Ostatnie zamieszanie z dostawami gazu do Polski każe się poważnie zastanowić nad naszą polityką wobec dostawcy.

- Jeśli gospodarka jest uzależniona od dostaw z innego państwa, to politycy nie powinni zbyt ostro działać przeciwko temu państwu. Trzeba się liczyć z potrzebami gospodarki. Tymczasem obecne polityczne działania wobec Rosji nie były najwyraźniej w jakikolwiek sposób konsultowane ze środowiskami gospodarczymi. Rosję stać politycznie na to, żeby nawet przez dłuższy czas ekonomicznie pocierpieć i musimy się z tym liczyć – mówi w rozmowie z Forsal.pl Jerzy Marciniak, były prezes Grupy Azoty, obecnie członek rady nadzorczej ARP.

W jego opinii nieznaczne np. 20-proc. ograniczenie dostaw gazu ziemnego do zakładów należących do Grupy Azoty nie będzie miało dużego wpływu na funkcjonowanie instalacji, choć oczywiście spowoduje ograniczenie produkcji i przez to zmniejszenie przychodów.

Większe ograniczenia mogą jednak oznaczać konieczność czasowego wyłączenia linii produkcyjnych. - Z taką dramatyczną sytuacją mieliśmy do czynienia w 2011 r. w Policach. Z doświadczeń należy wyciągać wnioski – mówi Jerzy Marciniak.

Zmniejszone dostawy gazu do największych przemysłowych odbiorców miały miejsce również w 2006, w 2009, czy w 2012 r. Najczęściej mniej paliwa niż wynikało to z kontraktów, dostawały Zakłady Azotowe Puławy (dziś w Grupie Azoty) oraz grupa kapitałowa Orlenu. Firmy ograniczały produkcję, jeśli gaz był dla nich surowcem (np. do wytwarzania nawozów), a jeśli wykorzystywały gaz jako paliwo, zastępowały go innym np. ciężkim olejem opałowym. Powodowało to oczywiście spadek przychodów oraz wzrost kosztów, jednak ponieważ krytyczna sytuacja trwała najwyżej kilkanaście dni, nie były to bardzo dotkliwe problemy. Prawdziwe kłopoty mogłyby się pojawić, gdyby redukcja dostaw gazu trwała dłużej.

Reklama

>>> Polecamy: Rosjanie chcą chleba. Nie potrzebują demokracji

Kłopotliwe może być w tej sytuacji ponowne uruchomienie instalacji, zwłaszcza tych do wytwarzania tworzyw, trzeba je bowiem wcześniej oczyścić, co wiąże się z dodatkowymi kosztami.

Trzeba także pamiętać, że oprócz gazu ziemnego Grupa Azoty sprowadza z Rosji także inne substancje niezbędne do produkcji. Należą do nich np. metanol i propylen. Około połowy zużywanego przez polskie zakłady z branży chemicznej izobutanu oraz propanu również pochodzi z Federacji Rosyjskiej.

Grupa Azoty podejmowała już w przeszłości próby dywersyfikacji dostaw części tych surowców, jednak nie były one skuteczne. Była m.in. inicjatywa zbudowania wraz z zagranicznym partnerem dużej wytwórni metanolu. Do realizacji tego przedsięwzięcia jednak ostatecznie nie przystąpiono.

W razie wstrzymania dostaw innych substancji ze Wschodu, spółki należące do Grupy Azoty będą w stanie sprowadzić te surowce z innych kierunków. Np. metanol można pozyskać bez problemów na polskim rynku. Pochodzi przede wszystkich z Niemiec, Holandii oraz Norwegii. Cena jest zazwyczaj zaledwie 2-3 proc. wyższa niż surowca z Rosji, czy Białorusi. Problem w tym, że zakup podczas kryzysu będzie droższy, niż w zwykłej sytuacji. - Każdy dostawca będzie bowiem chciał skorzystać na tym, że zakłady są zmuszone w nagłym trybie oszukiwać alternatywnych źródeł dostaw surowców - uzasadnia Jerzy Marciniak.

>>> Czytaj też: Ekspert: Gazu, który kupujemy od Rosji, nie możemy sprzedawać Ukrainie