We wtorek wiceminister gospodarki i pełnomocnik rządu ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego Wojciech Kowalczyk rozmawiał w tej sprawie w Brukseli z przedstawicielami Komisji Europejskiej.

"Co do zasady Komisja Europejska ogranicza przyznawanie pomocy publicznej po to, by zapewnić wszystkim przedsiębiorcom w poszczególnych sektorach i poszczególnych państwach członkowskich równe warunki działania na rynku" - powiedział PAP Grzegorz Karwatowicz, ekspert w zakresie zamówień publicznych oraz funduszy unijnych w kancelarii GWW.

Wyjaśniał, że w normalnych okolicznościach przekazanie takiej pomocy wyglądałoby w ten sposób, że jeżeli państwo chce przekazać przedsiębiorcy określoną kwotę środków, notyfikuje, czyli zgłasza Komisji Europejskiej taką wolę. Najpierw organy krajowe, a potem KE badają, czy taka pomoc może naruszać reguły rynku wspólnotowego, czy pomoc ta będzie zgodna z jego regułami. Przykładem jest pomoc rządu dla Polskich Linii Lotniczych LOT.

"Sektor górniczy jest jednak specyficznym sektorem w kontekście pomocy publicznej, bo w 2010 r. Rada UE wydała decyzję 787, która wskazuje, że pomoc publiczna w tym sektorze może być przekazywana, ale tylko na zamykanie kopalń, a nie ich restrukturyzację. Dodatkowo, decyzja jednoznacznie wskazuje, że wydawanie pieniędzy obwarowane jest wieloma warunkami i musi stanowić część planu zamknięcia, które musi być zaplanowane najpóźniej na 31 grudnia 2018 r." - dodał Karwatowicz.

Reklama

Także zdaniem Cezarego Banasińskiego, eksperta Instytutu Prawa Konkurencji i byłego prezesa UOKiK, uzyskanie akceptacji Brukseli dla programu może okazać się trudne.

"Jeśli rząd chce sięgnąć po pomoc publiczną na likwidację i być w zgodzie z prawem UE, to musi wprowadzić program likwidacyjny, ewentualnie z jakimiś elementami restrukturyzacji. Ale docelowo powinien on prowadzić do zamknięcia kopalń. Chodzi o to, że załącznik do Decyzji Rady 787 z 2010 r., która zastąpiła wcześniejsze programy pomocowe dla przemysłu węglowego, wyraźnie mówi, jakie koszty może pokryć pomoc ze strony danego państwa dla przedsiębiorstw. Są to koszty socjalne (tj. np. wypłaty na wcześniejsze emerytury, koszty przekwalifikowania, deputaty węglowe, etc.) oraz koszty środowiskowe, jak rekultywacja ziemi, pokrycie szkód górniczych, etc." - powiedział PAP Banasiński.

Jak dodał Karwatowicz, pomoc dla ratowania kopalń z pewnością wzbudzi też duży opór Brukseli, bo jest sprzeczna z unijną polityką.

"Z funduszy unijnych przekazano już niemałe pieniądze na zamykanie kopalń, a jednocześnie w nowej perspektywie finansowej 2014-2020 równie duże środki idą na odnawialne źródła energii, elektrownie wiatrowe, fotowoltaikę, etc. Nie po to przeznacza się tyle pieniędzy na OZE i naciska na przedefiniowanie polityki energetycznej, by drugą ręką trzymać kroplówkę dla ratowania górnictwa, które nie wydaje się być szczególnie rentowanym przedsięwzięciem" - zauważył Karwatowicz.

"Tymczasem, jak czytamy w doniesieniach prasowych, wielu wysokich urzędników państwowych, w tym pani premier Ewa Kopacz, mówi, że kopalnie zamykane nie będą. Pojawia się zatem problem natury prawnej, w jaki sposób rząd chce dokapitalizować te kopalnie" - mówił.

Według eksperta nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów rządowego planu pomocy dla górnictwa, a skala ewentualnego ryzyka, że plan ten zostanie przez KE uznany za niedozwoloną pomoc publiczną, zależy właśnie od jego szczegółów. Można jednak teoretycznie rozpatrywać możliwe scenariusze.

"Mogą zostać oczywiście podjęte różne próby neutralizacji ograniczeń. Rodzi się jednak pytanie o ich akceptowalność, w tym zgodność z przepisami unijnymi o pomocy publicznej. Być może rząd gra też z górnikami w taką grę, że teraz przekaże pieniądze niby to na restrukturyzacje, ale potem - po wyborach - przekwalifikuje je jako pieniądze na likwidację, by być w zgodzie z prawem unijnym. Jednak plan wydatkowania pieniędzy na zamknięcie kopalni musi być właściwie udokumentowany, a wydatkowanie środków powinno przebiegać zgodnie z założonym harmonogramem, dlatego takie +przekwalifikowanie+ wydaje się ryzykowne - mówił Karwatowicz.

Jego zdaniem jest jeszcze ewentualność zakwalifikowania tej pomocy jako "pożyczki": "rozegrania tej sytuacji w ten sposób, że pieniądze zostaną przekazane, a gdy KE uzna je za nieuprawnioną pomoc, wówczas zażąda się zwrotu tych pieniędzy od kopalni".

"Jest to ryzykowne prawnie, ale jest to jakieś wyjście z sytuacji. Ryzyko należy wiązać z tym, że szanse na odzyskanie środków od kopalń mogą być nikłe. Dodatkowo KE może ocenić tego rodzaju postępowanie jako działanie mające na celu uniknięcie stosowania przepisów prawa. Za takie działanie KE może wszcząć postępowanie i albo nałożyć karę, albo wystąpić przeciw Polsce do TSUE (Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej)" - zaznaczył ekspert.

Jednak, według Banasińskiego, zastrzeżenia nie oznaczają, że wysiłki rządu są z góry skazane na niepowodzenie.

"Trzeba rozmawiać i przekonywać Komisję, bo sytuacja Polski jest wyjątkowa. Żaden kraj nie ma takich problemów z kopalniami i górnictwem jak my. Uważam, że szanse są, tylko trzeba negocjować" - powiedział Banasiński.

"Pamiętajmy, że przed przystąpieniem do UE, Komisja nie chciała się zgodzić na to, by w Polsce działały specjalne strefy ekonomiczne. Ale dzięki negocjacjom, w których brałem udział, udało się nie tylko utrzymać strefy, ale także uzyskać zgodę na przedłużenie ich funkcjonowania" - podsumował były prezes UOKiK.

>>> Czytaj też: Większa firma - większe zarobki? Zobacz, jak rozmiar przedsiębiorstwa wpływa na wynagrodzenia