji.

W wywiadzie z zeszłego miesiąca dla Oilprice.com, Art Berman, konsultant geologiczny z Houston, w podobnie trzeźwy (i często niepopularny) sposób nawoływał do bardziej realistycznej oceny gazu łupkowego. – W łupkowym sporze jestem zdecydowanie za, ale bądźmy szczerzy – produkcja gazu z łupków nie jest rewolucją, jest „emerytalną imprezą” – mówi Berman. Zarówno Bergman jak i Hughes przedstawili swoje obawy zeszłej jesieni na corocznym spotkaniu Geological Society of America.

>>>Zgodnie z Social Progress Index w wielu kluczowych dla rozwoju dziedzinach wyprzedzamy Stany Zjednoczone. To raczej USA wypadają słabo niż my silnie. Czytaj dalej by zobaczyć, w czym dystansujemy światową potęgę.

Gaz łupkowy pozostaje szansą

Nie wszyscy uważają, że taki poziom pesymizmu jest uzasadniony. Scott Tinker, profesor nauk geologicznych na Uniwersytecie Teksańskim w Austin, prowadzi jedne z najbardziej wszechstronnych analiz, szyb po szybie, czterech największych źródeł gazu łupkowego w USA, włączając w to kontrowersyjną formację Marcellus w Appalachach. Finansowany przez fundację Alfreda P. Sloana, Tinker zasadniczo nie kwestionuje obserwacji Bergmana i Hughes’a dotyczących wskaźników wyczerpywania się surowców, ale interpretuje je w inny sposób.

- Podobnie jak w przypadku konwencjonalnych odwiertów, główny wniosek jest taki, że odwierty będą kontynuowane, chociaż niektórzy na tym zarobią, a inni stracą pieniądze – powiedział Tinker. Boom łupkowy woli nazywać ewolucją niż rewolucją. Nowa technologia wydobycia, która umożliwia przejście z kilku ścieżek szybu do pojedynczej instalacji pozwoli na ograniczenie lokalnych skutków - powiedział Tinker. Dodał, że w przypadku wzrostu cen łupkowy boom może utrzymać się nawet do 2040 roku.

To nie są bieżące zagrożenia, ale sytuacja amerykańskiej energetyki nie wygląda też dokładnie na „stulecie gazu ziemnego”, jak reklamował rewolucję łupkową Barack Obama. Oczywiście, ani produkcja ropy ze złóż łupkowych (która, jak twierdzi Tinker, osiągnie swój szczyt już za 5 czy 6 lat), ani gaz łupkowy nie przeniosą Stanów Zjednoczonych do ery niezależności energetycznej.

Dotarcie tam wymaga o wiele bardziej przemyślanej dywersyfikacji państwowych źródeł energii oraz bardziej zdecydowanych wysiłków w kierunku zwiększenia efektywności wykorzystania energii. Nawiasem mówiąc, zmiany w polityce energetycznej mają również kluczowe znaczenie dla rozwiązania innego dokuczliwego problemu, czyli globalnego ocieplenia.

>>> Zastąpienie używanego w Polsce rosyjskiego gazu ziemnego przez amerykański jest możliwe. Problem w tym, że potrzeba na to kilku lat, a w dodatku nie byłoby to ekonomicznie uzasadnione.