Zarządzający norweskim państwowym funduszem majątkowym chcą się pozbyć aktywów związanych z giełdowymi inwestycjami w ropę i gaz. Decyzja ta jednak nie wynika z troski o środowisko, ale z chęci większej dywersyfikacji – pisze Sony Kapoor, który przez wiele lat doradzał norweskiemu rządowi.

Niedawna decyzja zarządzających norweskim państwowym funduszem majątkowym, aby poprosić resort finansów o zgodę na pozbycie się wszystkich udziałów w przedsięwzięciach związanych z ropą naftową i gazem, spotkała się z dużą falą ekscytacji, szczególnie wśród aktywistów z obszaru ochrony środowiska. Chodzi o 6 proc. wszystkich udziałów funduszu, których wartość wynosi ok. 37 mld dol.

Zanim jednak ekolodzy otworzą szampana, warto przyjrzeć się nieco bliżej tej sytuacji.

Bill McKibben, założyciel organizacji 350.org decyzję funduszu nazwał „zadziwiającą” i porównał ją do działań Rockefellerów, którzy także wycofują się z inwestycji w paliwa kopalne. Paul Fisher z Cambridge Institute for Sustainability Leadership stwierdził, że norweski fundusz “nie chce już dłużej podejmować coraz większego ryzyka związanego z inwestycjami w gaz i ropę”. Z kolei Stephanie Pfeifer, szefowa the Institutional Investors Group of Climate Change powiedziała, że inwestorzy będą teraz coraz bardziej interesować się przechodzeniem na inwestycje związane z niską emisją gazów cieplarnianych.

Tymczasem rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Jako ktoś, kto był zaangażowany w niezwykle powolne tempo zmian w strategii inwestycyjnej funduszu przez dekadę (najpierw jako doradca norweskiego rządu, a potem jak badacz), mogę powiedzieć z dużą pewnością, że propozycja funduszu nie idzie aż tak daleko, jak to sobie wyobrażają obrońcy środowiska. Przedstawiając propozycję bowiem, bank centralny bardzo wyraźnie stwierdza, że nie zajmuje stanowiska ws. przyszłości ropy i gazu.

Reklama

Choć funduszem zarządza Norges Bank Investment Management (NBIM), który jest częścią norweskiego banku centralnego, to za strategię inwestycyjną odpowiada norweskie ministerstwo finansów. Resort nalegał, aby fundusz był zarządzany w sposób „samodzielny”, a NBIM uważnie śledził globalne notowania indeksów akcji i obligacji. Ministerstwo finansów, które ma niewielką wiedzę na temat finansów, pozwalało jedynie bankowi NBIM w strategii inwestycyjnej na odchylenia od tych indeksów rzędu 1,25 proc. Wyjaśnia to, dlaczego „fundusz ropy” (nazywany tak, ponieważ większość dochodów pochodzi z inwestycji w ropę i gaz) dziesiątki miliardów dolarów na giełdzie zainwestował właśnie w ropę i gaz.

Dla każdego, kto ma choćby pobieżną wiedzę o finansach i gospodarce, takie związanie się z jednym sektorem jest głupotą i oznacza jednocześnie wystawienie się na poważne ryzyko, gdy w danym sektorze pojawią się większe zakłócenia.

Gdy dodamy do tego fakt, że Norwegia jest uzależniona od swojej głównej firmy związanej z ropą naftową – Statoil, oraz że norweski rynek akcji oraz fundusze emerytalne także są zdominowane przez inwestycje w ropę i gaz, to początkowa głupota wydaje się wręcz szaleństwem.

Niedawna likwidacja 50 tys. miejsc pracy w sektorze naftowym w następstwie spadku cen surowca może służyć za przykład, jak bardzo Norwegia jest uzależniona od wydobycia ropy i gazu (sektor ten odpowiada za 20 proc. PKB kraju i za połowę całego eksportu).

W obliczu faktu, że “fundusz ropy” w ciągu ostatnich pięciu lat podwoił swoją wartość, norweski bank centralny powoli zwiększa zakres wiedzy o zarządzaniu ryzykiem. W ubiegłym roku utworzono stanowisko zastępcy przewodniczącego NBIM. To mocno spóźniona próba wzmocnienia słabej struktury zarządczej, tym bardziej wobec trudnego do wyjaśnienia faktu nieobecności profesjonalnego zarządu.

Ponadto rada banku centralnego ogłosiła, że będzie przyjmować bardziej wyrafinowane stanowisko ws. zarządzania ryzykiem w ramach funduszu.

Biorąc to wszystko pod uwagę, decyzja, aby poprosić ministerstwo finansów (które zgoda jest wymagana) o usunięcie inwestycji w ropę i gaz z puli inwestycji giełdowych funduszu, jest logiczną konsekwencją przyjęcia szerszej perspektywy. To wielka poprawa względem poprzedniego podejścia resortu finansów. Rozwiązania takie sugerowałem norweskiemu rządowi już w 2008 roku, a później jeszcze wiele razy, ale tego typu sprawy w Norwegii postępują bardzo wolno.

Nawet dziś nie wiadomo, czy pozbycie się aktywów związanych z ropą i gazem faktycznie dojdzie do skutku. Ministerstwo finansów bowiem wetowało wcześniejsze propozycje NBIM, choćby prośbę o możliwość inwestowania w infrastrukturę (to naturalna grupa aktywów, którą uwzględniają długoterminowi inwestorzy). Biorąc pod uwagę przywiązanie resortu finansów do potężnego przemysłu naftowego w Norwegii, ministerstwo może powiedzieć „nie” po raz kolejny.

Innym powodem, dla którego obrońcy środowiska nie powinni świętować zbyt wcześnie, jest fakt, że NBIM bardzo jasno zaznaczył, że obecna propozycja nie ma związku z ryzykiem klimatycznym. Chodzi po prostu o staromodną dywersyfikację. To dobrze dla Norwegii? Zasadniczo tak, ale nie oznacza to, że kraj utracił wiarę w ropę i gaz.

Aby ekolodzy jednak nie stracili nadziei, jest też i dobra wiadomość. Po pierwsze, propozycja NBIM nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie prawdziwa obawa o żywotność paliw kopalnych. Po drugie, następnym logicznym krokiem z perspektywy większej dywersyfikacji ryzyka (którą powoli przyjmuje resort finansów), jest zwiększenie puli 5 mld dol. inwestycji w ramach funduszu na zielone inwestycje. Po trzecie, inne fundusze na świecie, które także opierają się o inwestycje w paliwa kopalne, zapewne będą chciały pójść ślady norweskiego funduszu.

>>> Czytaj też: Norwegia: Państwowy fundusz emerytalny przekroczył bilion dolarów