- Niemieckie reformy Hartza uczyniły tamtejszy rynek pracy bardziej atrakcyjnym; plany Macrona nie wydają się zmierzać do realizacji tego celu- pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Niemiecka gospodarka znajduje się w niezwykle obiecującej fazie. Według przedstawionych w poniedziałek przez instytut Ifo danych, poziom zaufania biznesu jest tam na najwyższym poziomie od 1991 roku. Bundesbank zwiększył swoje własne prognozy wzrostu do 2019 roku. Jednym z powodów tego optymizmu jest dobra kondycja tamtejszego rynku pracy. Wynosząca 3,9 proc. stopa bezrobocia jest na najniższym poziomie od momentu zjednoczenia kraju.

Często mówi się, że aby osiągnąć taki poziom wzrostu jak Niemcy, Francja musi rozluźnić regulacje dotyczące prawa pracy w taki sam sposób, jak uczyniły to Niemcy na początku poprzedniej dekady za rządów kanclerza Gerharda Schrödera. Prezydent Francji Emmanuel Macron planuje reformy rynku pracy, jednakże wykazują one bardziej podobieństwo do reform Hartza z 2003 roku, nazwanych od Petera Hartza, czyli byłego dyrektora ds. zatrudnienia w Volkswagenie, który kierował komisją pracującą nad tymi legislacjami.

Nie jest jeszcze jasne, co zamierza zrobić Macron ws. reformy rynku pracy, jednak francuskie media zasygnalizowały kształt projektu. Propozycje Macrona jak dotąd obejmują:

  • zwiększenie elastyczności w zatrudnianiu pracowników do wykonania poszczególnych projektów, na przykład na czas trwania projektu budowlanego;
  • limity odpraw i usprawnienie procedury sądowej w sprawach o rozwiązanie umowy;
  • priorytetowe traktowanie porozumień pracowniczych w obrębie firm (zamiast porozumień branżowych)
  • ułatwienie uzasadniania zwolnień z „ekonomicznych powodów”, które obecnie wymagają od firm udowodnienia posiadania przez nie problemów o globalnej skali, a nie tylko we Francji
  • utworzenie wsparcia zawodowego dla freelancerów, samozatrudnionych oraz osób rezygnujących z pracy
  • podniesienie do 59 lat wieku, w którym pracownicy są upoważnieni do pobierania 3-letniego (zamiast 2-letniego) zasiłku dla bezrobotnych
  • obcięcie świadczeń dla pracowników, którzy odmówili podjęcia co najmniej dwóch „godnych” ofert pracy
Reklama

Wydaje się, że plany te będą wymagały ostrzejszej konfrontacji ze związkami, niż to miało miejsce w przypadku reform Hartza i kanclerza Schrödera. Są również mniej zachęcające do podjęcia pracy dla osób, które pobierają świadczenia, czyli tego, czego Francja potrzebuje tak samo mocno jak Niemcy za kadencji Schrödera. Przed reformą Hartza bezdzietni bezrobotni byli upoważnieni do pobierania przez 32 miesiące świadczenia w wysokości 60 proc. ostatniej pensji. Po zmianach wysokość świadczenia spadła do 53 proc. poprzedniego wynagrodzenia. Bezrobotni mogli rezygnować z ofert proponowanych przez rząd i tłumnie z tego korzystali: świadczenia były na tyle hojne, by przeżyć, chociaż bezrobocie osiągnęło w 2002 roku 13,4 proc., istniał kwitnący czarny rynek, który umożliwiał uzupełnienie dochodów świadczeniobiorców o „ekstra” pieniądze. Czwarta z reform Hartza, najbardziej znienawidzona i kosztująca Schrödera prawdopodobnie porażkę w wyborach 2005 roku, ujednoliciła zasiłki do wartości 50 proc. ostatniej pensji i utrudniła odrzucanie ofert pracy.

Reforma Hartza wprowadziła również możliwość zatrudniania na niepełny etat, co uczyniło przyjmowanie do pracy i zwalnianie łatwiejszym ˗ do tej formy zatrudnienia dołączono jednak wystarczająco dużo zachęt, by Niemcy byli bardziej zmotywowani do przyjmowania ofert, niż do pobierania zasiłków. Dla tych form zatrudnienia obowiązywały także niższe podatki oraz niższe składki na fundusz socjalny. Praca na niepełny etat nagle zaczęła być postrzegana jako atrakcyjna.

Francuski system świadczeń dla bezrobotnych jest bardziej hojny niż niemiecki sprzed reform Hartza, przynajmniej przez pierwsze 2-3 lata poszukiwania pracy (w zależności od wieku danej osoby). Nie będący w związku małżeńskim francuski pracownik otrzymuje świadczenie w wysokości średnio 68 proc. poprzedniego dochodu, dla porównania, średnia dla europejskich krajów to 59 proc. We Francji o wiele łatwiej niż w innych bogatych krajach Europy jest uzyskać prawo do zasiłku: mieszkaniec tego kraju musi pracować w ciągu 28-miesięcznego okresu rozliczeniowego łącznie przez tylko 4 miesiące. W Niemczech tylko osoby, które pracowały przez co najmniej rok, otrzymują świadczenie dla bezrobotnych.

Reformy Hartza ˗ realizowane zresztą przez socjaldemokratyczny rząd ˗ nie naruszyły zbytnio potężnych układów zbiorowych pracy. W Niemczech branżowe porozumienia płacowe nadal mają pierwszeństwo nad innymi i większość pracowników z nich korzysta. Niemieckie związki zawodowe nadal są relatywnie silne: nasycenie rynku pracy związkowcami ˗ odsetek członków związków wśród wszystkich pracowników ˗ wynosi około 18 proc., dla porównania, we Francji jest to poniżej 8 proc. Nie powstrzymało to Niemiec przed wyprzedzeniem Francji pod względem wzrostu gospodarczego oraz redukcji bezrobocia.

Dla Macrona walka dopiero się rozpoczyna. Nadal ma jeszcze dużo czasu na dowiedzenie się co działa, a co nie. Gdyby udało mu się obniżyć stopę bezrobocia w kraju, obecnie wynoszącą 8,5 proc., do niemieckiego poziomu, jego kadencja zostałaby oceniona jako udana. Biorąc pod uwagę nieco wyższą wydajność pracy we Francji, mogłoby to przynieść imponujące wyniki. Jednak jeśli uda mu się to osiągnąć, dokona tego podążając inną ścieżką niż Niemcy.

>>> Czytaj też: Jak Grecja ma się uporać z kryzysem? Bloomberg: Powinna brać przykład z Polski